Cześć, spędziłam dzisiaj pół dnia na czytaniu waszych wypowiedzi
A więc tak jestem Magda, mam 32 lata, pierwsza ciąża, 6+1tc , mam w domu 7 letniego synka którego kocham nad życie, ale może od początku.
10 lat temu po rocznym staraniu się o dzidziusia dowiedzieliśmy się że plemniki mojego męża są za nie produktywne, słaba jakoś i znikoma ruchomość. Lekarz prowadzący powiedział nam że szansa na zajście naturalnie w ciążę jest znikoma, inseminacji ma 30% szans więc nie będzie z nas kasy zdzieral, a IV ma 40-50% szans ale ja na to akurat się nie zgodziłam bo to była stanowczo za dużą ingerencja w moje ciało a na świecie jest mnóstwo dzieci do kochania. Dlatego podjęliśmy decyzję o adopcji, po 1,5 roku mieliśmy ślicznego 6 miesięcznego synka. Dawno zapomnieliśmy o własnym biologicznym dziecku. 10 lat później 6 lutego miałam dostac miesiaczke. Między czasie zrobiłam podstawowe badania krwi i wyszło że mam niedobor kwasu foliowego (3.1 norma od 4.6) lekarka sugerowała ciążę a ja się z tego śmiałam. Minął dzień, dwa, trzy dni od spodziewanej miesiączki, doszedł brak apetytu, lekkie mdłości na myśl o jedzeniu, zamiast okresu śluz, bóle piersi, jedzenie jak już jadłam smakowało nijako. 4 dnia mówię do męża że idę zrobić test a on że jestem niepoważna, on już zna wynik i nie potrzebnie o tym myślę. Otóż jakie było nasze zdziwienie gdy na 3 testach wyszły dwie kreski. Do dzi jesteśmy w szoku, ja się cieszę juz i obawiam czy pokaże się zarodek i serduszko w poniedzialek, natomiast mój mąż nie potrafi wyjść z szoku , mówi że trochę się cieszy ale trochę. Kochaliśmy się 22 stycznia,do tej pory nic
, z aplikacji wychodzi że do zaplodnienia doszło 23 stycznia więc totalnie nie może być inaczej
robiłam betę na 7 dzień od spodziewanej miesiączki i wyszła 1900 , lekarz w 5 tv potwierdził pęcherzyk płodowy i kazał przyjść za dwa tygodnie. Czekam z niecierpliwością, niepewnością i nadzieja ❤❤❤
Przepraszam że tak długo, dzięki za do czytanie do końca ❤❤❤