lliluu
Aktywna w BB
hej Kobietki!
Zakręcona od kilku tygodni nie wiem już które pół dnia dłuższe :-(
staram się was nadrobić ale kiepsko mi idzie :-(
Agula zazdroszczę urlopu do tego pogodę masz/miałaś wymarzoną.No i mąz widzę stanął na wysokości zadania
Anka26,07 baardzo spóźnione ale szczere sto lat i sto stuk Avatar zacny rozumiem, że to po upięciu u fryzjera Twoje foty super gdzieś Ty te dwójkę dzieci nosiła ;-) i udanego urlopiku życzę przywieź nam ładne fotki ;-)
Truskafffka tylko pozazdrościć jak Ci Amelka do przodu gna rozwojowo... Danny bardziej się do siedzenia bierze niż do raczkowania... ale pocieszam się, że z Darcią było tak samo najpierw chodziła później raczkowała...
Patrycja2810 dobrze, że napisałaś o Filipku i jego chęci stania bo już się bałam,że coś nie tak z moimi dziećmi ;-)u mnie też psyche w dół leci i coraz większego doła łapię :-(ale staram się pocieszyć zabierając dzieci gdzieś na spacer i staram się oderwać głowę od kłopotów...
Nimitii mój Danny też się tak spina przeważnie podczas jedzenia pytałam o to dr powiedziała, że to może być tak że mu czasem ciężko baczka puścić to w taki sposób mu pomaga i że to bardzo zdrowe... zaobserwuj czy później jak go np. bierzesz do odbicia nie puszcza bączka lub jak później na brzuszku to może gazy idą;-) najważniejsze, żeby nie panikować bo to podobno dobrze
Asinka85 bardzo się cieszę,że z Ninką dobrze bo martwiłam się...
Zabka253 cięszę się bardzo ciasne ale własne ;-) a w waszym wypadku wynajmowane ale samodzielne ;-)
Zuzkon spóżnione ale szczere sto lat staruszko ;-)i co z twoją ręką byłaś już do jakiejś kontroli??
Kania78 dziękuję ślicznie za troskę postaram się poprawić moją regularność...
Kochane chciałam wam tyle powiedzieć miłych rzeczy, że udało mi się do teatru wybrać z koleżanką a dawno się nie widziałyśmy... że Danny się nauczył jeść z łyżeczki i jemy już zupki i deserki... że sama zaczęłam gotować i dzieciom smakuje bardzo... że wszystko zaczyna się układać... że była moja mama i udało nam się nie pokłócić... że po 34latach dowiedziałam się, że moja mama jednak się o mnie troszczy i serce jej pęka że sobie tak nie radzę w związkach w życiu i że jak wpadłam w ten zakręt to wyjść nie mogę na prostą... że udało nam się nawet rodzinnego grilla (a tak mi się marzył) zaliczyć i baardzo było miło- a nawet Danny zasnął koło 21 i z Darią zostali u babci na wsi a ja przyjechałam następnego dnia koło południa dopiero... chciałam się pochwalić,że przez przypadek podczas wymiany zaworów w kaloryferach pan zaglądnął do piecyka w łazience, że taki rozwalony (bez obudowy) a przecież z tych nowszych i jak mu opowiedziałam co się dzieje i że jeden spec tu był i kazał mi za 300pln kupić nowy moduł to zaczął się śmiać i palcem mi pokazał co mam wyjąc i wyczyścić papierem ściernym i że jak to zrobiłam to jak dziecko z lizaka zaczęłam się cieszyć że wreszcie naprawiony i w obudowie... chciałam się pochwalić,że "w spadku" po "rodzicach"(mamie i jej partnerze) dostała mi się kuchenka gazowa bo zmienili na indukcyjną i wreszcie mam piekarnik - nawet go Darcia ostatnio wypróbowała... tyle dobrej energii było we mnie tyle uśmiechu zaczynałam wierzyć, że będzie dobrze... jednak czar prysł... i kłębkiem nerwów jestem... nie wiem do kogo się zwrócić więc postanowiłam wam się tu przyznać i wyrzucić to z siebie...
Sama nie wiem od czego zacząć...
Może tak:
Darię i jej przyjaciółkę wraz z kolegą musiałam po 4,5dnia koloni organizowanej przez Kuratorium Oświaty i Wychowania odebrać. Dzieci codziennie dzwoniły niezadowolone i ciągle jakieś perełki a to, że giną rzeczy a to telefonu a to ktoś komuś pieniądze ukradł, że jedyna atrakcja to wyjście do sklepu, że czas niezorganizowany, że basen brudny i ciągle nogi pokaleczone u kogoś(nawet Daria na gwoździa stanęła)... Kumulacja nastąpiła w piątek kiedy przerażone i zapłakane zadzwoniły, że 16-to latek pobił ich kolegę z klasy (13-to latek wątłej postury) przydusił go i nos rozkwasił za to że jeden jest za takim a drugi za innym klubem sportowym... ten 13-to latek nic nikomu nie zrobił przypadkiem w rozmowie wyszło i ten starszy wygrażał się "zabije żyda"... jak moje dziecko i jej przyjaciółka to usłyszały poleciały kolegę ostrzec to po całym zajściu nie dość że karę dostały to jeszcze pani kierownik pretensje miała, że nie próbowały tamtego odciągnąć... Darcia płakała, że psychicznie tego nie wytrzyma i żeby ją zabrać- serce mi się kroiło... wiedziałam, że coś jest nie tak bo córa od 5 lat sama na obozy, kolonie i zimowiska jeździ i zawsze wraca zadowolona choć różne warunki widziała nigdy się nie skarżyła i zawsze pochwały przywozi i medale a tu masz Ci kwiatki... koniec końców pojechałam po dzieci bo dość tego miałam już... okazało się, że nie tylko ja ale więcej dzieciaków po tych 4 dniach do domu wróciło...
Mój chrzestny jest w coraz to gorszym stanie (rak płuc) mają go operować ale za słaby jest i może operacji nie przeżyć... ciągle szukam jakiegoś kontaktu aby zasięgnąć drugiej opinii lekarskiej i jak na złość nikt nie jest w stanie polecić nikogo:-(
A jak wujcia zobaczyłam ostatnio to po wyjściu od nich tak długo płakałam...
Do tego moja kuzynka (młodsza o miesiąc ode mnie zawsze się razem trzymałyśmy) okazuje się że ma SM dostaje leki etc. ale coraz to gorsze ma wyniki krwi i wyszła jej anemia...
Aż się boję do niej jechać bo nie wiem co jej powiedzieć... ma dwójkę dzieci 7 i 5 i tyle cudownych marzeń a tu wszystko może zaraz stanąć na głowie bo nie wiadomo gdzie i kiedy uderzy SM bo, że ma to pewne i potwierdzone badaniami tylko nie wiadomo w którym momencie wyjdzie... już teraz 70%ubutku wzroku w jednym oku i 50% ubytku słuchu...
Jak by było mało to zepsuł mi się dekoder więc bez TV jestem (średniowiecze prawie - dobrze że jeszcze jest net), następne poleciało auto jestem lżejsza o 300pln bo rolka napinacza poszła a wyszło kilka innych przy okazji że trzeba będzie niedługo etc. a tu zaraz trzeba książki i zeszyty... DO tego bardzo się martwię czy pracodawca przedłuży mi umowę bo nie mam szans na żłobek dla małego może od stycznia... boję się jak my sobie poradzimy jak będę bez pracy...
Poszłam do kardiologa bo coś mnie za często "kuło" a kartę mam założoną bo w ciąży nadciśnienie miałam... dostałam leki wszystkie badania do zrobienia ale zaczęłam od echa i już wiadomo że dobrze nie jest...
Zamilkła moja kuzynka z USA, która mocno choruje niby okaz zdrowia wysoka jak ja zawsze wesoła nikt by nic nie podejrzewał a tu nagle zaatakowało jej synapsy nerwowe i czasem ma tak że budzi się jest świadoma a ręką albo nogą nie może poruszyć lub ledwo oddycha... Była dla mnie mega wsparciem całą ciążę a teraz mi jej brakuje i martwię się o nią prawie codziennie do niej pisze i nic...
ale to też jeszcze nie sedno...
Prokuratorka umorzyła sprawę o pobicie mnie przez mojego byłego na podstawie jednych jego zeznań...mnie przesłuchiwali 3 razy...zaskarżyłam bo niedociągnięć było co niemiara...i Sąd też podtrzymał umorzenie i z każdej strony wszystko obraca się przeciwko mnie...Czyli można pobić kobietę w ciąży i być złodziejem i oszustem i swobodnie sobie po ulicach chodzić normalnie aż mnie mierzi...
znając mnie to wszystko pewnie jakoś bym udźwignęła jednak...
Pianką do piwa mojego załamania psychicznego jest mój guz na wątrobie... Tak moje drogie guz... jak usłyszałam te słowa to jakby mi ktoś w łeb gałęzią dał...
W ciąży go wykryli w trakcie badań bo bardzo cierpiałam na bóle brzucha... nie robiłam dalszych badań bo i tak musieliby czekać do rozwiązania... zatem synek zdrowy rośnie to poszłam znów na USG powiedziano mi, że natychmiast mam robić badania i powinnam się zgłosić do chirurga etc. cholerstwo urosło prawie dwa razy... boję się bo muszę to sama w sobie dusić... z mamą nie miałam czasu porozmawiać jak była bo ciągle był ktoś... z rodziną od strony mamy nie porozmawiam bo nie chcę im dokładać wystarczająco się wszyscy modlą o zdrowie wujcia... a mnie i tak za zakałę rodziny mają bo sama z dwójką dzieci każde z innym ojcem...
od strony mojego taty znów wszyscy martwimy się o moją kuzyneczkę i aż wstyd by mi było w takiej chwili o sobie nawijać...
Moje koleżanki albo zagonione w pracy albo na wakacjach... i co zostałam z tym znów sama...
Boję się aż mnie paraliżuje myśl,że coś może być nie tak... może panikuje ale jak patrze po swojej rodzinie, że tak strasznie z każdej strony coś...
a sorry powiedziałam żonie kuzyna przez przypadek (przy grillu) ale szybko głupią udałam żeby jej nie dokładać bo też ma swoje kłopoty...
Przychodzą mi do głowy najczarniejsze scenariusze...
A do tego histerie Dannego (już go nigdy publicznie nie pochwalę, że jest lepiej bo od razu zaczyna się gorzej)wróciły i komplet załamania psychicznego gotowy...
Dziękuję, że choć Wy jesteście i mogę tu się pożalić... i przepraszam wszystkich którym mogłam swoim biadoleniem pogorszyć humor... naprawdę chciałam się pochwalić tyloma fajnymi zmianami a tu wyszły same nie fajne...
P.S.Dotarłam dopiero do 5.08 ale postaram się zaraz nadrobić zaległości...
Zakręcona od kilku tygodni nie wiem już które pół dnia dłuższe :-(
staram się was nadrobić ale kiepsko mi idzie :-(
Agula zazdroszczę urlopu do tego pogodę masz/miałaś wymarzoną.No i mąz widzę stanął na wysokości zadania
Anka26,07 baardzo spóźnione ale szczere sto lat i sto stuk Avatar zacny rozumiem, że to po upięciu u fryzjera Twoje foty super gdzieś Ty te dwójkę dzieci nosiła ;-) i udanego urlopiku życzę przywieź nam ładne fotki ;-)
Truskafffka tylko pozazdrościć jak Ci Amelka do przodu gna rozwojowo... Danny bardziej się do siedzenia bierze niż do raczkowania... ale pocieszam się, że z Darcią było tak samo najpierw chodziła później raczkowała...
Patrycja2810 dobrze, że napisałaś o Filipku i jego chęci stania bo już się bałam,że coś nie tak z moimi dziećmi ;-)u mnie też psyche w dół leci i coraz większego doła łapię :-(ale staram się pocieszyć zabierając dzieci gdzieś na spacer i staram się oderwać głowę od kłopotów...
Nimitii mój Danny też się tak spina przeważnie podczas jedzenia pytałam o to dr powiedziała, że to może być tak że mu czasem ciężko baczka puścić to w taki sposób mu pomaga i że to bardzo zdrowe... zaobserwuj czy później jak go np. bierzesz do odbicia nie puszcza bączka lub jak później na brzuszku to może gazy idą;-) najważniejsze, żeby nie panikować bo to podobno dobrze
Asinka85 bardzo się cieszę,że z Ninką dobrze bo martwiłam się...
Zabka253 cięszę się bardzo ciasne ale własne ;-) a w waszym wypadku wynajmowane ale samodzielne ;-)
Zuzkon spóżnione ale szczere sto lat staruszko ;-)i co z twoją ręką byłaś już do jakiejś kontroli??
Kania78 dziękuję ślicznie za troskę postaram się poprawić moją regularność...
Kochane chciałam wam tyle powiedzieć miłych rzeczy, że udało mi się do teatru wybrać z koleżanką a dawno się nie widziałyśmy... że Danny się nauczył jeść z łyżeczki i jemy już zupki i deserki... że sama zaczęłam gotować i dzieciom smakuje bardzo... że wszystko zaczyna się układać... że była moja mama i udało nam się nie pokłócić... że po 34latach dowiedziałam się, że moja mama jednak się o mnie troszczy i serce jej pęka że sobie tak nie radzę w związkach w życiu i że jak wpadłam w ten zakręt to wyjść nie mogę na prostą... że udało nam się nawet rodzinnego grilla (a tak mi się marzył) zaliczyć i baardzo było miło- a nawet Danny zasnął koło 21 i z Darią zostali u babci na wsi a ja przyjechałam następnego dnia koło południa dopiero... chciałam się pochwalić,że przez przypadek podczas wymiany zaworów w kaloryferach pan zaglądnął do piecyka w łazience, że taki rozwalony (bez obudowy) a przecież z tych nowszych i jak mu opowiedziałam co się dzieje i że jeden spec tu był i kazał mi za 300pln kupić nowy moduł to zaczął się śmiać i palcem mi pokazał co mam wyjąc i wyczyścić papierem ściernym i że jak to zrobiłam to jak dziecko z lizaka zaczęłam się cieszyć że wreszcie naprawiony i w obudowie... chciałam się pochwalić,że "w spadku" po "rodzicach"(mamie i jej partnerze) dostała mi się kuchenka gazowa bo zmienili na indukcyjną i wreszcie mam piekarnik - nawet go Darcia ostatnio wypróbowała... tyle dobrej energii było we mnie tyle uśmiechu zaczynałam wierzyć, że będzie dobrze... jednak czar prysł... i kłębkiem nerwów jestem... nie wiem do kogo się zwrócić więc postanowiłam wam się tu przyznać i wyrzucić to z siebie...
Sama nie wiem od czego zacząć...
Może tak:
Darię i jej przyjaciółkę wraz z kolegą musiałam po 4,5dnia koloni organizowanej przez Kuratorium Oświaty i Wychowania odebrać. Dzieci codziennie dzwoniły niezadowolone i ciągle jakieś perełki a to, że giną rzeczy a to telefonu a to ktoś komuś pieniądze ukradł, że jedyna atrakcja to wyjście do sklepu, że czas niezorganizowany, że basen brudny i ciągle nogi pokaleczone u kogoś(nawet Daria na gwoździa stanęła)... Kumulacja nastąpiła w piątek kiedy przerażone i zapłakane zadzwoniły, że 16-to latek pobił ich kolegę z klasy (13-to latek wątłej postury) przydusił go i nos rozkwasił za to że jeden jest za takim a drugi za innym klubem sportowym... ten 13-to latek nic nikomu nie zrobił przypadkiem w rozmowie wyszło i ten starszy wygrażał się "zabije żyda"... jak moje dziecko i jej przyjaciółka to usłyszały poleciały kolegę ostrzec to po całym zajściu nie dość że karę dostały to jeszcze pani kierownik pretensje miała, że nie próbowały tamtego odciągnąć... Darcia płakała, że psychicznie tego nie wytrzyma i żeby ją zabrać- serce mi się kroiło... wiedziałam, że coś jest nie tak bo córa od 5 lat sama na obozy, kolonie i zimowiska jeździ i zawsze wraca zadowolona choć różne warunki widziała nigdy się nie skarżyła i zawsze pochwały przywozi i medale a tu masz Ci kwiatki... koniec końców pojechałam po dzieci bo dość tego miałam już... okazało się, że nie tylko ja ale więcej dzieciaków po tych 4 dniach do domu wróciło...
Mój chrzestny jest w coraz to gorszym stanie (rak płuc) mają go operować ale za słaby jest i może operacji nie przeżyć... ciągle szukam jakiegoś kontaktu aby zasięgnąć drugiej opinii lekarskiej i jak na złość nikt nie jest w stanie polecić nikogo:-(
A jak wujcia zobaczyłam ostatnio to po wyjściu od nich tak długo płakałam...
Do tego moja kuzynka (młodsza o miesiąc ode mnie zawsze się razem trzymałyśmy) okazuje się że ma SM dostaje leki etc. ale coraz to gorsze ma wyniki krwi i wyszła jej anemia...
Aż się boję do niej jechać bo nie wiem co jej powiedzieć... ma dwójkę dzieci 7 i 5 i tyle cudownych marzeń a tu wszystko może zaraz stanąć na głowie bo nie wiadomo gdzie i kiedy uderzy SM bo, że ma to pewne i potwierdzone badaniami tylko nie wiadomo w którym momencie wyjdzie... już teraz 70%ubutku wzroku w jednym oku i 50% ubytku słuchu...
Jak by było mało to zepsuł mi się dekoder więc bez TV jestem (średniowiecze prawie - dobrze że jeszcze jest net), następne poleciało auto jestem lżejsza o 300pln bo rolka napinacza poszła a wyszło kilka innych przy okazji że trzeba będzie niedługo etc. a tu zaraz trzeba książki i zeszyty... DO tego bardzo się martwię czy pracodawca przedłuży mi umowę bo nie mam szans na żłobek dla małego może od stycznia... boję się jak my sobie poradzimy jak będę bez pracy...
Poszłam do kardiologa bo coś mnie za często "kuło" a kartę mam założoną bo w ciąży nadciśnienie miałam... dostałam leki wszystkie badania do zrobienia ale zaczęłam od echa i już wiadomo że dobrze nie jest...
Zamilkła moja kuzynka z USA, która mocno choruje niby okaz zdrowia wysoka jak ja zawsze wesoła nikt by nic nie podejrzewał a tu nagle zaatakowało jej synapsy nerwowe i czasem ma tak że budzi się jest świadoma a ręką albo nogą nie może poruszyć lub ledwo oddycha... Była dla mnie mega wsparciem całą ciążę a teraz mi jej brakuje i martwię się o nią prawie codziennie do niej pisze i nic...
ale to też jeszcze nie sedno...
Prokuratorka umorzyła sprawę o pobicie mnie przez mojego byłego na podstawie jednych jego zeznań...mnie przesłuchiwali 3 razy...zaskarżyłam bo niedociągnięć było co niemiara...i Sąd też podtrzymał umorzenie i z każdej strony wszystko obraca się przeciwko mnie...Czyli można pobić kobietę w ciąży i być złodziejem i oszustem i swobodnie sobie po ulicach chodzić normalnie aż mnie mierzi...
znając mnie to wszystko pewnie jakoś bym udźwignęła jednak...
Pianką do piwa mojego załamania psychicznego jest mój guz na wątrobie... Tak moje drogie guz... jak usłyszałam te słowa to jakby mi ktoś w łeb gałęzią dał...
W ciąży go wykryli w trakcie badań bo bardzo cierpiałam na bóle brzucha... nie robiłam dalszych badań bo i tak musieliby czekać do rozwiązania... zatem synek zdrowy rośnie to poszłam znów na USG powiedziano mi, że natychmiast mam robić badania i powinnam się zgłosić do chirurga etc. cholerstwo urosło prawie dwa razy... boję się bo muszę to sama w sobie dusić... z mamą nie miałam czasu porozmawiać jak była bo ciągle był ktoś... z rodziną od strony mamy nie porozmawiam bo nie chcę im dokładać wystarczająco się wszyscy modlą o zdrowie wujcia... a mnie i tak za zakałę rodziny mają bo sama z dwójką dzieci każde z innym ojcem...
od strony mojego taty znów wszyscy martwimy się o moją kuzyneczkę i aż wstyd by mi było w takiej chwili o sobie nawijać...
Moje koleżanki albo zagonione w pracy albo na wakacjach... i co zostałam z tym znów sama...
Boję się aż mnie paraliżuje myśl,że coś może być nie tak... może panikuje ale jak patrze po swojej rodzinie, że tak strasznie z każdej strony coś...
a sorry powiedziałam żonie kuzyna przez przypadek (przy grillu) ale szybko głupią udałam żeby jej nie dokładać bo też ma swoje kłopoty...
Przychodzą mi do głowy najczarniejsze scenariusze...
A do tego histerie Dannego (już go nigdy publicznie nie pochwalę, że jest lepiej bo od razu zaczyna się gorzej)wróciły i komplet załamania psychicznego gotowy...
Dziękuję, że choć Wy jesteście i mogę tu się pożalić... i przepraszam wszystkich którym mogłam swoim biadoleniem pogorszyć humor... naprawdę chciałam się pochwalić tyloma fajnymi zmianami a tu wyszły same nie fajne...
P.S.Dotarłam dopiero do 5.08 ale postaram się zaraz nadrobić zaległości...
Ostatnia edycja: