Justynka- nie odkładam pompki
Nie rozstaję się z nią wręcz
Ale trudno- dam radę. Co innego mam teraz do roboty? Znalazłam sposób na noce- karmię Franka odciągniętym mlekiem przez butelkę. Może i trwa to trochę dłużej, ale chyba niekoniecznie, bo tak czy siak musiałabym z pół godziny pompować zanim bym go przystawiła a i tak by się nie najadł, więc niech będzie w ten sposób przynajmniej przez jakiś czas.
Wczoraj po ciepłym prysznicu pompowałam chyba z godzinę bo tak mi się lało i potem przystawiłam Franka do piersi. Nie można powiedzieć, że było łatwo, bo wciąż miał problem z uchwyceniem, ale w końcu załapał i przez jakieś 5 minut ciągnął bez przerwy. Fakt- krótko i pewnie to nie był dla niego pełny posiłek i drugi fakt, że tylko tą "mniej lejącą się" pierś, ale dla mnie to był wielki sukces. Bo chwilę się poprzytulaliśmy i nie straciłam nadziei, że za chwilę może uda się wrócić do piersi albo przynajmniej częściej go przystawiać.
Mnie najbardziej boli właśnie sam brak bliskości z nim. Bo on jest taki rozkoszny przy karmieniu! Ale jak mi się tylko wczoraj udało go chwilę pokarmić, bardzo mnie to podbudowało i jakieś uczucie szczęścia we mnie uderzyło
Czy po nawale piersi wracają do w miarę normalnej postaci? Mam na myśli, czy będą mniej twarde i czy już zawsze będzie się tak z nich lało? A jeśli się opanowują, to ile to może trwać?