To ja tak jak obiecałam o badaniach prenatalnych w Koperniku w KRK.
Zadzwoniłam miesiąc przed badaniem i oczywiście dopiero za trzecim razem okazało się że to dobry numer. Pani powiedziała, że nie ma zapisów tylko przychodzić w 13 tyg. i czekać w kolejce (już od 8-9 rano a badania ok 10-11). No i potwierdziła że skierowanie od prywatnej placówki ok jak tylko jest regon. Prywatnie w drugim miejscu polecanym przez moją panią doktor koszt to 360 zł wiec wybór był jasny. Coś mnie podkusiło i tydzień przed planowanym badaniem zadzwoniłam jeszcze raz i o dziwo pani powiedziała że bzdury mi powiedzieli bo są zapisy
No to dopytałam jeszcze o to skierowanie i na szczęście chociaż to się zgadzało. Zapisała mnie na za tydzień wiec w sumie udało się wstrzelić czasowo. Przyszłam do rejestracji w dniu badania tak jak mi powiedziano pół godziny wcześniej. po dziesięciu minutach pani przyszła i się okazało że to nie tu (przychodnia gin a badania robią na patologi). No to poszłam znowu do kolejnej rejestracji i znowu czakanie bo kolejka (z napisem "prosimy o cierpliwość z uwagi na długą weryfikację przez system") Po 10 min powiedziałam o co chodzi a pani na to że muszę mieć pieczątkę z datą od położnej. Wrrr.. no to poszłam. I tam znowu dwie ciężarne przede mną. Położna przemiła wszystko jak dziecku wytłumaczyła i potwierdziła że rzeczywiście jestem zapisana na dziś. I z powrotem do okienka i kolejki... Wypełnianie papierków, ankiet (a kolejka rośnie) upoważnienia do informowania męża i wydawania mu dokumentacji medycznej. I w końcu dane mi było iść na pierwsze piętro pod gabinet USG. Teoretycznie na godzinę ale miałam na 10.30 a weszłam o 12. Generalnie i tak było za kolejnością jak kto przyszedł bo nie wołali po nazwisku tylko na zasadzie jak która z pań się przyznała na którą godzinę ma (jedna oszukała i wepchnęła się). I była jedna pani niezapisana, która nacięła się tak jak ja o mały włos - powiedziano jej że trzeba tylko przyjść - od 9 czekała a jak wychodziłam o 12.30 to nadal tam biedna siedziała.
A teraz wizyta - nie przytoczę nazwiska lekarza bo nie mam w zwyczaju tak po nazwisku gdzie nie może się bronić ;-). Mruk straszny - usłyszałam od niego tylko "z jakiego powodu tu pani przyszła" i po badaniu "wydaje się być w porządku" i "proszę na pobranie krwi". No cóż... może miał gorszy dzień.
Odbiór wyników też smieszny. Chciałam wysłać męża bo w końcu podpisywałam te papiery na parterze że można mu wydać wszystko ale po telefonie tam okazało się że pani "nie będzie latać miedzy piętrami" i i tak potrzebne jest upoważnienie. Nie ma to jak państwowa służba zdrowia
A to już się sama pofatygowałam i nawet mnie nie sprawdzili. Mogła by moja siostra, szwagierka, ciotka odebrać byle znała moją datę urodzenia...
Ale się rozpisałam :-) może bb nie utnie;-)