Z tym nacięciem i pęknięciem to wydaje mi się, że baaaardzo wiele zależy od odpowiedniego zaopatrzenia przez lekarza.
Poza tym wiele kobiet ufa, że personel medyczny dobrze się nimi zaopiekuje, a potem swoje opinie formułuje na podstawie własnych doświadczeń.
Ja rodzilam 2 razy i z perspektywy czasu, wolałam pierwszy poród z nacięciem od drugiego z pęknięciem. Przy nacięciu wszystko poszło sprawnie, a potem szybko i ładnie się zagoiło, a pęknięcie skończyło się komplikacjami. Pękłam w górę aż do warg, zszywał mnie młody lekarz i ze stanu po nie jestem zadowolona. Szwy bolały i ciągnęły, pochwa znacznie się poluzowała i ogólnie wygląd tam na dole znacznie się rożni od tego, co było przedtem. Do tego wysiłkowe nietrzymanie moczu i parę innych kompleksów.
Rozmawiałam o tym z kilkoma lekarzami i żaden nie był w stanie podać przyczyny, ze względu na ilość zmiennych. Do tej pory nie wiem czy to skutek wielkości dziecka, czy słabego rozciągnięcia tkanek, czy złego zszycia, czy może samego porodu, bo w momencie kiedy główka córki była już prawie urodzona, zniknęły u mnie skurcze i parłam na sucho (jeden lekarz właśnie tym to tłumaczył, że nie było pomocy ze strony macicy i nacisk na krocze był większy, bo wywołany samym ciśnieniem parcia). Nie wiem kto ma rację i pewnie nigdy się nie dowiem, ale efekt w postaci wiekszego dostępu do pochwy i cewki, skutkuje 5 już infekcją w tej ciąży (tak to tłumaczy moja gin). Więc siłą rzeczy, jakoś przeraża mnie samoistne pęknięcie.
Z drugiej jednak strony z masowym nacinaniem się nie zgadzam, choć czytane przeze mnie badania traktuję inaczej niż w innych dziedzinach. Jest tak wiele zmiennych w trakcie porodu, że wyjątkowo trudno ujednolicić takie badania i dojść do jednoznacznych wniosków. Choć nacinanie byle położnej było łatwiej odebrać poród, a potem lekarz szybko zszył to nadaje się do kryminału.
Wydaje mi się jednak, że w ciągu ostatnich 10 lat baaaaardzo wiele zmieniło się na plus w tej sprawie i ochrona krocza stała się czymś naturalnym.