jak pierwszu raz pojechałam do lekarza z nadzieją w sercu to mnie zbadał i takie miny strzelał, że wiedziałam, że coś jest nie tak...mówi prosze przyjechac do mnie do szpitala w piatek (była środa) tam mam lepszy aparat - sprawdzimy. na razie zarodki widzę dwa, ale nie widzę pulsu...
to był najgorsze dwa dni w moim zyciu...
potem pojechałam do szpitala i się okazało, że pulsu nie ma, a ten drugi zarodek jest jakiś nie taki (do samegokońca lekarz nie wiedział, czy to byl drugi zarodek, który się wchłonął czy zaczatki łozyska i przyznał się, że nie wie.. że zobaczy po porodze gdyby to było cos nie tak - a tak nie wiemy czy Zuzia miałaby blizniaka czy to tylko jej łozysko tak dziwnie wyglądało). Badało mnie dwóch lekarzy - w szpital gdzie przyjeli mnie bez kolejki - a ludzi było mnóstwo - i nie płaciłam dodatkowo:-) potem kazali czekać jeszcze tydzień. i wiecie co... czulam sie jak chodząca trumna, bo lekarz powiedział mi że specjalnych szans nie widzi, że trzeba zrobić aborcję...
poczekałam tydzień i znowu nic... mieliśmy poczekać jeszcze do poniedziałku. weekend wyobrażacie sobie jaki był...
spakowałam się do szpitala, piżamke itd, mój lekarz wszedł, kazał mnie zbadac ale sam przy badaniu nie był bo miał zabieg. on wyszedl a babeczka która mnie badała za telefon i dzwoni... Lekarz nie odbiera więc zawołała innego - potwierdził że jest puls. ja też go słyszałam chociaż bardzo był niewyraźny. pół godiny leżałam z tym usg w ... wiecie gdzie, bo czekalismy na mojego gina. przybiegł, spojrzał w monito - zrobił dziwną minę i się uśmiechnął...
Potem różnie było, bo małej raz sie spieszyło raz nie, raz się spinała, no róznie wbywało, ale te tygodnie na poczatku były straszne. dlatego tak odliczałam każdy dzień ciąży, ... żeby było dalej....
Moje dziecko ma chyba zajebistą wolę przetrwania, bo już miało jej nie być a jest:-) Płacze smieje się, strzela kupe co 12 dni... i jest zadowolona. ciekawe czy kiedyś zrozumie jak się bałam czy w ogóle bedzie:-)