kitek85
Fanka BB :)
Kitek - a że tak się zapytam: jakie te formalności właściwie są do załatwienia? Ja wiem tyle, że mąż musi myknąć do mojej pracy pozałatwiać sprawy związane z macierzyńskim oraz do gminy aby zarejestrować młodego. Jeśli chodzi o szpital to też mam taka listę, że jasna cholera. To takie trochę przykre, że szpital na wywalone na mamy i nic nie oferuje Tyle kasy na to wszystko poszło, że uffff.
No to mój szpital jest super, bo praktycznie nic nie muszę zabierać...
lekarka na oddziale powiedziała, że dla dziecka pampersy i chusteczki, a dla siebie koszule nocne, przybory toaletowe i klapki ;-)
Oczywiście, nie będę się wypakowywać, ale podkłady i inne pierdoły dostanę.
Też się właśnie zastanawiam o jakie formalności chodzi... W moim przypadku szefowa kazała mi tylko wysłać sms-a, że urodziłam, bo musi to zgłosić. No i trzeba zarejestrować dziecię w USC.
Dbdg, no u nas to tak komfortowo w szpitalu nie ma Jak pisała Chybra, jest tego masa za kupę kasy.
Co do dokumentów i formalności to miałam na myśli przygotowania aktu ślubu, wniosku o urlop macierzyński, formularz o becikowe... Ł. mimo, iż na codzień zajmuje się papierami i urzędami (w pracy) to domowe sprawy go czasem przerastają. Nie wiem, jak on sobie radzi z redagowaniem umów, bo jak pisze jakieś pisma w domu to ja się za głowę łapie. Stylistycznie to jest jakaś masakra. Poza tym pismo ma jak kura pazurem, więc przeważnie to ja wypełniam formularze. Wolę to przygotować teraz i później ewentualnie uzupełniać. On sam tego nie ogarnie, a nie chcę się nerwować niepotrzebnie jak już Mała będzie na świecie i to z takich powodów,że Ł. nie znajdzie odpisów z aktu małżeństwa.
Oj, aż tak? Ja nie mogę M. przekonać, aby ograniczył jedzenie zwłaszcza sól i jakąś aktywność fizyczną rozpoczął. Codziennie do kawy leci pączek. Dzisiaj chyba nie kupił. Może zapomniał. W rok przytył jakieś 12kg, przy czym twierdzi, że to przeze mnie... Trudno. Ja do tego podchodzę tak, że ja wrócę do wagi mojej, a on niech sobie tyje. Ja mu nawet chętnie coś kupię czy ugotuję. Ale potem jak gdzieś się pojawimy razem, u rodziny czy coś to też poproszę gospodynię o większą porcję dla głodomorka. Poza tym on nie ma kondycji i pójdę z Olkiem i Różą gdzieś gdzie trzeba będzie się trochę pomęczyć, typu placyk zabaw i on wymięknie, więc mu zaproponuję ławeczkę i przeglądanie telefonu, a następnym razem w ogóle zaproponuję mu zostanie w domu, bo to za wielki wysiłek. Ja jestem złośliwa i sarkastyczna i tak zamierzam do tego podejść. Jak nie da rady staremu 40-letniemu dziadowi wytłumaczyć i on wie lepiej to krzyżyk mu na drogę. Niech se wie.
Dream, mój Ł. też twierdzi, że przeze mnie przytył. Od kiedy zamieszkaliśmy razem prawie 10kg. Kiedy mieszkał na wiosce, to się ruszał: piłka nożna 2 razy w tygodniu, biegał, jeździł na rowerze... A w mieście zasiadł ze mną na kanapie. Kiedyś jeszcze jeździł do aquaparku, szedł na orlik pobiegać za piłką lub na stadion zrobić parę "kółek", a teraz to z 3 razy na m-c mu się przypomni. Nie widzę w tym swojej winy, ja mu nie bronię, wręcz go wyganiam jak marudzi, że ma oponę a nie kaloryfer na brzuchu. Jak zaczęłam gotować "lekkie" dania, to były pretensje "co to za obiad". Ja zaczęłam jeść regularnie, zrezygnowałam z pewnych produktów, a zwłaszcza ze słodyczy, do tego szłam na fitness i ćwiczyłam z Chodakowską, Mel B, itp. A on podśmiewał się, że dużych efektów to on nie widzi. Tylko, że ja czułam się lepiej i widziałam, że moje ciało zaczęło się zmieniać, nie mówiąc już o kondycji. Teraz mam go w tyłku! Niech sobie nadal narzeka. Ja po porodzie zamierzam znów powrócić do swoich wcześniejszych założeń, jedzenia i ćwiczeń, a on niech sobie na fast foody jeździ i siedzi nadal na kanapie. Do czasu!