To może dobrze, ze ja nie miałam żadnych wyobrażeń na temat rutyny czy organizacji dnia przy dziecku
Od dawna już zreszta wychodzę z założenia, ze nie chce z całego mojego życia pamiętać tylko prasowania, czystych talerzy i lśniących podłóg. Życie to przecież tyle więcej...
Przy pierwszym dziecku rzeczywiście, miałam czas na większość rzeczy. Ale podchodziłam do wszystkiego na luzie. Chciałam to sprzątałam. Nie chciałam to kładłam się z dzieckiem i spałam.
Mam szybkowar, posiłki mogę zrobić w kilka minut. Ja w ogóle mam w pełni zautomatyzowana kuchnie. Mam tez slow cooker. Czesto bywało tak, ze wstawiałam obiad o 21 niech się przez noc pogotuje, żeby na nastepny dzień już był. Gotowałam na dwa trzy dni.
Kupilam więcej ciuszków dziecku, żeby pranie wstawiać rzadziej.
Mam suszarkę a w lecie wywieszam na zewnątrz. Mała mogłam brać w bujaczku. Jak już była większa to wstawiałam ja do skoczka czy to w kuchni czy to w ogródku. Ja coś szybko robiłam a ona miała zabawę.
Sprzatalam jak mała spała. Albo robiłam tak żeby ona mogła być ze mną. Czy to w chuście czy to w bujaczku czy to w skoczku. Jak mogła mnie widzieć to już nie było tak złe.
A jak zaczęła raczkować to już w ogóle było świetnie. Brałam ja do kuchni, dawałam garnki, pokrywki i różne rzeczy bezpieczne dla dzieci a ona siedziała i bawiła się nimi dopóki nie skończyłam.
Corka generalnie nie była jakos super wymagającym dzieckiem. W tym sensie, ze nie ulewala drastycznie, nie miała kolek, nie płakała jakos super często.
Nie mam tu żadnej rodziny ale męża do wszystkiego szybko przyzwyczaiłam. Zreszta on sam się rwał aż iskry szły. On po pracy wracał do domu i się zajmował mała a ja mogłam robić co chciałam. Zazwyczaj wtedy brałam kąpiel, myłam włosy, robiłam zakupy. Udało mi się nawet zrobić na szydełku dwa koce.
W miarę szybko udało mi się przyzwyczaić mała do wieczornej rutyny. Kąpiel nigdy nie była wojna podjazdowa.
Tak samo z podróżami. Uwielbiamy z mężem podróże i dzieci wożone byly od samego początku. Przywykły szybko i nie stwarzają problemów.
Z mała jeździłam na masaże, muzykoterapie, na zabawy w różnych ośrodkach. Ze trzy razy w tygodniu gdzieś ja wlokłam.
Teraz z dwójka dzieci muszę przyznać, ze jest nieco inaczej bo jak jedno jest obsluzone to jeszcze trzeba się zając drugim.
Poranki mam już opracowane tak, ze w pół godziny cała dwójka jest ubrana, umyta i siedzi w samochodzie gotowa do przedszkola. Torby spakowane. Wieczory jednak czasami zgrzytaja ale to głównie dlatego, ze one są zmęczone, ja jestem zmęczona i to się odbija na wytrzymałości psychicznej obu stron.
Fakt, ze człowiek nie zawsze sypia po nocach w niczym nie pomaga. Co pomaga to RedBull od czasu do czasu....jak już nie daje rady to sobie niestety jednego strzelę i jakos dotrwam do końca dnia.