reklama
Anastazi, ja bedę Alexa szczepiła tylko tymi planowymi szczepionkami i raczej nic poza tym.
Nina, jak napisałaś o tym otulaczu to niestety nasz był już zakupiony ale dzięki w każdym razie za propozycje. Kupiliśmy praktycznie identyczny ale powiem ci, że u nas faktycznie się sprawdza bo i ile rozkopywanie tej dolnej częsci nie jest dużym problemem to fakt, że już nie ma możliwości uderzać się po buzi rączkami jest zbawienny. Pierwszą noc w otulaczu przespał całe 6godzin bez przerwy! Byłam w szoku. Super, że już niedługo wracasz i, że się spotkamy. Koniecznie muszą się nasze maluszki poznać. ;-) Gdzie zapisałaś sie na kurs? Na folkeuniversitet?
No i trzymam mocno kciuki za jutro!! && Napewno obronisz się pięknie. Daj znać jak ci poszło.
Edyta, jak tam u ciebie?
Nina, jak napisałaś o tym otulaczu to niestety nasz był już zakupiony ale dzięki w każdym razie za propozycje. Kupiliśmy praktycznie identyczny ale powiem ci, że u nas faktycznie się sprawdza bo i ile rozkopywanie tej dolnej częsci nie jest dużym problemem to fakt, że już nie ma możliwości uderzać się po buzi rączkami jest zbawienny. Pierwszą noc w otulaczu przespał całe 6godzin bez przerwy! Byłam w szoku. Super, że już niedługo wracasz i, że się spotkamy. Koniecznie muszą się nasze maluszki poznać. ;-) Gdzie zapisałaś sie na kurs? Na folkeuniversitet?
No i trzymam mocno kciuki za jutro!! && Napewno obronisz się pięknie. Daj znać jak ci poszło.
Edyta, jak tam u ciebie?
Ostatnia edycja:
Sonia na kurs chodzę teraz w Polsce a jak wrócę to idę od razu szukać w No Jestem po obronie i udało się kamień z serca Koniecznie się muszą maluszki poznać! już się nie mogę doczekać. i super, że otulacz się Wam sprawdza no i piękne 6 godzinek u mnie Lila dzis znowu dała czadu, co pół godziny pobudka, co zasnęła ja głowa do poduszki i od razu wrzask, wzięłam ją w końcu do łóżka ale nic nie pomogło, o 3 mama ją zabrała żebym chociaż te 3godziny do 6 dospała przed obroną.
Nina może mała przejela twój stres GRATULUJE obronionej pracy
a Moja mała obudziła się dzisiaj z zaklejonym oczkiem z ropy, rekawki pizamy też całe zielone, jak przemylam jej woda fizjologiczna to za 5 minut znowu to samo...a całe oczko wygląda jakby było podbite...całe czerwone i spuchnięte wkoło...w dodatku go mię otwiera a jak otworzy to też pełno zielonego pływa i oczko w środku też czerwone
a Moja mała obudziła się dzisiaj z zaklejonym oczkiem z ropy, rekawki pizamy też całe zielone, jak przemylam jej woda fizjologiczna to za 5 minut znowu to samo...a całe oczko wygląda jakby było podbite...całe czerwone i spuchnięte wkoło...w dodatku go mię otwiera a jak otworzy to też pełno zielonego pływa i oczko w środku też czerwone
Rozpakowałam się
Łucja przyszła na świat w niedzielę 28.09 o godz 3.40 w nocy, miała 3260 g i 49 cm
Na porodówce siedziałam od piątku od 23 wieczorem więc poród był bardzo długi i muszę powiedzieć że nie jestem zadowolona z opieki w szpitalu, a szczególnie położna która przyjmowała poród na samym końcu to tragedia, jakaś sadystka mój mąż był wściekły, urodziłam dzięki niemu i jego wsparciu
może potem więcej napiszę, narazie jestem już w domu z małą i nie mam za wiele czasu bo oczywiście karmię ją na żądanie, a na początku mała nawet jak najedzona do syta to nie chce być odkładana
dziękuję za kciuki i z góry za gratulacje
buziaki
Łucja przyszła na świat w niedzielę 28.09 o godz 3.40 w nocy, miała 3260 g i 49 cm
Na porodówce siedziałam od piątku od 23 wieczorem więc poród był bardzo długi i muszę powiedzieć że nie jestem zadowolona z opieki w szpitalu, a szczególnie położna która przyjmowała poród na samym końcu to tragedia, jakaś sadystka mój mąż był wściekły, urodziłam dzięki niemu i jego wsparciu
może potem więcej napiszę, narazie jestem już w domu z małą i nie mam za wiele czasu bo oczywiście karmię ją na żądanie, a na początku mała nawet jak najedzona do syta to nie chce być odkładana
dziękuję za kciuki i z góry za gratulacje
buziaki
Edyta, no nareszcie się rozpakowałaś. Mega gratki no i witamy na świecie Łucję!! Koniecznie napisz coś więcej jak się już ogarniesz i znajdziesz chwilkę.
Przed tobą teraz najpiękniejsze i zarazem najtrudniejsze chwile. ;-)
Nina, gratulacje Pani Magister!!
Przed tobą teraz najpiękniejsze i zarazem najtrudniejsze chwile. ;-)
Nina, gratulacje Pani Magister!!
Ostatnia edycja:
Dziękuję kochane, zgodnie z zapowiedzią opiszę swój poród w szpitalu w Honefoss:
w piątek od 16 skurcze regularne, pojechaliśmy do położnej na sprawdzenie, rozwarcie dopiero 1 cm, ale że do szpitala 200 km, zadzwoniła tam i powiedziała że możemy jechać swoim samochodem, na pewno jeszcze mamy czas, ale przyjmą nas (chętni nie byli)
od 23.00 w szpitalu, nic ciekawego się nie dzieje poza tym że nie śpimy, skurcze trochę mocniejsze, do rana prawie 4 cm
potem coraz gorzej z bólem, ale daję jeszcze radę, wdycham gaz, rozwarcie nie postępuje...
na dyżurze jest polski lekarz, rozmawiam z nim o znieczuleniu, mówi że nie ma problemu, on normalnie pracuje w Oslo i tam to bardzo często biorą kobiety, tu to trochę taki szpital na prowincji (co się potwierdziło w 100%) i preferują naturalne porody... później zobaczyłam go jeszcze jak przebijał mi pęcherz płodowy, a potem wcale nie przyszedł
przed 15.00 przebijają mi pęcherz płodowy, dostaję też paracetamol i kroplówkę bo mam gorączkę, skurcze robią się bardzo bolesne i częste a rozwarcie dopiero 5 cm, proszę o znieczulenie
anestezjolog jest zajęty ale przychodzi po 18.00 ja do tego czasu ratuję się gazem ale jest ciężko, przed podaniem epiduralu nadal tylko 5 cm, wkłucie w kręgosłup straszne, mąż prawie zszedł przy tym, ale stwierdziłam że jak sobie nie ulżę w bólu to nie wytrzymam do 10 cm i nie będę miała siły przeć, więc zaryzykowałam
znieczulenie działa ale nie do końca tak jak powinno, tracę czucie w lewej nodze całkowicie, ból odczuwam po prawej stronie najbardziej plecy, ale i tak gdzieś do godziny 21.00 ulga jest znaczna i odpoczywam
od 20.00 mam też oksytocynę, jestem przykuta do łóżka kroplówkami i monitorem skurczów oraz tętna dziecka, leżąc i nic nie robiąc rozwarcie nadal wolno postępowało, a główka była wysoko
na nocną zmianę przychodzi położna, która wcale nie wykazuje chęci żeby mi pomóc, jej teksty w stylu czy ja nie wiedziałam że poród to ciężka praca są niegrzeczne, twierdzi że będę mogła zacząć przeć jak będę miała pełne rozwarcie (o 1.00 w nocy oszacowała je na 9,5 cm), jak przestanie działać moje znieczulenie i odzyskam czucie w nodze (to się stało dopiero rano), oraz jak główka będzie nisko i będę sama czuła że muszę przeć, czyli ciężko było spełnić te wszystkie warunki, w efekcie prosiłam ją (błagałam przez łzy) żeby mi powiedziała że już mogę przeć bo ja nadal nie czuję nic w kwestii położenia główki ale już nie wytrzymuję tych skurczy ich siła i częstotliwość była już krańcowa, a moja położna wręcz niewzruszona, jeszcze co chwilę wychodziła mówiąc że musi wypełniać dokumenty i jak coś to tu mam dzwonek, mój mąż wściekły nazwał ją sadystką
z łaski swojej położna stwierdziła że zbada mnie szybciej niż planowała... oczywiście co chwilę się mnie pytała czy czuję że chce przeć, a ja że nie wiem bo nie czuję, po tym powiedziała że mam spróbować no i tak zaczęłam przeć o godz 2.10
w czasie parcia kazała mi zmieniać pozycje, z pleców na bok ,z boku na kolana, z kolan na takie niskie krzesełko przy podłodze, oczywiście mąż musiał mi pomagać się przenieść ze względu na brak czucia w nodze, ale jak już byłam na tym śmiesznym krzesełku (jak na toalecie) mimo że nie czułam główki, wiedziałam że jak się postaram to zaraz urodzę, położna przy tym mnie olewała i grzebała przy stoliku z narzędziami, pewnie szykowała skalpel, a w tym momencie wyszła główka (!) ona w szoku woła pomocnice i każe mi się przenieść na łóżko, przy pomocy męża i kogoś jeszcze z główką między nogami przenoszą mnie do łóżka, moje dziecko już płacze (!) wszyscy w szoku, w końcu dostaję instrukcję przyj - i wychodzi moja córeczka (godz. 2.40, czyli parłam pół godziny)
teraz powinny mi ją położyć na brzuchu, a zamiast tego trzymają ją między moimi nogami, wycierają, dają zastrzyk z wit. K, ja pytam się co to i po co, i mi robią zastrzyki, jestem zła że nie poinformowali mnie o tym wcześniej, że nie położyli mi jej, że nie mogłam jej trzymać gdy ją kłuli... mąż równie zły... położna jeszcze do niego z tekstami o aparacie fotograficznym, że powinien mieć, dlaczego nie robi zdjęć (!)
w końcu doczekałam się dziecka w ramionach, mąż przecina pępowinę, położna zaczyna mnie zszywać (kilkanaście szwów), dobrze że epidural działał jeszcze tam na dole i tego nie czułam nie wiem też w którym momencie tak popękałam (może przy wstawaniu) bo ta sadystka pewnie by mi nie dała innego znieczulenia, powiedziała jak będzie bardzo bolało to mam powiedzieć... co to znaczy bardzo, bo w dzisiejszych czasach chyba każdy zasługuje na pełne znieczulenie jak się go szyje (?)
do tej pory myślałam że jak się już bierze znieczulenie zewnątrzoponowe przy porodzie to po to żeby znieczulić cały poród, a nie tylko jego część (?) widziałam w programie one born every minute takie porody i było ok, fakt że się nie czuje kiedy przeć ale położna instruuje co i kiedy robić i w większości przypadków nie ma problemów, jak było u Ciebie Sonia?
natomiast w tym szpitalu na norweskiej prowincji mają jakieś inne zasady...
cóż, zawsze mogło być gorzej więc już tak bardzo tego nie przeżywam, ale zadowolona z opieki nie jestem i nie będę tego ukrywać... natomiast mimo tych przeżyć nadal mam ochotę na kolejne dzieci i czuję się silniejsza, dumna z siebie że dałam radę, wytrzymałam ponad 24 godz na porodówce i następnym razem też dam radę, oczywiście duża zasługa w tym mojego męża, chłop się spisał
A to moja Łucja
Zobacz załącznik 647068
w piątek od 16 skurcze regularne, pojechaliśmy do położnej na sprawdzenie, rozwarcie dopiero 1 cm, ale że do szpitala 200 km, zadzwoniła tam i powiedziała że możemy jechać swoim samochodem, na pewno jeszcze mamy czas, ale przyjmą nas (chętni nie byli)
od 23.00 w szpitalu, nic ciekawego się nie dzieje poza tym że nie śpimy, skurcze trochę mocniejsze, do rana prawie 4 cm
potem coraz gorzej z bólem, ale daję jeszcze radę, wdycham gaz, rozwarcie nie postępuje...
na dyżurze jest polski lekarz, rozmawiam z nim o znieczuleniu, mówi że nie ma problemu, on normalnie pracuje w Oslo i tam to bardzo często biorą kobiety, tu to trochę taki szpital na prowincji (co się potwierdziło w 100%) i preferują naturalne porody... później zobaczyłam go jeszcze jak przebijał mi pęcherz płodowy, a potem wcale nie przyszedł
przed 15.00 przebijają mi pęcherz płodowy, dostaję też paracetamol i kroplówkę bo mam gorączkę, skurcze robią się bardzo bolesne i częste a rozwarcie dopiero 5 cm, proszę o znieczulenie
anestezjolog jest zajęty ale przychodzi po 18.00 ja do tego czasu ratuję się gazem ale jest ciężko, przed podaniem epiduralu nadal tylko 5 cm, wkłucie w kręgosłup straszne, mąż prawie zszedł przy tym, ale stwierdziłam że jak sobie nie ulżę w bólu to nie wytrzymam do 10 cm i nie będę miała siły przeć, więc zaryzykowałam
znieczulenie działa ale nie do końca tak jak powinno, tracę czucie w lewej nodze całkowicie, ból odczuwam po prawej stronie najbardziej plecy, ale i tak gdzieś do godziny 21.00 ulga jest znaczna i odpoczywam
od 20.00 mam też oksytocynę, jestem przykuta do łóżka kroplówkami i monitorem skurczów oraz tętna dziecka, leżąc i nic nie robiąc rozwarcie nadal wolno postępowało, a główka była wysoko
na nocną zmianę przychodzi położna, która wcale nie wykazuje chęci żeby mi pomóc, jej teksty w stylu czy ja nie wiedziałam że poród to ciężka praca są niegrzeczne, twierdzi że będę mogła zacząć przeć jak będę miała pełne rozwarcie (o 1.00 w nocy oszacowała je na 9,5 cm), jak przestanie działać moje znieczulenie i odzyskam czucie w nodze (to się stało dopiero rano), oraz jak główka będzie nisko i będę sama czuła że muszę przeć, czyli ciężko było spełnić te wszystkie warunki, w efekcie prosiłam ją (błagałam przez łzy) żeby mi powiedziała że już mogę przeć bo ja nadal nie czuję nic w kwestii położenia główki ale już nie wytrzymuję tych skurczy ich siła i częstotliwość była już krańcowa, a moja położna wręcz niewzruszona, jeszcze co chwilę wychodziła mówiąc że musi wypełniać dokumenty i jak coś to tu mam dzwonek, mój mąż wściekły nazwał ją sadystką
z łaski swojej położna stwierdziła że zbada mnie szybciej niż planowała... oczywiście co chwilę się mnie pytała czy czuję że chce przeć, a ja że nie wiem bo nie czuję, po tym powiedziała że mam spróbować no i tak zaczęłam przeć o godz 2.10
w czasie parcia kazała mi zmieniać pozycje, z pleców na bok ,z boku na kolana, z kolan na takie niskie krzesełko przy podłodze, oczywiście mąż musiał mi pomagać się przenieść ze względu na brak czucia w nodze, ale jak już byłam na tym śmiesznym krzesełku (jak na toalecie) mimo że nie czułam główki, wiedziałam że jak się postaram to zaraz urodzę, położna przy tym mnie olewała i grzebała przy stoliku z narzędziami, pewnie szykowała skalpel, a w tym momencie wyszła główka (!) ona w szoku woła pomocnice i każe mi się przenieść na łóżko, przy pomocy męża i kogoś jeszcze z główką między nogami przenoszą mnie do łóżka, moje dziecko już płacze (!) wszyscy w szoku, w końcu dostaję instrukcję przyj - i wychodzi moja córeczka (godz. 2.40, czyli parłam pół godziny)
teraz powinny mi ją położyć na brzuchu, a zamiast tego trzymają ją między moimi nogami, wycierają, dają zastrzyk z wit. K, ja pytam się co to i po co, i mi robią zastrzyki, jestem zła że nie poinformowali mnie o tym wcześniej, że nie położyli mi jej, że nie mogłam jej trzymać gdy ją kłuli... mąż równie zły... położna jeszcze do niego z tekstami o aparacie fotograficznym, że powinien mieć, dlaczego nie robi zdjęć (!)
w końcu doczekałam się dziecka w ramionach, mąż przecina pępowinę, położna zaczyna mnie zszywać (kilkanaście szwów), dobrze że epidural działał jeszcze tam na dole i tego nie czułam nie wiem też w którym momencie tak popękałam (może przy wstawaniu) bo ta sadystka pewnie by mi nie dała innego znieczulenia, powiedziała jak będzie bardzo bolało to mam powiedzieć... co to znaczy bardzo, bo w dzisiejszych czasach chyba każdy zasługuje na pełne znieczulenie jak się go szyje (?)
do tej pory myślałam że jak się już bierze znieczulenie zewnątrzoponowe przy porodzie to po to żeby znieczulić cały poród, a nie tylko jego część (?) widziałam w programie one born every minute takie porody i było ok, fakt że się nie czuje kiedy przeć ale położna instruuje co i kiedy robić i w większości przypadków nie ma problemów, jak było u Ciebie Sonia?
natomiast w tym szpitalu na norweskiej prowincji mają jakieś inne zasady...
cóż, zawsze mogło być gorzej więc już tak bardzo tego nie przeżywam, ale zadowolona z opieki nie jestem i nie będę tego ukrywać... natomiast mimo tych przeżyć nadal mam ochotę na kolejne dzieci i czuję się silniejsza, dumna z siebie że dałam radę, wytrzymałam ponad 24 godz na porodówce i następnym razem też dam radę, oczywiście duża zasługa w tym mojego męża, chłop się spisał
A to moja Łucja
Zobacz załącznik 647068
reklama
Edyto, jestem pełna podziwu dla Ciebie, że mimo tak trudnego porodu i braku wsparcia personelu (delikatnie mówiąc), dałaś radę i urodziłaś zdrową córeczkę. Na pewno pomoc i obecność męża była dla Ciebie nieoceniona. Nie mieści mi się w głowie podejście tej położnej - takie historie czytałam, ale głównie o sytuacjach na polskich porodówkach Mi zostały dwa miesiące do terminu porodu, nastawiam się pozytywnie, mam nadzieję, że jednak większość norweskiego personelu ma bardziej ludzkie podejście do rodzących. Nie wiem, jak mój mąż zniesie wspieranie mnie w tych najtrudniejszych momentach, on nie jest tak do końca przekonany, czy da radę być przy mnie cały czas.
Mam nadzieję, że teraz Twoja córeczka wynagradza Ci te straszne przeżycia z porodówki, i że nie macie problemów z karmieniem, a Ty dochodzisz do siebie psychicznie i fizycznie.
Ściskam Cię mocno!
Mam nadzieję, że teraz Twoja córeczka wynagradza Ci te straszne przeżycia z porodówki, i że nie macie problemów z karmieniem, a Ty dochodzisz do siebie psychicznie i fizycznie.
Ściskam Cię mocno!
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 0
- Wyświetleń
- 319
- Odpowiedzi
- 25
- Wyświetleń
- 2 tys
Podziel się: