Dziulka, to może zamiast stawać na wagę, zacznij mierzyć obwody.
Gdy ktoś tak intensywnie ćwiczy, jak Ty, to moze to jest lepszy sposób na zobaczenie, ile "poszło" ;-).
Zwłaszcza, że wszyscy Ci mówią, że wizualnie Cię ubywa
.
Zpomniałam Wam napisać- wreszcie zapisaliśmy Amelkę na tańce .
Zupełnie przez przypadek
.
Bo taka zabawna sytuacja w piątek powstała :
jak zwykle , gdy zabieramy Amelkę do domu, dzieci nas obstępują i pytają, czy mogą jechac z Amelka, pobawić się u niej. Jeśli akurat mamy wolne popołudnie, tzn. ja nie idę do pracy czy nie musimy jakichś zakupów robic, zabieramy jakąś koleżankę czy kolegę (z doświadczenia wyszło nam, że , póki co, jedno dziecko na raz. Gdy braliśmy kilkoro, zawsze tworzyły się "kliki" i były kłotnie, ze jedni nie chcą się bawić z drugimi itp. ). W piątek akurat Dana była pierwsza, więc , jako, że dawno nie była u Amelki, bo nie było jej w przedszkolu, stwierdziliśmy, że ok. , nie ma sprawy, może jechac z nami. I zaczęły się schody. Bo nie wzięłam ze sobą telefonu, nie miałam jak zapytać. Rezolutna Dana stwierdziła, że nic nie szkodzi, że możemy jechac do jej domku i zapytać mamusi . No, ok, zwłaszcza, że mieszka blisko, prawie naprzeciw przedszkola. Zajeżdżamy tam, a tu zonk- nikogo nie ma w domu
...co robić???Przeciez nie zostawimy z powrotem dziecka w przedszkolu, byłoby jej bardzo przykro. Ok, decyduję się na wejście jeszcze raz do przedszkola i zostawienie karteczki z informacją dla rodziców, no i telefon do nich, jak tylko zajedziemy do domu.
Gdy pisałam tę karteczke, Sigrid, inna kolezanka Amelki, zainteresowała się, co robię. Wyjaśniłam, o co chodzi. Na to Sigrid, że w takim razie ona też chce do Amelii
. Na szczęście Margrete, jej mama, już przyszła po nią, więc mogłam zapytać. No, niestety, na piątek miały już inne plany. W sumie lepiej, bo , jak już pisałam, wolę jedno dziecko na raz.
Więc z Sigrid umówiłyśmy się na poniedziałek
.
Po przyjeździe do domu dzwonię do rodziców Dany. Okazało się, że , niestety, tego popołudnia nie da rady , i że zaraz po nią przyjadą.
Dana w płacz, bo , oczywiście, już nastawiła się na zabawę.
I wtedy mama Dany pyta : "Bo my mamy dziś po południu zajęcia z tańca w E. . A Amelka nie chciałaby też chodzić? "
Ja na to, że z pewnością bardzo by chciała, ale do tej pory nie znaleźliśmy żadnej odpowiedniej szkoły tańca tu, w pobliżu. Owszem, była jedna w Odense, ale to za daleko - 40 km w jedną strone. Na to tata Dany, że to właśnie filia tej z Odense .
Umówiliśmy się, ze podjedzie po nas i zabierze nas na te tańce . Troszkę się obawiałam, czy tak "z marszu" Amelka będzie mogła uczestniczyć w zajęciach, czy będzie jeszcze miejsce w tej samej grupie,no, ale raz kozie śmierć
- spakowałam strój do tańca, buciki i pojechaliśmy. Na szczęście udało się, tata Dany poprosił, czy jej przyjaciółka tez mogłaby byc w tej samej grupie, bo dojeżdżamy z innej miejscowości , blablabla , i stwierdzili, że da się to zrobić. Niestety, nie widziałam Amelki "w akcji", bo rodzice nie wchodzą na salę, by nie rozpraszać dzieci. Ale po wyjściu była szczęśliwa, zziajana, więc chyba dobrze się bawiła- mówiła, że podoba jej sie i chce dalej chodzić (na szczęście pierwsze dwa miesiące są próbne i można zrezygnować bez konsekwencji- tzn . opłacania kursu do końca ). Mam nadzieję, że nadal z takim entuzjazmem będzie potem podchodzila do sprawy.
No i fajnie, że możemy na zmianę z rodzicami Dany wozić dziewczynki . Zawsze to co drugi piątek "free" dla jednych rodziców. Bo jakby np umówić sie jeszcze tak, że w te dni przynoszą już do przedszkola strój do tańca i buciki, wówczas mogę na przykład odebrać obie, dać im obiadek, troszkę się pobawią, pojadą na tańce, potem jeszcze z godzinka zabawy i odstawiamy do domu czy rodzice odbierają ok. 19.00. W ten sposób jedna para miałaby piątkowe popołudnie wolne na załatwienie czegos czy po prostu odpoczynek ;-). Muszę podsunąć ten plan rodzicom Dany, zobaczymy , co oni na to.
Miłej niedzieli !