tigi zazdroszczę Ci położnych w szpitalu
ja niestety trafiłam na panią (bo przekazała mi w niezbyt miły sposób że nie życzy sobie żeby do niej mówić siostro, bo ona takiego tytułu na obronie magisterskiej nie uzyskała) w gwoli ścisłości to "pani" też nie no ale nich będzie... więc ta właśnie pani która przypuszczam sama dzieci nie ma (przynajmniej obrączki nie miała) bo gdyby miała to może inaczej podeszła by do pierworódki po cesarce która nie dość że cała obolała, pokarmu jeszcze nie było a w dodatku wszystko nowe, więc się człowiek i tak stresuje. Ona cały czas pokazywała mi że wszystko robię źle: "nie tak ta ręka, mówiłam Pani", "niech pani trzyma pierś przy nosku, chce pani udusić dziecko" ,"mówiłam pani, wskazujący palec na górze", "no i znowu źle ją pani przystawia", " pani ode mnie chyba cudu oczekuje, a co pani zrobi jak pójdzie do domu" itp.
miałam takiego doła, że łzy same ciekły po policzkach. na szczęście odwiedziła mnie szwagierka i przyjaciółka, które dodały mi otuchy i powiedziały że powoli wszystko się ułoży i żebym przede wszystkim słuchała swojego instynktu a nie książkowych rad.
po powrocie ze szpitala było o niebo lepiej... co prawda u mnie mała też jakby nie dojada, bo przy piersi to dwa razy łyknie a potem śpi i później jak głodna jest to jest niespokojna, więc żeby mogła się najeść (i żebym mogła sprawdzić ile zje) a żeby dostarczyć jej tego co najlepsze i przy okazji pobudzić laktację, co trzy godziny odciągam swój pokarm i jak widzę że pomimo dostawienie do dwóch piersi ona nadal głodna jest to daje jej butelkę i wtedy jest ok.
myślę o kupieniu herbatki lub kawy bocianek, ale nie wiem czy to nie tylko placebo, ale może warto spróbować...