Hej
Mam synka! Kubuś urodził się 6 grudnia o 0:25, miał 3270 g i 49 cm. Z powodu tego mojego wysokiego ciśnienia, leukocytów w moczu położna podejrzewała zatrucie ciążowe i dwa razy byłam wysyłana na kontrolę do szpitala - 1 i 4 grudnia. Za drugim razem już tam zostałam. 5 grudnia lekarz chciał mnie wypuścić do domu, ale w ostatnim momencie zauważył moje strasznie spuchnięte stopy, co razem z pozostałymi objawami (sporadyczne bóle głowy, trzęsące się ręce poprzedniego poranka), zadecydowało, że zostaję i że będziemy wywoływać poród. Wieczorem o 20:30 dostałam tabletkę, pół godziny później odeszły mi wody, przed 23 dostałam skurczy, które bardzo szybko przybierały na sile. Po 23 dotarł mój mąż, ok 23.30 zjechaliśmy na pierwsze piętro, gdzie odbywają się porody zabiegowe, ze znieczuleniami itd. Od 23.50 miałam już parte, a o 0.25 urodził się Kubuś. Na szczęście dostałam na porodówce maskę z gazem rozweselającym, dzięki czemu jakoś wytrzymałam te skurcze. Najgorsze było zszywanie krocza na żywca, dopiero pod sam koniec mi tam znieczulili. Po zszyciu i karmieniu Maluszka, który od samego porodu leżał na moim brzuchu, nie dałam rady wstać do toalety, zasłabłam (chyba od tego gazu i ze zmęczenia), więc dostałam cewnik. Podobno bardzo niewielki procent porodów przebiega tak szybko - z tego co mi przed wypisem ze szpitala wyjaśniała położna, i są one przez to dużo bardziej bolesne (na to też wpływ miała ta tabletka wywołująca poród).
Od wczoraj już jesteśmy w domu. Kubuś jest strasznym głodomorkiem - na początku miałam niewiele pokarmu, pojawił się też kryzys którejś nocy, gdy już nie mogłam go wykarmić, a on ciągle był głodny, i musiałam go oddać pielęgniarkom do dokarmienia. Teraz chyba od wczoraj mam zapalenie piersi (z zewnętrznej strony czerwone i twarde), zaczęłam przystawiać od strony pachy i robić ciepłe okłady, może pomoże... Macie jakieś rady? Mąż dziś próbował kupić w aptece siemię lniane, ale tu tego nie używają w takich celach. Na szczęście w sobotę przylatuje moja mama i mi przywiezie.
Mam synka! Kubuś urodził się 6 grudnia o 0:25, miał 3270 g i 49 cm. Z powodu tego mojego wysokiego ciśnienia, leukocytów w moczu położna podejrzewała zatrucie ciążowe i dwa razy byłam wysyłana na kontrolę do szpitala - 1 i 4 grudnia. Za drugim razem już tam zostałam. 5 grudnia lekarz chciał mnie wypuścić do domu, ale w ostatnim momencie zauważył moje strasznie spuchnięte stopy, co razem z pozostałymi objawami (sporadyczne bóle głowy, trzęsące się ręce poprzedniego poranka), zadecydowało, że zostaję i że będziemy wywoływać poród. Wieczorem o 20:30 dostałam tabletkę, pół godziny później odeszły mi wody, przed 23 dostałam skurczy, które bardzo szybko przybierały na sile. Po 23 dotarł mój mąż, ok 23.30 zjechaliśmy na pierwsze piętro, gdzie odbywają się porody zabiegowe, ze znieczuleniami itd. Od 23.50 miałam już parte, a o 0.25 urodził się Kubuś. Na szczęście dostałam na porodówce maskę z gazem rozweselającym, dzięki czemu jakoś wytrzymałam te skurcze. Najgorsze było zszywanie krocza na żywca, dopiero pod sam koniec mi tam znieczulili. Po zszyciu i karmieniu Maluszka, który od samego porodu leżał na moim brzuchu, nie dałam rady wstać do toalety, zasłabłam (chyba od tego gazu i ze zmęczenia), więc dostałam cewnik. Podobno bardzo niewielki procent porodów przebiega tak szybko - z tego co mi przed wypisem ze szpitala wyjaśniała położna, i są one przez to dużo bardziej bolesne (na to też wpływ miała ta tabletka wywołująca poród).
Od wczoraj już jesteśmy w domu. Kubuś jest strasznym głodomorkiem - na początku miałam niewiele pokarmu, pojawił się też kryzys którejś nocy, gdy już nie mogłam go wykarmić, a on ciągle był głodny, i musiałam go oddać pielęgniarkom do dokarmienia. Teraz chyba od wczoraj mam zapalenie piersi (z zewnętrznej strony czerwone i twarde), zaczęłam przystawiać od strony pachy i robić ciepłe okłady, może pomoże... Macie jakieś rady? Mąż dziś próbował kupić w aptece siemię lniane, ale tu tego nie używają w takich celach. Na szczęście w sobotę przylatuje moja mama i mi przywiezie.