Hej Dziewczyny
Miałam wczoraj wizytę u położnej, która zaniepokoiła się znowu moim wysokim ciśnieniem (125/88) i poziomem leukocytów w moczu. Zadzwoniła do szpitala, i ustaliła, że będą tam na mnie czekać i zrobią mi badania. Powiedziała, że albo po badaniach mnie puszczą do domu, albo zostanę na obserwacji, albo będą wywoływać poród. W związku z tym musiałam zabrać ze sobą cały zestaw rzeczy, jak na porodówkę i pojechaliśmy do Stavanger. Zrobili mi ktg, z dzieckiem było wszystko w porządku, ja wtedy miałam 134/91. Potem zbadali mi mocz, i mieliśmy czekać na lekarza. Trwało to prawie trzy godziny siedzenia na korytarzu. W międzyczasie pobrano mi krew. W końcu lekarka wzięła mnie na usg, i też było wszystko ok. Zaleciła kontrolę na najbliższy czwartek u lekarza lub położnej, znowu z moczem i ciśnieniem. Tak więc zrobiliśmy sobie wycieczkę do szpitala, mąż musiał się przez to zwolnić z pracy. Na ktg dowiedziałam się, że mam skurcze - te bóle podobne do menstruacyjnych, które od jakiegoś czasu czuję razem z bólem w krzyżu. Maluszek podczas badania słabo się ruszał (nie przepada za pozycją, gdy leżę na plecach), więc dostałam sok jabłkowy z lodem, a potem pielęgniarka poleciła mi się położyć na prawym boku. Wtedy od razu poprawił się zapis rytmu serca Maluszka, który był idealny. Za to po badaniu, po tym napoju, Maleństwo było porządnie rozbudzone i harcowało mi w brzuchu na całego, gdy czekaliśmy na korytarzu
Ciekawa jestem, czy uda mi się dotrwać do terminu, to już 11-12 dni
Czy też dziecku będzie tak dobrze, że posiedzi dłużej...
Pozdrowionka