Jak trafisz na dobra położna podczas porodu to jest szansa ze ani nie będziesz nacinana ani nie pękniesz - tylko rozmasuje Cie. Masaż w trakcie porodu nie należy do najprzyjemniejszych bo boli ale dzięki temu uratuje przed nacinaniem. Ja przy pierwszym porodzie byłam nacięta na ok 8 szwów - na szczescie nacieli mnie podczas skurczu wiec nawet nie widziałam ze byłam nacięta. Drugi porod dzięki wspaniałej położnej odbyl się bez dodatkowego szycia
trzeci porod niestety CC - i to największy błąd mojego życia - na całe szczęście dzieci (bo blizniaki) są zdrowe - ale nie polecam nikomu CC.
Opisując krótko wszystko co przeszłam - pierwszy porod 2011 - ponad 12 godzin męczarni, znikające skurcze, lub skurcze sięgające 170% - ból i zmęczenie - bo na porodowke trafiłam wieczorem a urodziałam po 9 rano. Ból po nacięciu naszczęście nie trwał długo - siadalam po ok tyg ale ból podczas skurczy i samego porodu targal moim ciałem jeszcze dobrze z pół roku po porodzie. Drugi porod - 2014- o ok 10 rano odszedł mi czop, o ok 12.30 pojechałam do położnej na ktg (nie pokazało ani jednego skurczu a były już co ok 5 min) po czym pojechałam na obiad (pamietając zmęczenie i głód poprzedniego porodu
) I ok 14.15 trafiłam na porodowke, a o 16.12 na świecie był moje drugie maleństwo - takiego porodu życzę każdej - skurcze na poziomie 60 - delikatne a jednak wystarczające do porodu druga faza aż 8 min i ulga
trzeci porod jak juz wspomniałam wcześniej CC - za namową lekarzy na oddziale patologii - leżałam z powodu cholestazy, która z początku z powodu niskich wyników lekarze delikatnie mówiąc olali -aspat ok 60 alat ok 80 fosfataza ok 200 - z takimi wynikami wylądowałam w piątek w szpitalu ( bo nie mogłam poradzić sobie ze świadem rąk i nóg - masakra) i teoretycznie dostałam leki - w sobotę dr na obchodzie mnie wyśmiał ze z takimi wynikami to nie powinnam nic czuć. Super.... w poniedziałek miałam wyniki powtórzone i co się okazało aspat 150 alat ponad 300 i dopiero załączyli mi leki bo co się okazało wcześniej dostawałam tylko hepatil.... fuck - byłam wściekła jak nie wiem co... ech szpitale. We wtorek zaczęłam tez odczuwać coraz bardziej regularne choć na szczęście delikatne skurcze - w środę mieli mi powtórzyć badania - ale ordynator który był na obchodzie podczas porannego badania ktg ( nie wykazało żadnego skurczu) zauważył ze brzuch spina mi się co ok 5 min (36+3 tc ) i wziął mnie na badania i okazalo sie ze mam 4.5 cm rozwarcia i wyczuwalna główkę. No to szybka decyzja i cięcie. O 12.29 urodził się syn o 12.31 córka. Mnie pozszywali i odstawili do pokoju po. Dzieci z racji wczesniactwa zabrali na obserwacje. Po 8 godz miałam wstać - jednak po ok 6 mój brzuch zaczął rosnąć - krwiak - rosnący w takim tempie ze o 22 mój brzuch wyglądał jak by znów były w nim dzieci - ponownie na stół. Reoperacja trwała ok 3 godz. A mój brzuch,krocze i uda fioletowe były przez ponad tydzień
postawili mnie na nogi o ok 20 następnego dnia, po czym żeby było mało kolejnego dnia miałam zator plucny - przyczyną - nieznana, ale to nadal nie wszystko - jeszcze pojawił się popunkcyjny ból głowy - rezonans głowy nic nie wykazał - zrobili mi zatem łate. Ech najgorszy mój porod... a do siebie dochodziłam ponad 2 miesiące... Wiec szczerze podziwiam kobiety które na własne życzenie idą na cc - po sn pomimo nie możności siedzenia przez czas jakiś człowiek szybciej odzyskuje siły. Po pierwszym biegałam po ok 3 godzinach po drugim chcialam iść do syna bo wzięli go na oddział noworodkowy zaraz po ale kazali mi 2 godz leżeć wiec poszłam po 2 godz.
Ale się rozpisałam