reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Odporność po przechorowaniu Covid-19

Gosik880

Fanka BB :)
Dołączył(a)
15 Sierpień 2018
Postów
362
Witam. Zastanawiam się jak to jest z odpornością po przechorowaniu covid i nigdzie nie mogę znaleźć informacji. Wiem, że nie jest to odporność już na stałe ale czy pozostaje ona chociaż na kilka miesięcy? Czy raczej mogę się zarażać bez końca? Czy kolejne zarażenie przechodzi się łagodniej?
 
reklama
Obecnie w Polsce mamy potwierdzonych 5 mutacji wirusa (już nawet słyszałam o 7). Przechorowanie na jakiś czas daje odporność na ten, przez którego chorowaliśmy. Pozostałe możemy złapać.
 
Badania mówiły, że do 7 tyg., ale u części osób w ogóle nie wykształcają się przeciwciała. Syf jakiś straszny :(
 
Wydaje mi się, że przeszliśmy z mężem covid jakiś czas temu. Mieliśmy kaszel, ból gardła, totalny brak sił i zanik smaku i węchu. Ja miałam dodatkowo gorączkę 39 przez dwa dni, mega bóle pleców i przeczulicę skóry na plecach, brzuchu i rękach. Dosłownie jakby mnie ktoś wrzątkiem oblał. Czuliśmy się jakby nas ktoś pobił i do tego ten zupełny brak sił. Posmarowanie kanapki masłem mnie męczyło. Trwało to jakieś 3 tygodnie i do tej pory nie odzyskałam węchu. Najdziwniejsze było to, że objawy znikały na jakiś czas i wydawało się, że już jest lepiej, a potem wracały ze zdwojoną siłą. Córka miała tylko leciutki katarek przez 2 dni. Lekarz nie dał nam skierowania na test, ponieważ nie mieliśmy gorączki utrzymującej się przez tydzień... Z własnej woli siedzieliśmy zamknięci w domu 4 tygodnie (3 tygodnie objawowe i tydzień bez objawów). Miałam nadzieję, że skoro mamy to prawdopodobnie za sobą, to będziemy bardziej bezpieczni. Niestety się myliłam.
 
Generalnie to z tymi przeciwciałami jest tak, że im ciężej przejdziesz covid tym dłużej przeciwciała utrzymają się w Twoim organizmie ze względu na ich dużą ilość. Więc odporność tym samym będzie dłuższa. Nie jest ona natomiast stała, bo tak jak naukowcy określili, covid jest i będzie chorobą sezonową. Należy natomiast pamiętać, że nasze organizmy mają coś takiego jak "pamięć odpornościowa", która pozwala zapamiętać, że już chorowaliśmy na daną chorobę i pomimo braku posiadania przeciwciał w nowym okresie zachorowania, organizm dużo szybciej wytwarza przeciwciała i pozwala na przejście tej samej choroby dużo łagodniej
 
Wydaje mi się, że przeszliśmy z mężem covid jakiś czas temu. Mieliśmy kaszel, ból gardła, totalny brak sił i zanik smaku i węchu. Ja miałam dodatkowo gorączkę 39 przez dwa dni, mega bóle pleców i przeczulicę skóry na plecach, brzuchu i rękach. Dosłownie jakby mnie ktoś wrzątkiem oblał. Czuliśmy się jakby nas ktoś pobił i do tego ten zupełny brak sił. Posmarowanie kanapki masłem mnie męczyło. Trwało to jakieś 3 tygodnie i do tej pory nie odzyskałam węchu. Najdziwniejsze było to, że objawy znikały na jakiś czas i wydawało się, że już jest lepiej, a potem wracały ze zdwojoną siłą. Córka miała tylko leciutki katarek przez 2 dni. Lekarz nie dał nam skierowania na test, ponieważ nie mieliśmy gorączki utrzymującej się przez tydzień... Z własnej woli siedzieliśmy zamknięci w domu 4 tygodnie (3 tygodnie objawowe i tydzień bez objawów). Miałam nadzieję, że skoro mamy to prawdopodobnie za sobą, to będziemy bardziej bezpieczni. Niestety się myliłam.

Zrób testy z krwi. Opowiem Ci moją historię covidową. Ja obecnie przechodzę koronę. Początek niby zaczął się od 2 dniowego lekkiego kataru (przy przeziębieniu gorzej mnie atakował, łzy nie pozwalały pracować przy monitorze) Po 3 dniach straciłam węch całkowicie, nie tak jak przy przeziębieniach bo wtedy zawsze coś jest czuć. Całkowicie ale zorientowałam się w momencie zakupu perfum z neta, byłam wkurzona że kupiłam zwykłą wodę. W domu wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać, że jestem "covidka". W sumie machnęłam ręką, bo mam uczucie zapchanego nosa, kataru już nie było, ale to może od tego. Co zauważyłam, to stałam się zmęczona, często byłam ogólnie obolała, ale i tak lepiej jak podczas standardowych gryp. Na wszelki wypadek ograniczyłam kontakty w pracy na ile mogłam. 2 dni pózniej nie miałam już totalnie smaku. 4-5 dnia miałam już schizy, nie że to może być covid, tylko ten brak smaku powodował, że miałam mdłości, to tak jakbyśmy jedli papki dla dzieci przez miesiąc, bez przypraw, chemii, itd... W tym momencie zamknęłam się w domu. Zaczęłam mieć delikatnie kaszel duszący, ale jeszcze bez paniki. Sprawdzałam węch, smak na ostrych rzeczach, alkohol, cokolwiek nic. Wzięłam ocet, nic, mogłabym wypić szklankę i nic. Załamka. Po 7-8 dniach bez zapachu , węchu zaczęło powoli wracać, teraz z kolei mam nadwrażliwość głównie smakową, wszędzie czuje że wszystko przesolone (w ciąży nie jestem). Ale za to pojawił się stan podgorączkowy 37 - 37,7, wrażenie, żę ciężej się oddycha, i w trakcie rozmowy lub wysiłku jakby powietrze spuszczane z balonu. Teraz nie wiem czemu dochodzi, że uciekają mi słowa (nazwanie niektórych prostych rzeczy, oczywiście nie trwa to długo, ale zastój w ciągłości mowy występuje, łapię się , że czasem konfabuluję). Skoro od wystąpienia pierwszych objawów minęło 2 tygodnie poszłam na badanie krwi zrobiłam IGG, IGA IGM. IGM (aktywne) wyszło 0,57, gdzie od 0,4-0,6 to wynik wątpliwy, czyli albo zrobiłam za wcześnie badania albo już zJestem na etapie zdrowienia. IGG jeszcze jako ujemny (ale to są przeciwciała które się tworzą najpóżniej po zachorowaniu). Obecnie dalej czuje się zmęczona, bolące ogólnie ciało, mam duszności, i uciekające powietrze, stan podgorączkowy i strasznie głowa napierdziela, ból podobny do tych migrenowych. Po konsultacji ze znajomym lekarzem nic nie da się zrobić. Muszę to przejść. Kazał zrobić tylko drugi raz badanie żeby zobaczyć w którą stronę to idzie. Z jednej strony cieszę , że to już to i że to tak przechodzę, mam nadzieję że na tym się skończy. Biorę witaminę d3, c, i apo napro. I jeśli będzie gorzej to mam natychmiast kierować się na szpital. Obecnie jestem w 3 tyg od pierwszych objawów. Nie wiem gdzie chwyciłam, praca też wyklucza kontakty z ludźmi, mam raczej znikomy, biuro mam w domu. Ze względu na pracę to też nawet nie wychodzilam nigdzie do sklepu, zawsze w maseczkach, zakupy co prawda bez rękawic. Może jakaś pracownica przechodziłą bezobjawowo, mało tego, żadna pracownica nie ma objawów teraz po mnie. Na razie zrobiliśmy kwarantannę sami sobie. Praca póki co zdana na ile możemy sobie pozwolić.
Po analizach, wychodzi, że ze względu na obniżoną odporność (niedawno poroniłam, a ponoć ciąża, poronienie wpływa mocno na odporność), do tego po tym co było przeszłam drożdżycę, więc brałam antybiotyki i wirus miał łatwy punkt zapalny. I dość często łapie różne przeziębienia, grypy.
Z tego co lekarz mówił, wynika, że każdego następnego koronę wirusa powinno się przechodzić łagodniej, bo organizm mający pewne przeciwciała w momencie zetknięcia się z czymś podobnym od razu uruchamia swoje działa, których wcześniej się nauczył.
Teraz tylko boję się o kolejną ciążę, mieliśmy startować a teraz wszystko przesuwamy, chcę być zdrowa zanim zaczniemy dalej działać, tymbardziej, że serducho przestało bić mniej więćej kiedy byłam w zwykłym przeziębieniu.
 
Szkoda pieniędzy na testy z krwi, Ich wiarygodność to ok 70%, czyli bardzo mała.
Równie dobrze może on wskazywać na przeciwciała przeciwko innym koranawirusom (a szacuje się, że odpowiadały one do tej pory za ok 25% przeziębień). Moim zdaniem szkoda pieniędzy na testy serologiczne i antygenowe.
 
reklama
Zrób testy z krwi. Opowiem Ci moją historię covidową. Ja obecnie przechodzę koronę. Początek niby zaczął się od 2 dniowego lekkiego kataru (przy przeziębieniu gorzej mnie atakował, łzy nie pozwalały pracować przy monitorze) Po 3 dniach straciłam węch całkowicie, nie tak jak przy przeziębieniach bo wtedy zawsze coś jest czuć. Całkowicie ale zorientowałam się w momencie zakupu perfum z neta, byłam wkurzona że kupiłam zwykłą wodę. W domu wszyscy zaczęli się ze mnie śmiać, że jestem "covidka". W sumie machnęłam ręką, bo mam uczucie zapchanego nosa, kataru już nie było, ale to może od tego. Co zauważyłam, to stałam się zmęczona, często byłam ogólnie obolała, ale i tak lepiej jak podczas standardowych gryp. Na wszelki wypadek ograniczyłam kontakty w pracy na ile mogłam. 2 dni pózniej nie miałam już totalnie smaku. 4-5 dnia miałam już schizy, nie że to może być covid, tylko ten brak smaku powodował, że miałam mdłości, to tak jakbyśmy jedli papki dla dzieci przez miesiąc, bez przypraw, chemii, itd... W tym momencie zamknęłam się w domu. Zaczęłam mieć delikatnie kaszel duszący, ale jeszcze bez paniki. Sprawdzałam węch, smak na ostrych rzeczach, alkohol, cokolwiek nic. Wzięłam ocet, nic, mogłabym wypić szklankę i nic. Załamka. Po 7-8 dniach bez zapachu , węchu zaczęło powoli wracać, teraz z kolei mam nadwrażliwość głównie smakową, wszędzie czuje że wszystko przesolone (w ciąży nie jestem). Ale za to pojawił się stan podgorączkowy 37 - 37,7, wrażenie, żę ciężej się oddycha, i w trakcie rozmowy lub wysiłku jakby powietrze spuszczane z balonu. Teraz nie wiem czemu dochodzi, że uciekają mi słowa (nazwanie niektórych prostych rzeczy, oczywiście nie trwa to długo, ale zastój w ciągłości mowy występuje, łapię się , że czasem konfabuluję). Skoro od wystąpienia pierwszych objawów minęło 2 tygodnie poszłam na badanie krwi zrobiłam IGG, IGA IGM. IGM (aktywne) wyszło 0,57, gdzie od 0,4-0,6 to wynik wątpliwy, czyli albo zrobiłam za wcześnie badania albo już zJestem na etapie zdrowienia. IGG jeszcze jako ujemny (ale to są przeciwciała które się tworzą najpóżniej po zachorowaniu). Obecnie dalej czuje się zmęczona, bolące ogólnie ciało, mam duszności, i uciekające powietrze, stan podgorączkowy i strasznie głowa napierdziela, ból podobny do tych migrenowych. Po konsultacji ze znajomym lekarzem nic nie da się zrobić. Muszę to przejść. Kazał zrobić tylko drugi raz badanie żeby zobaczyć w którą stronę to idzie. Z jednej strony cieszę , że to już to i że to tak przechodzę, mam nadzieję że na tym się skończy. Biorę witaminę d3, c, i apo napro. I jeśli będzie gorzej to mam natychmiast kierować się na szpital. Obecnie jestem w 3 tyg od pierwszych objawów. Nie wiem gdzie chwyciłam, praca też wyklucza kontakty z ludźmi, mam raczej znikomy, biuro mam w domu. Ze względu na pracę to też nawet nie wychodzilam nigdzie do sklepu, zawsze w maseczkach, zakupy co prawda bez rękawic. Może jakaś pracownica przechodziłą bezobjawowo, mało tego, żadna pracownica nie ma objawów teraz po mnie. Na razie zrobiliśmy kwarantannę sami sobie. Praca póki co zdana na ile możemy sobie pozwolić.
Po analizach, wychodzi, że ze względu na obniżoną odporność (niedawno poroniłam, a ponoć ciąża, poronienie wpływa mocno na odporność), do tego po tym co było przeszłam drożdżycę, więc brałam antybiotyki i wirus miał łatwy punkt zapalny. I dość często łapie różne przeziębienia, grypy.
Z tego co lekarz mówił, wynika, że każdego następnego koronę wirusa powinno się przechodzić łagodniej, bo organizm mający pewne przeciwciała w momencie zetknięcia się z czymś podobnym od razu uruchamia swoje działa, których wcześniej się nauczył.
Teraz tylko boję się o kolejną ciążę, mieliśmy startować a teraz wszystko przesuwamy, chcę być zdrowa zanim zaczniemy dalej działać, tymbardziej, że serducho przestało bić mniej więćej kiedy byłam w zwykłym przeziębieniu.
U mnie było podobnie, ale jednak inaczej :D Dodam, ze jestem obecnie w 32tc.
Załapałam od męża, a on od swojego kolegi, który miał kontakt ze swoim chorym sąsiadem (gadali przez siatkę). Maz i jego kolega zachorowali w tym samym czasie, ja po tygodniu od wystąpienia objawów i męża.
Zaczęło się tak jakbym miała dostać zapalenia zatok, czyli ból w środkowej części twarzy, zapchany totalnie nos, duży ból gardła, straaaaszne bóle mięśniowe i potworne zmęczenie. Temperatura skakała mi od 36,2-37,3’. Tak było tylko jeden dzień. Ale jak już wstałam rano to wiedziałam, ze coś jest nie tak, bo jedyne o czym myślałam to jak tu położyć się z powrotem do łóżka. Wzięłam na noc jeden Apap.
Przez kolejne dwa dni oprócz zmęczenia, bolu gardła i Zatkanego nosa, nic mi nie było. Ale te zmęczenie sprawiało, ze zrobienie jednej kanapki wymagało nadludzkiej siły. Od 5 min stania bolały mnie nogi i mogłam usnąć na stojąco.
Trzeciego dnia pozegnalam węch, smak upośledzony został. Mogłam odróżnić co jest kwaśne, co słodkie, co ostre lub słone, ale nie wiedziałam co to dokładnie jest.
Ogolnie rzecz biorąc, od pierwszego dnia objawów minęło dzisiaj 10 dni, podczas których głównym elementem było to okropne zmęczenie i zatkany nos. Zdarzyły się 3 wieczory, ze temperatura skoczyła do 37’. Pozostało wysuszone bardzo gardło, które czasami spowoduje, ze muszę sucho odkaszlnąć (jeśli np złapie za dużo powietrza). Ale dzisiaj jest pierwszy dzień dopiero, gdzie odnotowałam lekko wyczuwalny zapach przy jedzeniu, smak upośledzony jeszcze ale mniej i pierwszy raz od tylu dni miałam sile wstać, ogarnąć mieszkanie, powiesić zasłonki i firanki, zrobić śniadanie i obiad i zająć się swoimi rzeczami. Pierwszy dzień, który pozwolił mi wyjść z łóżka i nie spędzić go całego w pozycji leżącej. Mam nadzieje, ze to koniec przygody z koroną po prawie dwóch tygodniach od wystąpienia objawów i będę mogła normalnie funkcjonować.
Analizujac sytuacje, stwierdzam, ze nie przeszłam tego w jakiś ciężki sposób, ale ból mięśni i zmęczenie było naprawdę nie z tej ziemi i nigdy przy chorobie czegoś takiego nie czułam.
Odebralam wyniki morfologi i z nich jasno wynikało, ze krwinki białe są obniżone a monocyty wywalone w górę co świadczy o infekcji i obronie układu odpornościowego.
Moze taka „moja uroda”, ze te objawy jakoś nie zwaliły mnie z nóg, ale od sierpnia 2019 roku faszeruje się dosyć dużymi dawkami wit D3, a tez jako dziecko i osoba dorosła nie choruje prawie w ogóle.
 
Do góry