Jestesmy dzis znowu a wiec dzien dobry wszystkim mamom i ich pociechom.... kurcze tak naprawde to nie wiem co pisac, Waszych postów wszystkich nie da rady przeczytac ... czytamy od wczorajszego dnia czyli.... za duzo nie wiemy ... mamy jednak nadzieje, ze uda nam sie jakos to wszystko ogarnac... moze najpierw napisze o nas, zebyscie mogly nas lepiej poznac :-)
Jak juz mowilam mam na imie Ewa, pochodze z Torunia ale o roku i dwóch miesiecy mieszkam tu...w Armagh i tak juz chyba zostanie do konca bo... przyjechalam tu za miloscia Dwa lata temu poznalam Go przez internet... tak, tak prymitywne to troche ale poznalismy sie przez internet.... to byl wrzesien... ja nie bylam chetna do rozmow z nim, pomyslalam sobie... tylko trace czas On w Irlandii, Ja w Polsce bezsensu pogadamy miesiac pozniej stracimy kontakt a co jesli któres z nas zaangazuje sie w te rozmowy?najpierw pisalismy maile... André codziennie pisal mi relacjez calego dnia a ja zdawkowo... U mnie dzien ok, przepraszam Cie, ze za duzo nie napisze ale jestem zmeczona i musze isc spac bo rano do pracy.... nie wkrecalam sie za duzo w te znajomosc .... po jakims czasie poprosil mnie o numer telefonu... wiec zaczely sie dluzsze rozmowy telefoniczne....sms... pozniej skype... w listopadzie oswiadczyl mi, ze chce do mnie przyleciec na Sylwestra... O jezu pomyslalam... nie normalny jakis, ledwo co mnie poznal i chce leciec do innego kraju zeby mnie odwiedzic.... eee pewnie tylko tak gada a wizyta i tak nie dojdzie do skutku... doszla... przylecial 30.12.2010 A ja.... jesze przed wyjazdem na lotnisko ( odbieralam Go z lotniska) zadzwonilam do hotelu zeby upewnic sie czy na pewno ma zabukowany tam nocleg.... bo moze sobie facet jaja robi Dziewczyny to bylo jak grom z jasnego nieba... Ja jak Go zobaczylam na tym lotnisku to juz wiedzialam ze albo on albo nikt... ze to z nim chce byc juz na zawsze ( On pozniej mi sie przyznal, ze mial takie same mysli)... spedzilismy ze soba kilka dni no i nadszedl czas na pozegnanie... byly lzy, byly deklaracje nastepnego spotkania (jednak nie wiedzielismy kiedy ono nastapi) byly wyznania ;-) Boze jak fajnie sobie znowu o tym powspominac.... polecial... po ok miesiacu ja przylecialam tu odwiedzic Go, poznac rodzine ( bede sie streszczala bo Was pewnie zanudzam ) pobylam tu kilka dni, wtedy to juz na milion % wiedzielismy, ze chcemy byc razem... za za dwa miesiace.... moze trzy przeniose sie do Irlandii na stale.... wrócilam do domu ( do Polski) i... wytrzymalismy trzy tygodnie... po trzech tygodniach z walizka, z biletem w jedna strone siedzialam w samolocie... ( kiedy odjezdzalam z domu tato dal mi grosza na szczescie a mama obrazek Matki Boskiej do dzis mnie to wspomienie pozegnania wzrusza :-()... wyladowalam radosci nie bylo konca uznalismy ze skoro chcemy juz na zawsze byc razem i skoro sie kochamy to bedziemy pracowac nad dzieckiem ( ja mialam wtedy prawie 31 lat a André 34 lata) mialam poczucie, ze ze wzgledu na moj wiek (nigdy wczesniej nie bylam w ciazy) i polip szyjki macicy z którym sie zmagalam zajscie w ciaze nie pojdzie nam tak latwo.... i znow los nas zaskoczyl bo... miesiac po przeprowadzce do Irlandii bylam juz w ciazy Matthew Jan Joseph( Jan i Joseph to imiona naszych ojców, mojego i André, Matthew tez nie bylo przypadkowym imieniem.... dalismy mu tak na imie bo moi rodzice nie mowia po angielsku i zeby nie lamali sobie jezyka mowia do Niego Mateuszek ) urodzil sie 02.12.2011 w 36 tygodniu ciazy i 4 dniu... byl maluski bo wazyl 2550 g i mierzyl 46cm... ale jak ta cala historia Jego rodziców (moja i André) tak i Jego pojawienie sie na swiecie bylo w tempie ekspresowym (1.5 h od pierwszego skurczu ( takiego jakby chcialo mi sie... kupe brzydko mowiac ) do narodzin Matt'a).... no... to tyle o nas... pewnie zanudzilam Was swoja historia ale chcialam zebysmy wiedzialy o sobie troszke wiecej... i mieszkamy sobie teraz we trójke i jest pieknie... do pelni szczescia brakuje nam jeszcze slubu ( wciaz sie nie pobralismy) André chcialby polskiego wesela z elementami tradycji irlandzkiej no ale... zobaczymy jak to bedzie, bo z pieniazkami roznie jest... tak czy owak André obiecal moim rodzicom ze do konca tego roku bedzie to wszystko "po Bozemu" a wiec bez wzgledu gdzie.... tu (bez wesela) czy w Polsce ( z weselem) dokona sie
Jak juz mowilam mam na imie Ewa, pochodze z Torunia ale o roku i dwóch miesiecy mieszkam tu...w Armagh i tak juz chyba zostanie do konca bo... przyjechalam tu za miloscia Dwa lata temu poznalam Go przez internet... tak, tak prymitywne to troche ale poznalismy sie przez internet.... to byl wrzesien... ja nie bylam chetna do rozmow z nim, pomyslalam sobie... tylko trace czas On w Irlandii, Ja w Polsce bezsensu pogadamy miesiac pozniej stracimy kontakt a co jesli któres z nas zaangazuje sie w te rozmowy?najpierw pisalismy maile... André codziennie pisal mi relacjez calego dnia a ja zdawkowo... U mnie dzien ok, przepraszam Cie, ze za duzo nie napisze ale jestem zmeczona i musze isc spac bo rano do pracy.... nie wkrecalam sie za duzo w te znajomosc .... po jakims czasie poprosil mnie o numer telefonu... wiec zaczely sie dluzsze rozmowy telefoniczne....sms... pozniej skype... w listopadzie oswiadczyl mi, ze chce do mnie przyleciec na Sylwestra... O jezu pomyslalam... nie normalny jakis, ledwo co mnie poznal i chce leciec do innego kraju zeby mnie odwiedzic.... eee pewnie tylko tak gada a wizyta i tak nie dojdzie do skutku... doszla... przylecial 30.12.2010 A ja.... jesze przed wyjazdem na lotnisko ( odbieralam Go z lotniska) zadzwonilam do hotelu zeby upewnic sie czy na pewno ma zabukowany tam nocleg.... bo moze sobie facet jaja robi Dziewczyny to bylo jak grom z jasnego nieba... Ja jak Go zobaczylam na tym lotnisku to juz wiedzialam ze albo on albo nikt... ze to z nim chce byc juz na zawsze ( On pozniej mi sie przyznal, ze mial takie same mysli)... spedzilismy ze soba kilka dni no i nadszedl czas na pozegnanie... byly lzy, byly deklaracje nastepnego spotkania (jednak nie wiedzielismy kiedy ono nastapi) byly wyznania ;-) Boze jak fajnie sobie znowu o tym powspominac.... polecial... po ok miesiacu ja przylecialam tu odwiedzic Go, poznac rodzine ( bede sie streszczala bo Was pewnie zanudzam ) pobylam tu kilka dni, wtedy to juz na milion % wiedzielismy, ze chcemy byc razem... za za dwa miesiace.... moze trzy przeniose sie do Irlandii na stale.... wrócilam do domu ( do Polski) i... wytrzymalismy trzy tygodnie... po trzech tygodniach z walizka, z biletem w jedna strone siedzialam w samolocie... ( kiedy odjezdzalam z domu tato dal mi grosza na szczescie a mama obrazek Matki Boskiej do dzis mnie to wspomienie pozegnania wzrusza :-()... wyladowalam radosci nie bylo konca uznalismy ze skoro chcemy juz na zawsze byc razem i skoro sie kochamy to bedziemy pracowac nad dzieckiem ( ja mialam wtedy prawie 31 lat a André 34 lata) mialam poczucie, ze ze wzgledu na moj wiek (nigdy wczesniej nie bylam w ciazy) i polip szyjki macicy z którym sie zmagalam zajscie w ciaze nie pojdzie nam tak latwo.... i znow los nas zaskoczyl bo... miesiac po przeprowadzce do Irlandii bylam juz w ciazy Matthew Jan Joseph( Jan i Joseph to imiona naszych ojców, mojego i André, Matthew tez nie bylo przypadkowym imieniem.... dalismy mu tak na imie bo moi rodzice nie mowia po angielsku i zeby nie lamali sobie jezyka mowia do Niego Mateuszek ) urodzil sie 02.12.2011 w 36 tygodniu ciazy i 4 dniu... byl maluski bo wazyl 2550 g i mierzyl 46cm... ale jak ta cala historia Jego rodziców (moja i André) tak i Jego pojawienie sie na swiecie bylo w tempie ekspresowym (1.5 h od pierwszego skurczu ( takiego jakby chcialo mi sie... kupe brzydko mowiac ) do narodzin Matt'a).... no... to tyle o nas... pewnie zanudzilam Was swoja historia ale chcialam zebysmy wiedzialy o sobie troszke wiecej... i mieszkamy sobie teraz we trójke i jest pieknie... do pelni szczescia brakuje nam jeszcze slubu ( wciaz sie nie pobralismy) André chcialby polskiego wesela z elementami tradycji irlandzkiej no ale... zobaczymy jak to bedzie, bo z pieniazkami roznie jest... tak czy owak André obiecal moim rodzicom ze do konca tego roku bedzie to wszystko "po Bozemu" a wiec bez wzgledu gdzie.... tu (bez wesela) czy w Polsce ( z weselem) dokona sie