Dziewczyny, muszę Wam się wyżalić. Wczoraj byłam na wizycie u nowego lekarza i wyszłam z niej w kompletnej rozsypce. Pierwszy raz popłakałam się w gabinecie lekarskim. Do lekarza, którego chodziłam wcześniej straciłam zaufanie. Znalazłam więc nowego, który pracuje w 2 szpitalach, które rozważałam do porodu. Opinie w necie - mega pozytywne. Wizyta oczywiście prywatna. Na początku powiedział mi, że jest po ogromnie ciężkim dyżurze i nawet myślał, czy nie odwołać dzisiejszych wizyt. Potem zapytał dlaczego chcę zmienić lekarza - okazało się, że zna mojego poprzedniego lekarza. No i najpierw zaczął go bronić, a później zaczął mi mówić, że on odbiera mnie jako osobę bardzo wrażliwą, a wypadek, który miałam kiedyś tak wpłynął na moją psychikę, że teraz jestem za bardzo skrupulatna! No totalnie mnie tym rozwalił, bo wypadek był 18 lat temu, jestem z nim zupełnie pogodzona, w ogóle nie myślałam o ciąży przez pryzmat wypadku, a tu nagle taki tekst... Później zaczął mi mówić, że pewnie będę wychowywała dziecko tak, że będę na nie chuchać i dmuchać, żeby na pewno nic mu się nie stało, tak jak stało się mi, czyli sugerował mi, że będę przewrażliwioną i nadopiekuńczą matką. Przyznam, że totalnie się tego nie spodziewałam, emocje wzięły górę i aż się popłakałam. Byłam w takim szoku, że nawet nie przyszło mi do głowy powiedzieć, że to nie jest gabinet psychologiczny, a ja nie jestem na terapii. Siedziałam u niego ok 45 minut w gabinecie, z czego może jakieś 3 minuty to było bardzo szybkie usg podglądowe, a reszta czasu to jakieś gadki o moim wypadku i "traumie", jaką przeżyłam. Oczywiście, że to nie były łatwe wydarzenia, ale kurde, już dawno mam to przepracowane. Z usg nie dostałam ani żadnego wydruku, ani zdjęcia, nie wiem ile mała waży, nic. Wiem tylko, że ma jakąś białą plamkę w komorze serca, ale że podobno to nic poważnego i na tym etapie może być normalne. Ale w środę i tak idę na echo serca płodu jeszcze. A na sam koniec zapytałam, czy na następną wizytę na za 4 tygodnie mam zrobić jakieś badania (wczoraj miałam 23+5), a on powiedział, że nie. Ani moczu ani morfologii, zapytałam więc o krzywą cukrową, to powiedział, że przecież jedną już miałam (w 10tc) i teraz to w sumie nie trzeba, a poza tym niektóre panie nie chcą robić w wakacje... Rozumiecie to? Załamałam się totalnie. Oczywiście nie wrócę już do niego. A więc dalej szukam lekarza. Rozmawiałam z jedną panią dr, która jest teraz w 39tc i poleciła mi swojego lekarza prowadzącego - zapisałam się na wizytę na 13 sierpnia, żeby chociaż dokładniej sprawdził małą, ile waży, co z szyjką macicy i łożyskiem...
Ale totalnie mnie wczorajsza wizyta wypruła. Wróciłam do domu i płakałam, bo lekarz wprowadził mnie w takie emocje. Dziś też chodzę struta, ale jest już trochę lepiej...