reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Październikowe Mamy 2010

Joli77 szpital na peryferiach widzę że wszędzie, więc i u Nas się zaczęło...
To u Gabi by tak szybko wyszło, jaki jest okres wykluwania się???
A toną prania się nie przejmuj, przecież pralka wszystko wypierze a co do dywanów to może ściągnij.
 
reklama
Joli, tak myślałam że może tyle trwać ale nie byłam pewna. Więc dywan zwiń w kąt i miej go daleko w poważaniu, chyba że masz zimną podłogę? Ja w sumie też miałam jeden ale teraz Oliwii w pokoju też położyłam taki mały ale fajnie się go odkurza więc luz. U siebie mam taki z długim włosem i nikomu nie polecam, bo dawno bym go już wywaliła.
 
Joli nie pomyka bo ja nie mam jakoś mocnego ciśnienia. Spokojnie i stopniowo. Nie miałam ciśnienia ze smoczkiem i co poszło w jeden dzień. Mam nadzieje że i z pieluchą będzie łatwiej. Kolezanka martwiła się i też w ciągu tygodnia małą w ciągu dnia odpieluchowała. A potem w nocy się artwiła jakto będzie i poszło dosłownie w jedną noc. Poprostu dziecka nie ma co popędzać. Było już tak że sama sikała i pieluchy były puste a teraz się cofneła wiec może idzie w dobym kierunku.
A do nocnika umie robić tylko wołać się panience nie chce bo przecież po co.

Kania dziś o 5,30 już się tak nie cieszyłam jak Laura mówiła że chce spać i zostajemy w domu. Cała drogę jeszcze pytała czy nie wróciy do domku
Zdówka dla Olisi
 
Dawidowe- ja też jej do niczego nie zmuszam , przyjdzie czas że będzie wołała siku.Ale mam porównanie ze starszą która załapała w wakacje jak skończyła dwa lata. A Gabi nie załapała przez 2 miesiące wakacji.dałam spokój ale teraz mam wolne to znowu próbujemy może a nóż się uda.;-)
 
Dawidowe to moja o dziwo dziś spała do 8 ale z pobudkami nocnymi, częstymi i non stop teraz gada przez sen...
Joli najważniejsze nie zmuszać, u Nas długo to trwało, jeszcze w nocy śpi w pieluszce ale w dzień woła.

Spadam do łóżka bo już pobudek było sporo...a brzuch mam twardy jak kamień.
Na zgagę pomógł mi gaviscon ale dzięki za info o innych sposobach.
 
Ostatnia edycja:
Kania Moja dziś o 3 powiedziała że chce mleko i iść do żłobka. Kazałam jej spać i zasnęła za to o 5,30 już nie chciała tak bardzo iść;-).
A długo zdarzały się wpadki w dzień?
 
witam wieczorem. dlugo smecic nei bede. w nocy nei spalam wcale prawie - stres i nerwy... rano pojechalam sie uzerac i drzec morde do francuskiego zusu o papiery mamy ktore musialy byc na jutro gotowe a wszelkie agencje pozamykane poza JEDYNA na caly Lyon. poza tym u nas spadl snieg i czekalam na tramwaj 40 minut zla niewyspana zestresowana, wiedzialam ze mama juz na stole operacyjnym a ja nic nei moge zrobic... najchetniej warowalabym jak pies pod drzwiami.... w koncu sie wscieklam i pojechalam taxi zalatwic sprawe do tego jedynego zusu i tak darlam ryja ze mnie bez kolejki zalatwili ( a ludzi bylo ze czarno!!!). wrocilam do domu zjadlam kawalek lazanii w biegu i do szpitala. wm iedzyczasie dzwonili mi ze juz po operacji jest mama na sali wybudzen ze wszystko ok. jak poszlam do niej to juz byla w swoim pokoju. odlatywala co chwila. gadala ze mnai odlot, i tak caly czas. podlaczonap od kroplowki i tlen. ja zas jestem wyprana emocjonalnie tak ze usnelam u niej na krzesle... padlam na ryj.
a operacja to na haluxa miala. niby niewielka operacja ale dosc ciezka i dlugotrwala. jutro prosto po robocie odbieram mame i zawoze do domu i wreszcie odpoczne od dzwonienia i latania po lekarzach... bede meic urwanie glowy bo zakupy jakies bede musiala jej podrzucic czy cos.

a tak wogole to u nas spadl snieg cale 5 cm i od razu paraliz komunikacji... ja auta nie bralam bo moj mozg nei funkcjonowal dzisiaj normalnie....

jak wrocilam wieczorem zrobilam jeszcze obiad - ziemniaki i kielbase w czerwonym winie... jak Leane wsuwala!!!!! nie myslalam ze jej bedzie smakowac! potem taca serow ( BETTI mysle o tobie hahaa) i moje dziecko zapragnelo najbardziej smierdzacego sera. mowie jej ze jak go ze to ja chyba sie przezegnam... no i sie przezegnalam.... jak jutro bedzie baczki puszczac to ja uciekam z domu:)))

jutro wieczorem ide na 2h na zumbe... dam z siebie maksa....doczekac sie nie moge.
 
reklama
Dziulka, na szczęście Dania pod wzgledem serów mnie pozytywnie zaskoczyła (wina zresztą też:tak:- ja zawsze myslałam, ze Duńczycy to piwo i piwo, a okazuje się, że "nauczyli się" pić wino , więc problemu z tym nie ma.Pewnie, ze to nie Francja, gdzie wybór (i ceny:sorry:, ach...), ale jakoś da się przezyć.).Nawet ostatnio w pobliskiem miasteczku otwarto "fromagerie", i nawet niektóre francuskie można tam dostać:tak:.Pewnie, że to nie to samo, co Francja, no, ale cieszmy się z drobnych łask, bo pod innymi wzgledami to z jedzeniem w Danii "bida":no::-(.Mają mały wybór, wędliny to nawet Duńczycy twierdzą, ze niejadalne, ryby też tylko łosos, flądra i śledź (jak marynowany, to na słodko, innego nie dostaniesz, no, chyba, ze do Lidla "rzucą" niemieckie ).Z wyborem warzyw i owoców tez cienko...Nie ma porównania z polskimi sklepami, nie mówiąc o francuskich...Z przypraw to znają sól i pieprz, no i gotową mieszankę curry...Fakt, ze to, co mają w sklepach jest dobrej jakości, w porównaniu do Polski .No, ale monotonnie....Człowiek tęskni za tym wyborem, jaki miał w Polsce.Śmieszne, nie?Polska niby taki "biedny " kraj, ale jeść umiemy lepiej:tak:.

Ja wczoraj "cwile grozy " przezyłam.Akurat wypadł dzień "legestue", w ktorym nie wozimy Amelki do niani , do domu, tylko do sali zabaw w pobliskim miasteczku.U nas co dwa tygodnie kilka niań ze "swoimi" dzieciaczkami spotyka się w takim "przechodnim żłobku".W sensie, że jest wyposażony jak normalny żłobek, wszystko dzieci w nim mają,wielka salę zabaw z fajnymi urządzeniami, tylko co dzień inna "ekipa" niań z dziećmi go "okupuje".No, więc zawieźliśmy Amelkę , z wózkiem do spania (niby maja tam "komunalne", ale szczerze mówiąc, wolę zawieźć cały wózek, niż "bawić się" w wyciąganie całej pościeli, tych wszystkich materacyków, spiworów, kocyków itp.).Potem m. miał jechac z szefem po jakąś maszyne, która on kupił, az na Zelandię. No, ok. Ale jak o 15.30 jeszcze go nie było, na telefony nie odpowiadał, to juz cała w nerwach byłam.Tu śnieżyca, waliło równo, ze ledwo co było widac, Amelka 4 kilometry stąd, do 16.30 trzeba ją odebrać.W końcu o 16.00, jak nadal znaku zycia nie dawał, poszłam do biura, do naszego drugiego szefa, Kevina, i mówie mu, że mam problem i potrzebuję jego pomocy, by mnie zawiózł tam, żebym na czas dziecko zdażyła odebrać.Wracać chciałam pieszo, bo on nie ma fotelika to raz, a po drugie , wózek by się nie zmieścił do jego małego autka.Kevin wielkie oczy zrobił, spytał, czy jestem pewna, ze dam radę wrócić pieszo z wózkiem:eek:.No, ale jakie miałam wyjście???? Na szczęście w ostatniej chwili, głupia, uswiadomiłam sobie, że przeciez nasze auto stoi w garażu :-):tak:.Więc pojechalismy naszym.Oczywiście, przy składaniu wózka i pakowaniu go do bagażnika kupa smiechu, bo zadne z nas nie umiało tego zrobić:zawstydzona/y::-D- zawsze to M. sie wózkiem zajmował, ja "pakowałam" Amelkę do fotelika. No, ale w końcu jakos daliśmy radę i szczęśliwie znalazłysmy się w domku :tak::happy:.
Miałam jeszcze tego dnia szkołę, no, ale w tej sytuacji musiałam zrezygnować, bo nie zdazyłabym, nawet, gdy M. już wróćił wreszcie.
Co za szczęście, że ten Kevin był pod ręką, bo nie wiem, co bym zrobiła...:no:...Nikt nie przewidział, że takie opóźnienie wyjdzie.Sam szef też musiał trzy spotkania odwołać, bo nie spodziewał się, że tak to wyjdzie.
Heh....to ja juz wolę nudę, niz takie "atrakcje";-):-D.
 
Do góry