Ale mimo, że mam plan na jego aktualne buntyt o i tak jak mi momentami histeryzuje co 5-10 minut przez pol dnia, to zastanawiam się czy nie robie jakichs bledów wychowawczych. Ale cieszy mnie to, ze jestesmy z męzem dosc zgodni i jak jeden czegos zabrania to drugi chocby sie nie do konca z tym zgadzal, to tez obiera taką postawe zeby dziecku sieki w mózgu nie robic. I nawet jak się żremy miedzy sobą to staramy sie zeby widzial ze i tak sie kochamy np. "cichutko, tata śpi", "mama teraz je, chodz, pobawisz sie z tatą", "nie wolno bić mamy, bo to boli, zrób jej cacy", "pokaż tacie jaki piekny rysunek zrobiles" itd.
Też jestem z tego pokolenia, matka prała mnie laczkiem, pasem i przyznam że nie robiło to na mnie wrażenia żadnego, jak dostałam "liścia" w twarz, to zostawiło na mnie dość porządny uraz psychiczny. Nie wiem co robić jak Anastazja jest zła, ale nie chce jej bić. Sądzę że to nic nie da, zresztą nie umiem jej skrzywdzić. Chce jakoś inaczej panować nad jej złością.
Moje Kochane, ja w szkole widzę, jak zmieniło się ( generalizuję oczywiście i wrzucam wszystkich do jednego worka ) podejście dzieci do dorosłych.
20 lat temu nikt głośno przy mnie nie przeklnął, teraz tak i nie widzą nietaktu, dzieciaki podchodzą i chcą pierwsze podać rękę na" - Cześć", takie np.10 letnie, nie maluszki, starsze dziewczyny do wychowawczyni odnoszą się
" - Kacha". Lubią ją i to jest niby wyraz tego , że panią akceptujemy.
Brakuje mi tego trochę dystansu jaki był.
Nie wiem też czy takie zagubienie w hierarchi dzieciom służy, bo jednak problemów psychologicznych widać więcej. Także te metody 21 wieku są na papierze, a w życiu, każdy radzi sobie jak umie.
Piszę, bo nie wiem w jaki sposób wychowywać Melanię, by sobie dobrze w życiu radziła, wolałabym nauczyć ją szacunku do dorosłych, tylko czy dziwakiem nie będzie wśród rówieśników.
Ona akurat jest raczej zgodna, trochę krzyczy, ale w granicach mojej tolerancji, jak ma napad to z kamienna twarzą powtarzam np. - " Teraz nie wyjmujemy śmieci ze śmietnika" po czym siłą przenoszę ją w inne miejsce. Też staram się unikać słówek "- Nie wolno!".
Rozumiem Was Dziewczyny, że nerwy często puszczają. Jestem z tych "nie- krzyczących", za to jak się miara przeleje to ryczę z bezsilności, a to też niefajne.