Ważyłam dziś Tuśkę w naszej przychodni położnych i nalegałam, żeby porównała wszystkie wyniki, bo młoda nie przybiera. Wreszcie jakaś gramotna położna się znalazła, wydarła kartotekę, policzyła i wyszło, że w ciągu ostatnich miesięcy kiepściutko z wagą, a od końca marca do dziś przybrała 90g. Mniej niż 10g na tydzień. Do tego zmartwiła się wklęśniętym ciemiączkiem, ale pamiętała nas gdzieś z początku ważeń, kiedy to Tuśka rosła po 200g tygodniowo i ciemiączko też było wklęśnięte nieco, i stwierdziła, że może taki urok. Ponieważ jednak wszystkiego na raz za dużo, wpisała nas za 2 tygodnie na konsultacje do specjalisty. I tak szybko przy tutejszych terminach.
A ja "mądra" wczoraj już (!!!
!!!) się zorientowałam, że Tuśka jest głodna. Cyc jej nie wystarcza i te dwa posiłki dziennie. Może wcinać więcej i CHCE, tylko mi położne wmawiały, że "taki schemat karmienia piersią jest odpowiedni i tego się mam trzymać". Chromolę taki interes. Dziś w ciągu 3 godzin wieczornych zjadła słoiczek owoców z biszkoptem, sok 20ml, cyca, kaszkę 50ml, cyca i poszła spać bez histerii, i śpi do teraz. Głupia baba głodziłam dziecko. Wybaczyć sobie nie mogę, że nie słuchałam, co mi dziecko mówi, jak marudzi...