Hej !!!
wczoraj wypisali nas do domciu już. Powoli ogarniam się w nowej roli.
Oliwier na razie to kochany aniołek... aby je i śpi ładnie. Wczoraj był podenerwowany nową sytuacją i nowym miejscem i trochę nam się spłakał jak do domu przyjechaliśmy.
jeśli chodzi o poród to nawet dobrze go wspominam. do szpitala już poszłam w czwartek, założyli mi cewnik skurczy na razie nie miałam... w piątek na badaniu okazało się 5 cm rozwarcie już, więc mnie skierowali na górę, na porodówkę. dostałam kroplówkę i kazali mi chodzić ale nadal brak skurczy. o 10.00 lekarz przebił mi wody i zaczął się lekki koszmar bo miałam od razu skurcze do 2-3 minuty, a później praktycznie co chwilę. No niestety słabo sobie z nimi radziłam, pomagała mi jedynie piłka, bo nie mogłam ani stać, ani leżeć. Niekiedy już zasypiałam między skurczami wtedy R. przypominał mi o oddychaniu.
o 16 chyba zaczęły się kurcze parte.....
położna kazała mi kucać, trochę pochodzić...
Nie wiem o której położyłam się na stół... ale chyba po kilku/ kilkunastu parciach o 16.45 urodził się Oliwier
miał 54 cm i 3300 gram, 10 pkt.
i szczerze powiem że ta część porodu była najmniej bolesna
(po za nacięciem bo trochę aby krzyknęłam)
w szpitalu tak długo leżeliśmy bo małemu się żółtaczka się nasiliła i przebył fototerapię (ehh tak nie chciał w tych goglach leżeć że aż mi się serce kroiło).
No i mieliśmy problem ze ssaniem, położne twierdziły że lepiej zostać w szpitalu by mały nauczył się ssać, bo co ja w domu sama zrobię ?
teraz ładnie mi je tylko jest następny problem.... polubił bardzo prawą pierś...a lewą niechętnie ssie, denerwuje się bardzo tym.
podsumowując jesteśmy zadowoleni bardzo z takiego daru jakim jest dzidziuś
a i moja ciocia 1 listopada urodziła. Leżała salę obok
u niej duże dzieciątko bo 59 cm i 4400 gram
ajj, jak ogarnę się bardzie to częściej będę zaglądać, teraz mamy jeszcze załatwienia USC, ubezpieczenia a przede wszystkim odespać to wszystko.
POZDRAWIAMY