Uff...nadrobic to wszystko będzie niedługo rzeczą niemozliwą

Weekend uplynął mi na zakupach bo jeszcze a to tego a to tamtego brakowało i tak jakos czas miałam wypełniony, że nie było kiedy tu zagladnąć, zwłaszcza w niedzielę. Watek rozpakowanych w miare możliwosci uzupełniam, jak bedą zdjęcia pozostałych dzieciaczków to tez dodam.
Mala_mi ja bym ta babe teraz olała, traktowała jak powietrze ale nie ma bata żebym ją potem do dziecka dopuściła, pozwoliła cokolwiek sugerować itd. Poza tym jak taka z niej wredota to po tym jak troche odpoczniecie i ochłoniecie nie wiem czy nie warto by było mysleć nad zmianą lokum bo na dziecku tez to wszytsko bedzie się odbijać. Skoro jej syn a Twój mąż jest jej "najgorszym dzieckiem" a Ty przez to tez wg niej taka zła to z małym niestety może byc podobnie - może się okazać że wcale nie będzie nim zainteresowana a wręcz przeciwnie tez bedzie dla niej "najgorszy". Póki jest malutki to jeszcze jakos to przejdzie chociaż dziecko doskonale wyczuwa atmosfere, zwłaszcza zdenerwowanie matki i to od samego początku i pod wpływem tego również robi się niespokojne. Po co mu stresy fundować, pomysł z wyjazdem na poczatku bardzo dobry bo ciekawość będzie ją zżerała, jak juz staniesz troche na nogi w przyjaznej atmosferze to wrócicie do oślicy ale może naprawde warto pomysleć nad zmiana miejsca zamieszkania bo życie z taka wariatka to masakra.
Wszystkim rozpakowanym gratuluje!
Za wszystkie szykujące sie w najblizszym czasie do rozpakunku trzymam kciuki!
Ja dzis kończe 36 tc - wow tak bardzo wyczekiwany i minął, a tylu ludzi mówiło że to będzie tak ciężko osiągnąć. Końcem 37 tc mam się zgłosić na patologie i cos bedziemy działać, no chyba, że coś wcześniej zacznie się dziać. Podbrzusze daje popalić, skurcze co jakiś czas sa ale nieregularne, podwozie kuje na maxa. W tym tygodniu jeszcze kilka badań do zrobienia, mam nadzieję że szybko to przeleci. Mały tyłeczkiem sie wypina, coraz ciężej chodzić no ale bliżej juz niż dalej

Co do stanu wkur.....a to ja na mojego M tez agresora łapie. Doprowadza mnie do szału jak gdy tylko nie biegam usmiechnieta od ucha do ucha od razu słysze "o co znów masz focha", człowiek już nie ma prawa mieć gorszego dnia, musi byc radosny od rana do nocy, nie pomysli że mozna miec juz dość. Ta ciążą to dla mnie ogromny prezent, dla Franka zrobiłabym wszystko, nawet leżała plackiem przez cały czas jej trwania ale naprawde nie jest to dla mnie "stan błogosławiony", jest ciężko, coraz większe zmęczenie, gorsze samopoczucie, do tego nie da się ukryć zawsze jakis stres chocby niewielki ale sie pojawia a facet mysli że to wszystko takie łatwe. Juz tez zaczynam warczeć bo wkurza mnie takie zachowanie.
W planie na dziś na pewno lumpek bo nowy towar a potem chyba nudy na kanapie bo pogoda raczej na spacerową się nie zapowiada...