Ja się trochę boję porodów rodzinnych i podziwiam pary, które się na nie decydują. Z jednej strony chcę bardzo, żeby A. był ze mną. To przeżycie dla dwojga, nasze wspólne dziecko i chciałabym, żeby wspierał mnie w tej chwili ktoś, na kogo zawsze mogę liczyć i nigdy mnie nie zawiódł. Z drugiej strony boję się tego, co A. zobaczy w trakcie, czy potem będę dla niego tak samo interesująca Mam nadzieję, że tak, bo jednak decydujemy się na poród "we dwoje" Nastawiam A. psychicznie do tego (siebie też) mówię mu co ma robić, o czym ma pamiętać (bo mnie może być wszystko jedno - np. jak będę rodzić, a on ma zmuszać położne, żeby mną nie pomiatały i robiły to, co ustaliłam wcześniej) i myślę, że taka druga głowa do pomocy może być bardzo potrzebna, kiedy dla mnie - pewnie myślącej o najgorszym - będzie już obojętnie.
Co do rachunków to wszystko na mojej głowie, bo A. nie pamięta. Problem jest w tym, że ja nie zarabiam, nie mam dostępu do jego konta i pieniędzy (tyle, co mi czasem zostawi na zakupy, czy coś) i nie robię tego sama tylko co 5 minut muszę mu przypominać. Niestety A. jest zwolennikiem rozdzielności majątkowej i nawet po ślubie pewnie by się nie zmieniło, bo jego to jego i już. Chyba muszę mu to wybić z głowy, chociaż z tego względu, że to nieodpowiedzialne - w końcu odetną nam prąd (internet już odcinają regularnie) i tyle będzie zabawy
Co do rachunków to wszystko na mojej głowie, bo A. nie pamięta. Problem jest w tym, że ja nie zarabiam, nie mam dostępu do jego konta i pieniędzy (tyle, co mi czasem zostawi na zakupy, czy coś) i nie robię tego sama tylko co 5 minut muszę mu przypominać. Niestety A. jest zwolennikiem rozdzielności majątkowej i nawet po ślubie pewnie by się nie zmieniło, bo jego to jego i już. Chyba muszę mu to wybić z głowy, chociaż z tego względu, że to nieodpowiedzialne - w końcu odetną nam prąd (internet już odcinają regularnie) i tyle będzie zabawy