Podzielę się z Wami... mam mega dołka od wczorajszego popołudnia. Olek się mało wczoraj ruszał. Powiedziałabym, że bardzo mało. Dzisiaj rano trochę się poruszał, ale nie przypomina to w ogóle ruchów z ostatnich trzech tygodni. To są tylko smyrania. I wszystkie na dole, gdzie jest ta pier.dolona taśma. Nie wiem czemu, ale sfilmowałam się, że on się tam na dole zaplątał i dlatego takie słabe ruchy są. Jednocześnie wcale nie chcę iść do lekarza szybciej. Bo wiem, że on i tak nic nie poradzi jeśli tak faktycznie się stało... I płaczę od wczoraj, normalnie jakiś koszmar przeżywam. Staram się tego nie okazywać, bo i tak nic kuźwa nie mogę poradzić. Jeszcze tyle tych poronień u nas, i panie w większości w moim wieku... Mój M. za każdym razem pyta "a ile ma lat ta pani, która straciła tego Maluszka?" no i zerkam na listę i oczywiście powyżej 30... Jestem załamana jakoś. Wczoraj nic nie zrobiłam, w sensie przy domu, w ogóle nic. Snułam się z kąta w kąt tylko bez jakiegoś planu, bez chęci działania, nie poznaję siebie. A tu córka jest, zajęcia jakieś, korki mam, do skończenia sukienkę i jakieś inne pierdoły, do umycia samochód, do sprzątnięcia piwnicę i w ogóle syf jest w całej chacie. M. co prawda sprzątnie i odkurzy i umyje podłogę, ale z półek nie zetrze i jakoś tak no wiecie, nie każdy facet sprząta jak baba. A ja nie mam siły. I na dodatek moje odbicie w lustrze też mnie doprowadza do nerwicy. Wszystko jakoś nie tak... Smuteczek...
Przepraszam, że tak nasmęciłam, ale komu mam się zwierzyć jak nie Wam.
Przepraszam, że tak nasmęciłam, ale komu mam się zwierzyć jak nie Wam.