K
kerry1
Gość
Agusia aż dreszcze mnie przechodzą jak czytam takie relacje jak twoja. Czy lekarze już nawet dziecku nie potrafią pomóc? To jest zgroza to co sie dzieje w tej naszej służbie zdrowia, totalne ignorowanie objawów mogących świadczyć o czym ś naprawdę poważnym jak udar czy zapalenie opon mózgowych.Przecież wiadomo, że gorączka u dziecka w dodatku taka wysoka to musi być powód aby zrobić kompleksowe badania w pierwszej kolejności krew i mocz i to na cito. Cieszę się że wszystko skończyło się dobrze.Nie było mnie kilka dni ale o dziwo jeszcze nie urodziłam, a dlaczego tak sie dziwuję?
Otóż pisałam Wam w czwartek, że Mieszko miał w nocy 38,5 temp. Okazało sie to niczym w porównaniu z tym co miało miejsce później.
Po południowej drzemce obudził się z temp powyżej 39, płakał bez przerw, narzekał, że boli go brzuszek i nóżka. Rano lekarka obejrzała go i stwierdziła lekko czerwone gardło i stwierdziła ze temperatura jest oznaką ząbkowania. No teraz sytuacja wyglądała inaczej wiec poszłam jeszcze raz do rodzinnego po tym jak nieco udało mi się zbic temperaturę. Inna lekarka zbadała go juz ze wskazaniem na brzuszek i odesłała do poradni chirurgicznej i na wszelki wypadek dała tez drugie skierowanie do szpitala gdyby w poradni były problemy. Chyba miała jakieś przeczucie bo rzeczywiście kobieta w rejestracji w poradni potraktowała mnie tak jabym przyszła z odciskiem na palcu a nie ze słaniającym się z gorączki 2 latkiem z podejrzeniem wyrostka lub czegos tam z jelitem (nie pamietam). Na poczekalni było ze 30 osób i nawet stan mojego dziecka czy moj nie zrobił na nikim wrażenia, zwłaszcza na tej wrednej babie, która mogła wziąć sprawy w swoje ręce i poprosić aby lekarz wyszedł na konsulatację. Pojechaliśmy więc do szpitala bo rozbeczałam się z bezsilności. Tam bez problemu Mieszka obejrzał chirurg i stwierdził, że nic złego z brzuszkiem się nie dzieje i że to muszą być te ząbki i ewentualnie gardło. Powiedził mi jeszcze że najprawdopodobniej po tym stresie ja jeszcze dziś tu wrócę żeby urodzic. Wróciliśmy więc do domu. Niestety po godzince Mieszko miał już prawie 40 stopni. Nie wiedziałam co robić bo kolejną dawkę pyralginy mogłam podać za 2 godziny. Zadzwoniliśmy na pogotowie i kazali dać tą pyralginę i kontrolować temperaturę. Byłam kłębkiem nerwów. Przypomniało mi się, że moja koleżanka z pracy ma przyjaciółkę lekarke na ostrym dyżurze wiec zdobyłam do niej numer. Akurat była w szpitalu. Kazała przywieźć malucha i tam zbadała go, zleciła badanie krwi i moczu - słowem w końcu zajęła się nim. Kiedy czekaliśmy na wyniki Mieszko był bardzo dzielny, temperatura spadła mu do 37,5. Okazało się ze to coś z drogami moczowymi, jakaś infekcja. Zapisała nam leki i wróciliśmy do domku. Taka wysoka temperatura już się nie powtórzyła (odpukać) i Mieszko czuje się lepiej.
I w tym wszystkim o dziwo nie urodziłam
...