Hej dziewczyny! Witam Was sobotnio U nas wprawdzie 16 st. ale słonko za chmurami, więc szału zbytnio nie ma
Wkurzyłam się dziś od samego rana tak, że głowa mała. Przez te moje nerwy dzidzia będzie chyba najbardziej znerwicowanym dzieckiem na oddziale
Wczoraj przychodzi do mnie do przychodni babka ze skierowaniem do poradni chorób zakaźnych, z dopiskiem PILNE. Tłumaczę jej, że obecnie kończy nam się kontrakt i że czekamy na informacje z NFZ czy dostaniemy umowę na kolejny rok i że pod koniec maja powinniśmy mieć już wiadomości na ten temat, no a że na razie niestety nie rejestrujemy. Że raczej kolejny kontrakt dostaniemy, no ale trzeba czekać. Na co ona, oburzona, że w pracy ukuła się igłą, że nie wiadomo kto z niej wcześniej korzystał i że ona MUSI JUŻ. Więc jej mówię, że u nas, to dziś nawet lekarza nie ma, że bardzo mi przykro, ale bez kontraktu nic nie załatwimy i żeby najlepiej, jeśli poprosi swojego lekarza rodzinnego o skierowanie na oddział zakaźny do szpitala (mamy taki w mieście, więc dostałaby się od ręki), albo niech się kieruje do Łodzi, bo jedynie w ten sposób uzyska jakąś pomoc. Pokrzyczała, pokrzyczała, poszła. Dziś rano idę do sklepiku do chleb, a w sklepie kto? Ta kobieta we własnej osobie... Sklep taki wiecie- typowy spożywczak, miejsca mało, ludzi dużo, a ona podchodzi do mnie i pyta, czy pracuję tu i tu. Mówię, że tak, ale że teraz, to ja jestem tu prywatnie i nie będę z nią na tematy związane z moją pracą rozmawiała, że jeśli chce pogadać, to bardzo chętnie, ale zapraszam w poniedziałek do przychodni. Ale oczywiście ona nie słucha i zaczyna mi tłumaczyć, że musiała wczoraj do Łodzi do Barlickiego jechać, żeby zastrzyk dostać. Więc mówię, że bardzo się cieszę, że znalazła pomoc. Na co ona, że jak się w Łodzi dowiedzieli, że my jej nie powiedzieliśmy, gdzie ma szukać pomocy, to byli OBURZENI i że ja powinnam wiedzieć takie rzeczy. Więc pytam jej, co za lekarz wystawił jej skierowanie i dlaczego on nie powiedział jej, co powinna zrobić? I że skoro w pracy ma do czynienia z odpadami medycznymi, to dlaczego nie mają zasad postępowania w podobnym przypadku? No to zaniemówiła. Więc kontynuuję, że najłatwiej jest mieć pretensje do zwykłego pracownika administracji, ale że z uwagami do własnego szefa, ani własnego lekarza już nie pójdzie, to przecież kto to widział robić uwagi lekarzowi, czy szefowi. W sklepie oczywiście zrobiła się cisza, każdy ucho nadstawia, żeby usłyszeć jak najwięcej, a moje ciśnienie rośnie do niebezpiecznych rozmiarów. Strasznie mnie wkurzyła ta bezczelna kobieta. Ja rozumiem, że była zła, że nie udzielono jej na miejscu pomocy, ale żeby obcemu człowiekowi, w czasie wolnym od pracy, w sklepie robić wymówki to już jest szczyt bezmyślności. Ja nie wiem, co Ci ludzie mają w tych swoich głowach. Ja bym w życiu nie pomyślała, żeby się tak zachować. Gdybym miała uwagi, poszłabym do przychodni i tam to wyjaśniła, a nie w sobotę w sklepie spożywczym :/ Ręce i cycki opadają
Wkurzyłam się dziś od samego rana tak, że głowa mała. Przez te moje nerwy dzidzia będzie chyba najbardziej znerwicowanym dzieckiem na oddziale
Wczoraj przychodzi do mnie do przychodni babka ze skierowaniem do poradni chorób zakaźnych, z dopiskiem PILNE. Tłumaczę jej, że obecnie kończy nam się kontrakt i że czekamy na informacje z NFZ czy dostaniemy umowę na kolejny rok i że pod koniec maja powinniśmy mieć już wiadomości na ten temat, no a że na razie niestety nie rejestrujemy. Że raczej kolejny kontrakt dostaniemy, no ale trzeba czekać. Na co ona, oburzona, że w pracy ukuła się igłą, że nie wiadomo kto z niej wcześniej korzystał i że ona MUSI JUŻ. Więc jej mówię, że u nas, to dziś nawet lekarza nie ma, że bardzo mi przykro, ale bez kontraktu nic nie załatwimy i żeby najlepiej, jeśli poprosi swojego lekarza rodzinnego o skierowanie na oddział zakaźny do szpitala (mamy taki w mieście, więc dostałaby się od ręki), albo niech się kieruje do Łodzi, bo jedynie w ten sposób uzyska jakąś pomoc. Pokrzyczała, pokrzyczała, poszła. Dziś rano idę do sklepiku do chleb, a w sklepie kto? Ta kobieta we własnej osobie... Sklep taki wiecie- typowy spożywczak, miejsca mało, ludzi dużo, a ona podchodzi do mnie i pyta, czy pracuję tu i tu. Mówię, że tak, ale że teraz, to ja jestem tu prywatnie i nie będę z nią na tematy związane z moją pracą rozmawiała, że jeśli chce pogadać, to bardzo chętnie, ale zapraszam w poniedziałek do przychodni. Ale oczywiście ona nie słucha i zaczyna mi tłumaczyć, że musiała wczoraj do Łodzi do Barlickiego jechać, żeby zastrzyk dostać. Więc mówię, że bardzo się cieszę, że znalazła pomoc. Na co ona, że jak się w Łodzi dowiedzieli, że my jej nie powiedzieliśmy, gdzie ma szukać pomocy, to byli OBURZENI i że ja powinnam wiedzieć takie rzeczy. Więc pytam jej, co za lekarz wystawił jej skierowanie i dlaczego on nie powiedział jej, co powinna zrobić? I że skoro w pracy ma do czynienia z odpadami medycznymi, to dlaczego nie mają zasad postępowania w podobnym przypadku? No to zaniemówiła. Więc kontynuuję, że najłatwiej jest mieć pretensje do zwykłego pracownika administracji, ale że z uwagami do własnego szefa, ani własnego lekarza już nie pójdzie, to przecież kto to widział robić uwagi lekarzowi, czy szefowi. W sklepie oczywiście zrobiła się cisza, każdy ucho nadstawia, żeby usłyszeć jak najwięcej, a moje ciśnienie rośnie do niebezpiecznych rozmiarów. Strasznie mnie wkurzyła ta bezczelna kobieta. Ja rozumiem, że była zła, że nie udzielono jej na miejscu pomocy, ale żeby obcemu człowiekowi, w czasie wolnym od pracy, w sklepie robić wymówki to już jest szczyt bezmyślności. Ja nie wiem, co Ci ludzie mają w tych swoich głowach. Ja bym w życiu nie pomyślała, żeby się tak zachować. Gdybym miała uwagi, poszłabym do przychodni i tam to wyjaśniła, a nie w sobotę w sklepie spożywczym :/ Ręce i cycki opadają