Brejka, a moge podawac jejm juz teraz ten bobotic?
No wiec, mam chwilke na opowiesci porodowe

A wiec, wszystko zaczelo sie juz w niedziele wieczorem-zaczelam miec regularne skurcze przepowiadajace, ale malo bolesne i jak sie uspalam, tak przeszly...rano w poniedzialek bylam na ktg i lekarska stwierdzila, ze rozwarcie mam na 2 scisle palce i szyjka skrocona do 0,5 cm...zapytala czy cos mnie boli, bo ktg wykazuje skurcze i ze moze porod juz sie zaczal...no, ale mnie nic nie bolalo.
Zaczelam szwendac sie po sklepach, bo nuda PRZEOKROPNA, ale zadzwonila do mnie siostra M i opitolila, ze ja tu w kazdej chwili moge zaczac rodzic i mam jechac do domu, bo ona zawalu przeze mnie dostanie
Dzien byl stresujacy, bo M zdawal egzamin na doradce podatkowego. Bardzo chcielismy, aby Zuzia zaczekala ten 1 dzien i dala tacie napisac...no i zaczekala
Jak tylko M dal znac, ze juz wraca do domu, to zaczelam odkurzac, biegac po schodach i wybralam sie na dluuuugi spacer-potem jeszcze wycieczka po lesie...ostatnie chwile z mezem we dwojke no i okolo 20:00 powtorka z niedzieli-skurcze malo bolesne, ale regularne i co 10-8 minut, a jak byly co 5 minut, to zadzwonilismy po siostre M i pojechalismy do szpitala. No i odszedl mi czop sluzowy.
M juz troche w stresie byl, ale ja totalny luz, jeszcze w drodze do Wawy na kawe wstapilismy, bo te skurcze byly takie przedokresowe, wiec nie chcialam w szpitalu spedzic tych najslabszych, co to najdluzej trwaja
Na IP zajechalismy o 00:40, tam zapis ktg i dopelnienie wszelkich formalnosci, na porodowke trafilam 0 1:40 i zaczela sie jazda. Od razu momentalnie skurcze zaczely byc cholernie bolesne, w skali dochodzily do 127. Chodzilam na czworaka i i zadne zlote metody typu pysznic, woda, masaze nie pomagaly...o 3:30 zadecydowalam, ze biore znieczulenie, bo myslalam, ze zemdleje. Przyszedl anastezjolog, rozwarcie na 6 cm i powiedzial, ze to ostatni moment na podanie znieczulenia. No, ale przerwy pomiedzy skurczamy trwaly zaledwie kilkanascie sekund i nie moglam pozostac w pozycji nieruchomej. Zrobil 3 podejcia, ale trzeslam sie jak galatera, M musial mnie trzymac. Zapytal mnie lekarz czy dam rade nie ruszac sie w skurczu...mnie juz tak bolalo, ze powiedzialam, ze tak i w skurczu mnie cewnikowal, a potem wbijal igle...w tym momencie nie oddychalam i chcialam gryzc porecz od lozka, ale byla za daleko...no, ale wytrzymalam.
Po zaaplikowaniu zzo bylo najgorzej, bo znieczulenie jeszcze nie dzialalo, a ja darlam sie, jak glupia, myslalam, ze mnie rozerwie. Po kilkunastu minutach zaczelo dzialac, ale rozwarcie w ciagu 20 minut zwiekszylo sie do 9,5 cm i zaczely sie parte.
Brzuch przestal mnie bolec, ale parcie na odbyt przerazliwie bolesne.
W tym momencie polozna powiedzxiala, ze Zuzia zle sie ustawwila i glowka zamiast isc pod skosem, szla pionowo...probowali roznych sposobow, aby sie przekrecila ciut, ale ani moje wygibasy, ani lekarze, ani 3 polozne nic nie mogli wskurac-trwalo to 2 godziny. W koncu lekarz podjal decyzje, ze cc...ale przyszedl ordynator dr. Jastrzab (nie poznalam w swoim zyciu czlowieka z tak niesamowita osobowoscia-pomnik bym mu postawila), pogrzebal (przepraszam za sformulowanie, ale naprawde jest bardzo trafne), poprzekrecal , wyjal jakas niesamowita ilosc skrzepow i powiedzial, ze rodzimy!
I zdarzyl sie cud! Po kilkunastu ostrych partych wyszla glowka, a przy nastepnym parciu cala Zuzia...powitala swoich rodzicow donosnym krzykiem

Pewnie podobnie, jak i mnie, porod srednio jej sie podobal

Polozyli mi ją na brzuchu, cala umazana we krwi, a ja nie moglam uwierzyc, ze to cudo, to moja Zuzia, zaczelismy z M ryczec, a ja tylko jak mantre powtarzalam-moja kochana coreczka. Jak parlam i mnie bolalo, to darlam sie: Zuzia do cholery wylaz, bo ja tu juz nie daje rady, albo, ze ma pewnie wielka glowe jak pilka do koszykowki, dlatego tak mnie boli-lekarze smiali sie ze mnie.
Potem ją zabrali na chwile, przyszla lekarka i powiedziala, ze wazy 3500 i 57 cm dluga i dostala 10 ptk. Lezala w tym smiesznym lozeczku i sie rozgladala. Polozna chciala mi dac ja od razu do karmienia, ale mnie szyli i znieczulenie przestalo dzialac, wiec nie bylam w stanie jej wziac. Strasznie w srodku popekalam przez infekcje grzybiczne, ktore nekaly mnie cala ciaze i jeszcze przed porodem szyjka wewnatrz bylam popekana. Szyli mnie 1,5 godziny, bo bylo tez naciecie krocza.
Nie dalabym sobie rady bez M, ktory byl niesamowity, taki opanowany i wsperajacy...cwiczyl ze mna, podtrzymywal w skurczu, caly czas mi mowil, ze dam rade, ze swietnie mi idzie i juz niedlugo koniec. Potem, tak sie cieszyl, jak wariat!
Potem tydzien musialysmy zostac, bo najpierw Zuzia miala wysokie CRP, podejrzewano infekcje, a potem nasilila sie zoltaczka i doszly lampy.
Teraz oczywiście mam schizy czy oddycha, czy sie w nocy nie zakrztusi pokarmem, a czy na pewno sie najada...eh...macierzynsatwo
