Nareszcie popadało w nocy, bo nie było do wytrzymania już. Cała się rozpływałam. Dzisiaj nie ma słonka. Uff.
Ja niby mam moją pracę licencjacką napisaną,ale muszę porobić teraz poprawki estetyczne, które zaleciła mi moja pani promotor. Też się do tego zabrać jakoś nie mogę, bo ciągle coś innego muszę robić- na przykład we wtorek mam egzamin i próbuję się na niego uczyć,ale jakoś ciężko mi do głowy to wchodzi.
Dzisiaj zaczęłam niedziele płaczliwie. Zadzwonił G. na telefon bo jest poza Krakowem no i tak jakoś wyszło że się posprzeczaliśmy a teraz ja się o to obwiniam. W sumie co ja mogę za to że nie jestem idealna? Zaczęło się w sumie od tego,że zapytałam się go czy mnie kocha.. jakoś tak potrzebowałam tego usłyszeć, bo mi jest źle.. no a on nie odpowiedział, bo stwierdził że takich rzeczy nie będziemy przez telefon mówić, że to nie w jego zwyczaju, a dzisiaj przecież wraca. No to zaczęłam mu truć głowę,że mnie w ogóle nie rozumie, że jest mi po prostu źle i potrzebowałam odrobiny takiej "czułości", upewnienia się w tym że mnie kocha, że chce ze mną wziąść ślub nie ze względu na naszego przyszłego syna tylko z prawdziwej, szczerej miłości i chęci bycia z tą drugą osobą. No a on mówi że ja sobie ciągle coś urajam w głowie i potrafię co tydzień o to samo się pytać, że ma tego dość bo przecież mówił mi a ja znowu sobie coś wkręcam że tak nie jest.
A ja po prostu chciałam usłyszeć że mnie kocha
Teraz się obwiniam i stwierdzam że jestem zła kobieta dla niego i jeszcze go stracę jak tak dalej będzie. Wydaje mi się że dużo przyczyny w moim zachowaniu z powodu hormonów, ciąży... ale on tego pewnie i tak nie zrozumie i będzie mówił że się zakrywam tym.
Idę spróbować się uczyć. Może uda mi się skupić nad tym. Wyłączyłam telefon nawet bo nie mam ochoty z nikim rozmawiać..
Weźcie mnie walnijcie, zabijcie albo coś bo wykituje sama tutaj...