Magdzik, przestań. Muszę pewne rzeczy sama zrobić, bo nie ma innego chętnego. Czekam aż Maja podrośnie to może ona zacznie więcej pomagać:-) bo męża to ja już nie wychowam :-( Wstaję wcześnie, czasem o 5:30, czasem kilka minut po 6 mąz wychodząc do pracy budzi mnie. I zanim dzieciaki wstaną ja coś tam zrobię- a to pranie wtawię, a tl zupę nastawię, mięso zamarynuję, kuchnię ogarnię po porannej działalności męża. Latem wstawałam o 3 żeby poprasować jak było chłodniej, bo potem na tym moim poddaszu nie dawało się.
A obiadek...cóż...jak przyzwyczaiłam do dobrego to teraz mam. Maja od maleńkości przyzwyczajona była, że między 12 a 13 zjada zupę. I tak jest do dziś, że zupa o tej porze musi być. Wraca ze szkoły i dostaje ciepłą zupę, a drugi danie jemy jak mąz wraca z pracy tzn. po 15. Z drugiej jednak strony cieszę się, że je zupy:-) ileż problemów mają rodzice, bo dziecko ne je. Maja co prawda też od wakacji je dużo mniej, ale je:-)
Dlatego dziewczyny - piszę do tych, co to mają szansę na wychowanie jezcze męża- nie bądzcie za dobre. Obiadek z dwóch dań pls deser tylko od święta ;-) koszulki można założyć czasem pogniecione ;-) ciasta do kawy też nie musi mieć...że nie wspomnę o piwie do meczu;-) ileż to ja razy obiecywałam swojemu, że któregoś dnia zoaczy na kuchence patelnię, a na niej kartkę z napisem " obiad"...
Aaaaa mężon zakupił mi nowy sprzęt...to tak, żebym nie marudziła, że żadnych prezentów nie dostaję... żelazko mi kupił w lidlu, bo wspomniałam wczoraj, że chyb fajne...to jutro próba będzie...
Kasoku, mój też ciężkie popołudnie ma. I chyba wyczuł, że tatusia nie ma w domu, bo ponad 3 godziny marudził. Padł tuż przed powrotem tatusia...że niby grzeczny synuś
Oki, idę spać.
Kolorowych snów:-) :-)