Izabell1982
Fanka BB :)
lawina
co za dziwna dziewczyna ta żona Twojego szwagra.. nie wiadomo, czy pożałować jej, czy popukac się w głowę
a z moją teściową.. duzo by gadac. dużo z nią juz przeszłam ale do rzeczy:
jak bylismy teraz w Polsce (prawie 5 tygodni) to u niej w domu spedzilismy tydzień, dłużej się nie dało, a to dlatego, ze chciała wszem i wobec pokazac, że to jej dom, ona tu rządzi i żadnych innych rządów nie znosi - chodziło o to, ze upominalismy ją, żeby nie tłukła się w kuchni akurat wtedy jak Lusia śpi, mozna było gadac jak do słupa, a co wieczór jak tylko zdołalismy uspic Lusie, to wchodziła do kuchni i zaczynała: a to słoiki, dzemy jakieś, nagle mikser włącza i ciasto na przykład robi itp itd. Nie rozumiałam zupełnie, dlaczego robi na złość swojej przeciez jedynej wnuczce, która zresztą widzi drugi raz w zyciu bo mieszkamy za granicą. Mój M nie miał juz siły jej prosić, po kilku dniach wyjechalismy po prostu, mielismy dość siedzenia cały wieczór przy łóżeczku, zaciskania zębów ze złości i głaskania córci po twarzy, bo hałasy były nieznośne i przebudzała się (w całym mieszkaniu u tesciów nie ma drzwi do zadnego pokoju ani do kuchni).
jakoś to przełknęłam, ale złość gdzies we mnie się tliła. Do momentu, az dwa dni przed chrzcinami tesciowa nagle mówi: chyba nie zamierzacie przystepowac do komunii na mszy chrzcielnej Lusi? Ja na to: a dlaczego nie? A ona: bo przecież jesteście cudzołożnikami!!! Nie macie ślubu kościelnego, więc nie macie prawa!!! A my bylismy u spowiedzi, porozmawialismy z księdzem, rozgrzeszył nas, bo mamy zamiar w przyszłym roku wziąć kościelny, jest to tylko kwestia czasu, bo bedac za granica nie jestesmy w stanie w tej chwili wszystkiego zorganizować. zrozumiał. A tesciowa na to: jak ten ksiądz udzieli wam komunii, to ja pójdę do niego!!! zapytam, jakim prawem! (...)
odpyskowalam tylko, że ja nie jestem żadną cudzołóznicą, bo do cudzych łóżek nie włażę!
Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Otóż gdy mieszkałam jeszcze w polsce, przez chwilę pracowałam w tej samej firmie co tesciowa. Siłą rzeczy znam tych ludzi (około 100 pracowników) i czasami sie z niektórymi kontaktuję. Teraz podczas pobytu w Polsce spotkałam sie ze znajomą.. a ona mnie podpytuje, czy wszystko w porzadku, czy daję radę opiekować się Lusią (?) itp, na poczatku nie wyczuwałam niczego ale kilka takich pytan pod rząd wzmogło moją czujność. spytałam wprost, o co chodzi. Znajoma na to: no wiesz, twoja tesciowa opowiadała w pracy, że bedzie musiała jak najszybciej pojechac do was do Londynu, bo nie radzisz sobie z dzieckiem i codziennie dzwonisz i prosisz ją, żeby przyjechała ci pomóc!
myslałam ze mnie szlag trafi.
Mało powiedziane, że moja teściowa jest głupia jak but i nawet nie chciałabym, żeby spedzała za duzo z moim dzieckiem czasu, bo dziecko nie rozwinęłoby się. Nie potrafi jej nawet pieluchy przebrac (raz to zrobiła, wymieniła pieluchę, ale kupy nie wytarła!) nie mówiąc już, że nie potrafi ani uspokoic, ani uspić, ani pobawic sie z Lusią. szkoda gadac
w kazdym razie opowiedziałam mężowi co jego matka wygaduje i zaznaczyłam wyraźnie, że ma to z nią załatwić, nie życzę sobie, żeby ona opowiadała cokolwiek o mnie lub o naszym życiu w pracy (market, gdzie ludzie sie nudzą i plotkują), a juz na pewno niech nie wymysla bajek! i niech mnie nie oczernia, bo bądź co bądź ja znam tych ludzi i nie chcę, żeby o mnie źle myslano.
mój mąż podobno zrobił nieziemską awanturę, z krzykami, płaczem itp (mnie tam nie było). ale na drugi dzien jak przyjechałam, tesciowa wyskoczyła do mnie: jaka to ja jestem fałszywa (!) zamiast do niej z tym przyjsc i pogadac to ja zaraz do męża poleciałam, a ona myslała że takie sprawy to sobie same bedziemy załatwiac itd (!)
szybko ja uswiadomiłam, że ja za plecami mojego męża nie będę niczego z nią załatwiać (cała rodzina była przy tej "rozmowie") i że proszę sobie w pracy rozmawiać o własnych sprawach a nie o moich.
zaczęło się piekielko. Tesciowa najpierw mnie poobrażała, ze z jakiej to ja rodziny pochodze (moi rodzice się rozwiedli, tej dewocie sie to w głowie nie mieści), i że zawsze dążyłam do tego zeby ich rodzine rozbić (?) i dopiełam swego (!)
potem sie rozpłakała znienacka, zaczęła szlochać, że sławuś (mój mąż) odciął sie od pepowiny mamusi i czy jestem zadowolona! (?)
i tak dalej i tak dalej, mogłabym przytoczyc szczegóły, ale szkoda czasu.
Dodam tylko, że jej słowa mało mnie obeszły, kobieta ta nie dorasta do mojego poziomu więc wiadomo, ze nic ciekawego do powiedzenia nie ma. Wkurzyło mnie natomiast, ze działo się to poznym wieczorem, gdy Lusia dawno juz spała (przypomne: w pokoju bez drzwi) a tesciowa darła sie w niebogłosy, wszyscy ja uciszali (teściu, moi szwagrowie), ze przeciez uspokuj sie kobieto, tutaj dziecko spi, a ona jeszcze glośniej: a co mnie to obchodzi! nikt nie bedzie w moim domu sie ze mna wykłócał itp itd.. moj mąż musiał siedziec i uspokajac naszą córeczkę, bo tesciowej nikt nie byl w stanie uspokoic, wpadła w histerie i juz, a dziecko mało ja obchodzi. A to jest coś, czego jej długo nie zapomnę!
Oczywiscie miałam juz zamiar zabrac lusie do hotelu i juz, zeby sie dziecko normalnie wyspało, ale byl to juz srodek nocy a o 6 rano odlatywalismy juz z polski, wiec szkoda mi było dziecka, w koncu usneła na te 4 godziny, oczywiscie ja juz nie usnełam ani mój mąż.
odlecielismy i od tamtej pory zero kontaktu (tzn przypuszczam, ze mój M kontaktuje sie z nią gdzieś za moimi plecami, ale tyle im zostało
od dawna wiedziałam, jaka tesciowa jest i co mysli. Zawsze jednak udawała wielką przyjaciółeczkę. pierwszy raz w zyciu straciła kontrolę nad sobą i pokazała, co w niej siedzi.. naprawde do tej pory nie mozemy uwierzyc ze sobie na to pozwoliła
przepraszam niezainteresowane dziewczyny za tak długi wykład jak cos, to omincie
co za dziwna dziewczyna ta żona Twojego szwagra.. nie wiadomo, czy pożałować jej, czy popukac się w głowę
a z moją teściową.. duzo by gadac. dużo z nią juz przeszłam ale do rzeczy:
jak bylismy teraz w Polsce (prawie 5 tygodni) to u niej w domu spedzilismy tydzień, dłużej się nie dało, a to dlatego, ze chciała wszem i wobec pokazac, że to jej dom, ona tu rządzi i żadnych innych rządów nie znosi - chodziło o to, ze upominalismy ją, żeby nie tłukła się w kuchni akurat wtedy jak Lusia śpi, mozna było gadac jak do słupa, a co wieczór jak tylko zdołalismy uspic Lusie, to wchodziła do kuchni i zaczynała: a to słoiki, dzemy jakieś, nagle mikser włącza i ciasto na przykład robi itp itd. Nie rozumiałam zupełnie, dlaczego robi na złość swojej przeciez jedynej wnuczce, która zresztą widzi drugi raz w zyciu bo mieszkamy za granicą. Mój M nie miał juz siły jej prosić, po kilku dniach wyjechalismy po prostu, mielismy dość siedzenia cały wieczór przy łóżeczku, zaciskania zębów ze złości i głaskania córci po twarzy, bo hałasy były nieznośne i przebudzała się (w całym mieszkaniu u tesciów nie ma drzwi do zadnego pokoju ani do kuchni).
jakoś to przełknęłam, ale złość gdzies we mnie się tliła. Do momentu, az dwa dni przed chrzcinami tesciowa nagle mówi: chyba nie zamierzacie przystepowac do komunii na mszy chrzcielnej Lusi? Ja na to: a dlaczego nie? A ona: bo przecież jesteście cudzołożnikami!!! Nie macie ślubu kościelnego, więc nie macie prawa!!! A my bylismy u spowiedzi, porozmawialismy z księdzem, rozgrzeszył nas, bo mamy zamiar w przyszłym roku wziąć kościelny, jest to tylko kwestia czasu, bo bedac za granica nie jestesmy w stanie w tej chwili wszystkiego zorganizować. zrozumiał. A tesciowa na to: jak ten ksiądz udzieli wam komunii, to ja pójdę do niego!!! zapytam, jakim prawem! (...)
odpyskowalam tylko, że ja nie jestem żadną cudzołóznicą, bo do cudzych łóżek nie włażę!
Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Otóż gdy mieszkałam jeszcze w polsce, przez chwilę pracowałam w tej samej firmie co tesciowa. Siłą rzeczy znam tych ludzi (około 100 pracowników) i czasami sie z niektórymi kontaktuję. Teraz podczas pobytu w Polsce spotkałam sie ze znajomą.. a ona mnie podpytuje, czy wszystko w porzadku, czy daję radę opiekować się Lusią (?) itp, na poczatku nie wyczuwałam niczego ale kilka takich pytan pod rząd wzmogło moją czujność. spytałam wprost, o co chodzi. Znajoma na to: no wiesz, twoja tesciowa opowiadała w pracy, że bedzie musiała jak najszybciej pojechac do was do Londynu, bo nie radzisz sobie z dzieckiem i codziennie dzwonisz i prosisz ją, żeby przyjechała ci pomóc!
myslałam ze mnie szlag trafi.
Mało powiedziane, że moja teściowa jest głupia jak but i nawet nie chciałabym, żeby spedzała za duzo z moim dzieckiem czasu, bo dziecko nie rozwinęłoby się. Nie potrafi jej nawet pieluchy przebrac (raz to zrobiła, wymieniła pieluchę, ale kupy nie wytarła!) nie mówiąc już, że nie potrafi ani uspokoic, ani uspić, ani pobawic sie z Lusią. szkoda gadac
w kazdym razie opowiedziałam mężowi co jego matka wygaduje i zaznaczyłam wyraźnie, że ma to z nią załatwić, nie życzę sobie, żeby ona opowiadała cokolwiek o mnie lub o naszym życiu w pracy (market, gdzie ludzie sie nudzą i plotkują), a juz na pewno niech nie wymysla bajek! i niech mnie nie oczernia, bo bądź co bądź ja znam tych ludzi i nie chcę, żeby o mnie źle myslano.
mój mąż podobno zrobił nieziemską awanturę, z krzykami, płaczem itp (mnie tam nie było). ale na drugi dzien jak przyjechałam, tesciowa wyskoczyła do mnie: jaka to ja jestem fałszywa (!) zamiast do niej z tym przyjsc i pogadac to ja zaraz do męża poleciałam, a ona myslała że takie sprawy to sobie same bedziemy załatwiac itd (!)
szybko ja uswiadomiłam, że ja za plecami mojego męża nie będę niczego z nią załatwiać (cała rodzina była przy tej "rozmowie") i że proszę sobie w pracy rozmawiać o własnych sprawach a nie o moich.
zaczęło się piekielko. Tesciowa najpierw mnie poobrażała, ze z jakiej to ja rodziny pochodze (moi rodzice się rozwiedli, tej dewocie sie to w głowie nie mieści), i że zawsze dążyłam do tego zeby ich rodzine rozbić (?) i dopiełam swego (!)
potem sie rozpłakała znienacka, zaczęła szlochać, że sławuś (mój mąż) odciął sie od pepowiny mamusi i czy jestem zadowolona! (?)
i tak dalej i tak dalej, mogłabym przytoczyc szczegóły, ale szkoda czasu.
Dodam tylko, że jej słowa mało mnie obeszły, kobieta ta nie dorasta do mojego poziomu więc wiadomo, ze nic ciekawego do powiedzenia nie ma. Wkurzyło mnie natomiast, ze działo się to poznym wieczorem, gdy Lusia dawno juz spała (przypomne: w pokoju bez drzwi) a tesciowa darła sie w niebogłosy, wszyscy ja uciszali (teściu, moi szwagrowie), ze przeciez uspokuj sie kobieto, tutaj dziecko spi, a ona jeszcze glośniej: a co mnie to obchodzi! nikt nie bedzie w moim domu sie ze mna wykłócał itp itd.. moj mąż musiał siedziec i uspokajac naszą córeczkę, bo tesciowej nikt nie byl w stanie uspokoic, wpadła w histerie i juz, a dziecko mało ja obchodzi. A to jest coś, czego jej długo nie zapomnę!
Oczywiscie miałam juz zamiar zabrac lusie do hotelu i juz, zeby sie dziecko normalnie wyspało, ale byl to juz srodek nocy a o 6 rano odlatywalismy juz z polski, wiec szkoda mi było dziecka, w koncu usneła na te 4 godziny, oczywiscie ja juz nie usnełam ani mój mąż.
odlecielismy i od tamtej pory zero kontaktu (tzn przypuszczam, ze mój M kontaktuje sie z nią gdzieś za moimi plecami, ale tyle im zostało
od dawna wiedziałam, jaka tesciowa jest i co mysli. Zawsze jednak udawała wielką przyjaciółeczkę. pierwszy raz w zyciu straciła kontrolę nad sobą i pokazała, co w niej siedzi.. naprawde do tej pory nie mozemy uwierzyc ze sobie na to pozwoliła
przepraszam niezainteresowane dziewczyny za tak długi wykład jak cos, to omincie
Ostatnia edycja: