To tym bardziej dziwne, bo mówią, że ten z wymazu jest najpewniejszy... Może do szpitala pojechał przeziębiony, a w szpitalu złapał covid :/Pierwszy test z wymazu, a drugi z krwi. I ten drugi mu wyszedł dodatni. I tak półtora tygodnia był w domu nigdzie nie jeździł. A potem tylko szpital i wrócił do domu. Niestety siedzieć w domu zostało i uważać, żeby nie zachorować jest w grupie ryzyka, bo ma swoje już lata, a i tak jakoś z nim dobrze jest. I gdyby było z nim tak źle, to by go wypuścili z pozytywnym testem, czyli, że co skoro dodatni to ma być w domu z innymi i zarażać? Nie da się u nas unikać kontaktu. To wygląda jak jeden wielki pic na wodę... W tym przypadku.
Jak mieszkacie w więcej osób, to faktycznie ciężko unikać kontaktu. Ja mieszkam tylko z chłopakiem, każdy ma teraz "swój" pokój, śpimy oddzielnie, a do łazienki i kuchni zakładam maskę i oddzielne ubranie, chłopak też w masce do łazienki i jak jestem "u niego", posiłki i wszystko mu podaję, żeby jak najmniej rzeczy dotykał, a jak już dotyka to łokciem albo nogą i co chwilę po jakimkolwiek kontakcie szoruję i dezynfekuję ręce, raz na jakiś czas też kontakty, klamki, kurki pod prysznicem, ciągle wietrzymy pokoje, z prysznica korzystamy w odległości czasowej, żeby się wywietrzyło, ręczniki nasze się nie dotykają - nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić, żeby się nie zarazić Może i trochę przesadzam, ale nie chcę potem mieć do siebie pretensji, że mogłam zapobiec zakażeniu, a tego nie zrobiłam. Żona brata szwagra ( ) miała chorego męża, przypuszczam, że aż tak nie uważali, szczególnie, że mają dwójkę dzieci, to też ciężej się pilnować i podobno się nie zaraziła (albo była bezobjawowa), ale ja jednak biorę pod uwagę, że w ciąży odporność jest obniżona.