Lejdis, jestem już po wizycie i postanowiłam Wam opowiedzieć historię ku pokrzepieniu serc oraz o tym, że nie warto się porównywać i sprawdzać co chwilę bety.
1sza wizyta - nieplanowana. Plamiłam, wystraszyłam się, że scenariusz z pierwszej ciąży się powtarza. Tam dowiedziałam się, że mam torbiel. Zlecono mi badania bety, po 48h wyszło, że przyrasta pow 50% (i myślałam, że TYLKO i znów, że wszystko stracone).
2ga wizyta - (ta która miała być pierwszą) był pęcherzyk ciążowy i żółtkowy bez zarodka - to było 11 lipca czyli 6+3 (od ostatniej @). Gin nie powiedziała nic na temat bety, tylko żeby czekać i być cierpliwym.
W sobotę dostałam plamienia, ale takiego żywą krwią, więc ja już żegnałam się z tą ciążą w drodze na IP (jeżeli jesteście z Krakowa lub okolic, polecam szpital Uniwersytecki na Kopernika, cu-do-wny personel). Tam okazło się, że krwawienie nie wiadomo skąd, ale zarodek jest, serce bije ale 104/min. Kazała skonsultować do tygodnia z lekarzem prowadzącym.
I byłam dziś. I serce nadal jest, została mi założona karta ciąży (co jest moim zdaniem dobrym znakiem)
Zdaniem lekarki wszystko OK!
Także drogie panie, nie porównujcie, bo każda ciąża inna. Nie szalejcie z betą bo głowa płata figle i będziecie się zastanawiać, liczyć i się zadręczać.
Wiem, że jeszcze wszystko może się wydarzyć, ale cieszę się chwilą