dorisday2512
Fanka BB :)
co do samego czekania na poród to opowiem wam jak to u mnie bylo poprzednio.
Otóż termin mialam na 28 lipca , dwa tygodnie wczesniej jednak obudzilam się nad ranem z potwornym bólem krzyza ... ale ból byl tak wielki ,ze robilo mi sie słabo. kilka razy nawet wymiotowalam. Pomyslalam wtedy ,ze taki ból (a ja to bardzo odporna na ból jestem) to musi być juz poród , ale zastanawialam sie dlaczego boli w plecach nisko i tak promieniuje na brzuch.
Pojechalam do szpitala , gdzie okazalo sie ,ze to kolka nerkowa ! połozyli mnie na patologii i podawali leki. Zblizał sie juz tydzien jak tam bylam i mowili ze moge wracac do domu. Wtedy lekarka powiedziala mi ,że fajnie bym miala zebym sobie przy okazji urodzila. I tak tego zapragnęłam ,ze postanowilam chodzic po schodach zeby troszkę przyspieszyc sprawę. I tak dreptalam z mężem u boku na 7me piętro i na parter. Wystarczyla jedna rundka ,żebym miala dośc. hehe. W nocy obudzil mnie ból podbrzusza, taki skurcz. Popatrzylam na zegarek (zeby sprawdzic czy się powtórzy i czy to coś regularnego) i zasnęłam. Za chwilę obudziłam sie znów z takim samym skurczem , spojrzalam na zegarek , ale nie pamietalam która byla godzina poprzednio hihi. I znow zasnelam.... kiedy obudzil mnie kolejny skurcz , a ja znów nie pamietalam która to byla godzina, postanowilam pojsc do dyzurki ,zeby sprawdzily czy wszystko ok i w razie czego daly mi moze nospe (jakos nie sądzilam ze to skurcze porodowe). Pani połozna oznajmila mi ze , ze poród sie zaczął i zebym dzwonila po meza. Mowila ze rozwarcie juz jest na 3 cm i jest jeszcze sporo czasu , wiec mam sie spakowac , czekac na meza i przejsc z nim na sale porodową. pamiętam ze czekalam z torbą na korytarzu (gdzie swiatla byly pogaszone) , siedzialam sobie cichutko na ławeczce ... i jak mąż przyszedł to przeszedl obok mnie i nawet mnie nie zauwazyl. Jak go zawolalam ,to zwariowal , bo myslal ze ja juz leze i pewnie zaraz bedzie przecinał pępowinę. Do tego etapu zeszlo jeszcze kilka dobrych godzin. Urodzilam o 9tej rano dokladnie tydzien przed planowanym terminem.
Otóż termin mialam na 28 lipca , dwa tygodnie wczesniej jednak obudzilam się nad ranem z potwornym bólem krzyza ... ale ból byl tak wielki ,ze robilo mi sie słabo. kilka razy nawet wymiotowalam. Pomyslalam wtedy ,ze taki ból (a ja to bardzo odporna na ból jestem) to musi być juz poród , ale zastanawialam sie dlaczego boli w plecach nisko i tak promieniuje na brzuch.
Pojechalam do szpitala , gdzie okazalo sie ,ze to kolka nerkowa ! połozyli mnie na patologii i podawali leki. Zblizał sie juz tydzien jak tam bylam i mowili ze moge wracac do domu. Wtedy lekarka powiedziala mi ,że fajnie bym miala zebym sobie przy okazji urodzila. I tak tego zapragnęłam ,ze postanowilam chodzic po schodach zeby troszkę przyspieszyc sprawę. I tak dreptalam z mężem u boku na 7me piętro i na parter. Wystarczyla jedna rundka ,żebym miala dośc. hehe. W nocy obudzil mnie ból podbrzusza, taki skurcz. Popatrzylam na zegarek (zeby sprawdzic czy się powtórzy i czy to coś regularnego) i zasnęłam. Za chwilę obudziłam sie znów z takim samym skurczem , spojrzalam na zegarek , ale nie pamietalam która byla godzina poprzednio hihi. I znow zasnelam.... kiedy obudzil mnie kolejny skurcz , a ja znów nie pamietalam która to byla godzina, postanowilam pojsc do dyzurki ,zeby sprawdzily czy wszystko ok i w razie czego daly mi moze nospe (jakos nie sądzilam ze to skurcze porodowe). Pani połozna oznajmila mi ze , ze poród sie zaczął i zebym dzwonila po meza. Mowila ze rozwarcie juz jest na 3 cm i jest jeszcze sporo czasu , wiec mam sie spakowac , czekac na meza i przejsc z nim na sale porodową. pamiętam ze czekalam z torbą na korytarzu (gdzie swiatla byly pogaszone) , siedzialam sobie cichutko na ławeczce ... i jak mąż przyszedł to przeszedl obok mnie i nawet mnie nie zauwazyl. Jak go zawolalam ,to zwariowal , bo myslal ze ja juz leze i pewnie zaraz bedzie przecinał pępowinę. Do tego etapu zeszlo jeszcze kilka dobrych godzin. Urodzilam o 9tej rano dokladnie tydzien przed planowanym terminem.