dzis skonczylam czytac ksiazke kobiety( carolyn jessop), ktora kilka lat temu uciekla z sekty - odlamu kosciolu mormonow - z osmeka swoich dzieci. niewiem, jaki jest polski tytul, po ang to escape czyli uciec- ucieczka itp.
ubieraja sie jak z domku na prerii,sami szyja ubrania, pieka chleb itp, kobiety nie maja prawa do niczego, nawet do samodzielnego myslenia. panuje tam wielozenstwo, tzn jeden maz, kilka zon. jej maz mial 7. masakra, w niektorych momentach normalnie ryczec mi sie chcialo, gdy opisywala jak niektorzy traktowali dzieci.np nie mozna bylo ich przytulac czy calowac, poza tym zony wiecznie rywalizowaly miedzy soba i czesto potrafily ciezko pobic dzieci innej zony, nawet niemowlaki. bily je tak dlugo po twarzy,az byly sine z placzu, potem na chwile przestawaly i znowu,az dziecko zasnelo z wyczerpania. a takim dwu czy trzylatkiem to rzucaly na odleglosc kilku metrow o sciane. i nie mozna bylo zrobic nic, aby ochronic wlasne dziecko. nie potrafie sobie tego wyobrazic.
co robili zwierzetom juz nawet nie powiem, bo mi sie to sni po nocach.
nie miesci mi sie w glowie,ze w tych czasach cos takiego sie dzieje. a najgorsze,ze po jej ucieczce, wygraniu sprawy o opieke nad dziecmi i po kilku latach zycia normalnie jej najstarsza corka po skonczeniu 18 lat tam wrocila z wlasnej woli