Witam nowe Mamusie
ja się melduję tylko, że nadal chora, ale już znacznie lepiej jest. Wczoraj zrobiłam coś, co już dawno zrobić powinnam - syrop z cebuli. męczy mnie w zasadzie tylko kaszel. katar nie jest już tak uciążliwy. Zawsze jak pokaszlę trochę to się dzidzia wierci. Trochę się namartwiłam, bo gdzieś wyczytałam, że kaszel jest niebezpieczyn w ciąży bo może wywołać przedwczesne skórcze. Nadal apetyt marnt - tylko owoców sobie nie odmawiam. Ale wczoraj udało mi się zjeść spagettii
Muszę przyznać, że mam fantastycznego męża. Moje notoryczne zmęczenie jest nie do ogarnięcia przeze mnie, i mój kochany małż robi wszystko w domu, sprząta, gotuje sobie i gotuje mi. Teraz jak byłam chora, to bez przerwy latał tylko z herbatką. Normalnie mam szczęśćie jak nie wiem
ale wczoraj nie obyło się bez sprzeczki - jemu czasem śnią się koszmary, w których widzi to czego najbardziej się w życiu obawia - głównie, że go zdradzam, a potem wali fochy a ja nie wiem o co chodzi i już mnie to wkurza, ale przeprosił, przytulił i jest dobrze
domikcw - żeby dostać odszkodowanie, to muszę samochód oddać do lakiernika i wtedy ubezpieczyciel tamtego gościa pokryje szkodę, ale puki co nic nie słychać, żeby coś się w tej kwestii działo.
patik80 - malowanie auta to dla mnie wtedy bardzo duży kłopot z podróżą do pracy. Mam jakieś 15km, ale autobusy nie jeżdżą tak często i musiałabym część chodzić na piechotę i część też czekać na autobus. Gdyby chociaz ktoś ode mnie z pracy przejeżdżał przez moją mieścine, to jeszcze, a tak to za dużo kłopotu. Poza tym lakiernicy w Irlandii to straszni partacze. Malowali mi już maskę, to jak ją zdjęli to nie skręcili jej dobrze i jest krzywa, a poza tym to wybierając kolor (taki jak wabrycznie jest) to mimo to kolory się różnią. Nie widać tego tak bardzo ale jednak... Tłumaczą to tym, że obecny kolor na samochodzie wyblakł i ten który teraz nałożyli z czasem też wylaknie i będzie ok... no i takie 2 chamskie zacieki zostawili, że szkoda gadać. Fuszerka jak nic... a na prawde nie opłaca mi się oddawać go ciągle do warsztatu, bo nie po to go kupiłam, żeby teraz jeszcze w ciąży utrudniać sobie życie. Mam ochote pokazać pajacowi gdzie jego miejsce, bo jeździ terenówką z 2010 roku i chyba myśli, że mu wszystko wolno, jeżeli mój jest 6 lat starszy... jak to mój M. mówi - takiemu dziadkowi, to tleu dać a nie nowy samochód
Bella - jak Ci strasznie współczuję... wiem co czujesz, chociaż ja mam sytuację troszkę inną... kiedy poznałam się z moim M. miałam bardzo poważny konflikt z moją mamą. Nie miałysmy kontaktu przez 3 lata, ale to nie była ani jej ani moja wina, tylko mojego ojca, który bardzo nam namieszał w życiu. Mój M. wtedy nie znając mojej mamy, ale wiedząc co ja o niej mówię, nie darzył jej sympatią. W końcu udało mi się pogodzić z mamą i czekało nas spotkanie "zapoznawcze" którego M. kompletnie nie chciał. Był rozdarty, bo nagle kiedy moja mama była największą jędzą na świecie, teraz stała się najukochańszą matulą pod słońcem i ciągle rzucał mi jakieś głupie teksty, niby ironicznie, ale głupia nie jestem to wiedziałam o co mu chodzi. Kłóciliśmy się wtedy dużo, aż przyszło to spotkanie... Pogadalismy, oni sobie winko razem wypili i M. zobaczył ją taką jaka na prawdę jest i normalnie widziałam, że bardzo ją polubił. Moja mama też bardzo lubi swojego zięcia, ale za to ja moją teściową to już nie bardzo... Mam swoje zdanie na jej temat i mój Mąż wie, że mam rację, ale to wciąż jego mama i czy mi się to podoba czy nie ona będzie w naszym życiu. Ok. niech będzie... ale niech nie liczy naszych pieniędzy i przestanie się żalić i wymuszać na nas "prezenty". Na dodatek mimo, że mąż uważa, że mam rację, to nie potrafi jej powiedzieć tego co na prawdę myśli, bo ona zaraz jest obrażona, urażona, wyzywa go, a ja to próbuję jej odebrać pierworodnego i mieć go na wyłączność i to wszystko moja wina, że on jest pantoflarzem itd... ale odkąd jestem w ciąży trochę się zmieniło. Nie rozmawiam z nią, ale pyta o mnie, jak się czuję, pozdrawia itp. czeka nas w lecie spotkanie z nią w ramach poznania potomka, a ja widziałam ją zaledwie 2 razy w życiu... mam nadzieję, że będzie chociaż teatralnie miło.
Tak szczerze... to może powinnaś z nimi wszystkimi porozmawiać... bo taka sytuacja nie jest dobra ani dla Ciebie, ani dla dzieci. Czy to będzie jakakolwiek uroczystość rodzinna, to co? Będą skakać sobie do gardeł? Albo udawać, że się nie znają? Przecież takie uroczystości powinny być miłym wydarzeniem, na co się wszyscy cieszą, że będą mogli się spotkać w takim a nie innym gronie... a tak to będą się próbowali "przebić" nie wiem... jakością prezentu? Strojem? To są dorośli ludzie... najgorsze jest to, że takie konflikty później potrafią zniszczyć związek... Znam taki przypadek, gdzie mąż nie wytrzymał nie umiał wybrać między żoną a mamą.... a że był maminsynkiem, to żone zostawił i przeprowadził się do mamusi. Mam nadzieję, ze jakoś się to u was rozwiąże, może to drugie maleństwo będzie potrafiło ich zblizyć do siebie?
na_cik - nie zazdroszczę... trzymaj się tam kobietko i uważaj na siebie :*