Jesteśmy i my
Elizka urodziła się wczoraj o 20.26, 2850g, 55 cm i 10 pkt
Sam poród niestety ciężki. Proba z balonikiem nieudana, po 4godz od założenia ogromny bol i krwawienie, a tętno u malej 170-180. Następnego dnia od rana oksytocyna. Okazało się, że szyjka wciąż na 1,5 cm i nie jest zgładzona. Przebili mi tez pęcherz płodowy. Skurcze pojawiły się bardzo bolesne - co minute i trwaly ok 1,5 minuty, więc w ogóle nie odpoczywałam. Po 3 godz skurczy okazało się że szyjka dalej nie jest zgładzona. Ja już płakałam i zdecydowali ze dadzą mi zniwczulenie. Tylko dostałam jakoś źle, bo straciłam czucie w prawej nodze, a powinnam mieć pełna ruchomość. Przez to nie mogłam stan ani chodzić, żeby mala się wstawiała do kanału. Po zniwczuleniu spałam ok 2 godzin. A w międzyczasie znów podłączyli mi oksytocyne. Okazało się że szyjka się zgładziła i może do rana byłoby rozwarcie. Ale mój lekarz miał dyżur wczoraj i ja już mu płakałam, że ja nie mam siły i nie wiem czy dam radę, ale ze chce poczekać do tych partych. Ale on mnie jeszcze raz zbadał w czasie skurczu i okazało się, że mala w ogóle nie przesuwa się do dolu i dziwnie się odchyla. Powiedział, że nie będziemy czekać i 20 min później Mała była już z nami po cesarskim cięciu. Okazało się, że miała bardzo krótką pępowinę i i tak bym nie urodziła naturalnie. O 3 nad ranem już wstałam i dziś praktycznie cały dzień chodzę. Boli, ale muszę dać radę. Malutka bardzo ulewala, więc miała odsaczane z przełyku wody płodowe, ale już jest lepiej. W poniedziałek wychodziny do domu