Ja to pisałam lub mój mąż........ miałam napisać opowieści z porodu ale jakoś nie było kiedy, żałuję, ze na kartce tego nie spisałam bo ubaw po pachy!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Po krótce:
Tak wszystkie się spodziewały porodu, miały skurcze itd a ja NIC...Wyczekiwaliśmy tego czopu, gluta czy jak inaczej to zwą, a tu NIC..........Wszystko przygotowane tylko spirytus nie rozlany z wodą do pępka.....Nic nie czułam, jak poszłam tydzien przed porodem do gina i pytam się o czop powiedział, ze już go nie ma, ja wielkie oczy, i wsciekła ze takie coś przeoczyłam. Chociaż ja sobie teraz przypominam oglądałam coś ciągnącego z mężem w kibelku...sory...
Pytam się ginekologa co z moim zwolnieniem bo on wyjeżdzal a on do mnie ze za tydzien urodzę i zwolnienie nie bedzie mi potrzebne, myślę sobie sratatatat a tutaj porodu jeszcze nie widzę...skurczy brak i wszystkich oznak o ktorych rzeście się tyle rozpisywały. Termin miałam chyba na 11 albo na 10. Był 9 listopada. Mąż wziął wolne już, ma firmę więc teścia posłał do niej. Myślę sobie, przez cały czas tak się oszczędzałam, zmyję podłogę, leciutko poodkurzam tylko troszkę. Męża zagoniłam do robienia sirytusu. Poslziśmy na spacerek leciutki coby się nie zmęczyć. Taka przesrana przez całą ciążę byłam. Mąż wieczorem mi nogi ogolił bo zarosłam. Oczywiście jak poczytałam sobie o Waszych opowieściach porodowych i wszystko czytałam z mężem wiedziałam ze mam czekać na bóle ktore na pewno wyczuję bo będę po ścianach chodziła, ok myślę sobie.
O 2 w nocy zaczęłą mnie boleć brzuch jak na okres, bóle były dosyć często. Zbudziłam męża - spojrzał na mnie, ze po ścianach nie latam, jak mu powiedziałm ze są one co 5, 7 miin to nie wierzył bo czytalismy ze mają byc najpierw co 20. Tak więc kazał mąż usnąć więc usnęłam...heheheheh
O 6 się przebudziłam bo brzuś znowu zaczął mnie boleć. Tego dnia miałam jechac na pierwsze ktg, ale popoludniu bo moja polozna wlasnie wrocila z urlopu. Wchodze do kibelka i widzę krew....wiecie co pomyslalam "skąd on to k..wa wiedział" pomyślalam o moim ginekologu ktory dokladnie tydzien temu powiedzial ze urodzę za tydzien. Mowie do męza ze krew-przestraszylam sie ze cos z dzieckiem nie tak. Książka w lapę i czytam cała się trzęsę. Poszłam do łazienki się umyć, włosy i wykąpać się, zastanawialam sie czy makijaż robić..ale olalam. Mąż patrzyl na mnie chyba myslal ze udaję bo tak częste skurcze mialam ale nie chodzilam po scianach wiec poszedl na spotkanie z panem wc i siedzialm tam dosc dlugo. W koncu moja mama go popędzila zeby sobie jaj nie robił i zeby wiozł mnie do szpitala. Dzwonię do polożnej każe przyjezdzac. Mieszkam ok 50 km od W-wy., Oczywiscie wybralam sobie moment najwiekszych korków itd. Do tego most grota remontowali i był czynny jeden pas....rany co za korek!!! Przejechac przez Marki w godzinach rannych to istny koszmar, wiec droga nie zapowiadala sie piękna. Dzwonimy do kolegi z Coca-coli, on dzwoni po kolegach wytyczają nam trasę. W markach zanim jechac prosto to my w prawo i objeżdzamy i jedziemy tak daleko ze sie wkurzylam ze zanim prosto to my w prawo i nie wiadomo gdzie jedziemy. Mąż każe mi liczyć skurcze ja nie wierzę bo mam je co 5, 3, 7 min. z nerów za każdym razem źle mi wyhcodziło i źle liczyłam. Mąż nadal nie wierzy ze to juz wiec jedzie niby szybko ale sie nie spieszy. Jedziemy, jestesmy nie wiem gdzie a tam korekkkkkkk, ze ludzie z aut wysiadają i patrzą co się dzieje. A tam taki korek do wjazdu na most Grota ale od jakiejs innej miejscowości. Mąż najpierw po chodniku z prawej strony. Kuźwa ludzie anm droge zajerzżają. Jacys robotnicy wyszli z auta i stoją na srodku, nie chca nas przepuscic, ale jak zobaczyli mój wielki brzuch puścili. Za nami facet na nas trąbi, oni do niego, ze jedziemy do porodu, zaczęli się z nim kłócic, kątem oka w lusterku widzę ze wyciagają go z auta i sie szarpią. Jedziemy dalej, po chodniku z prawej juz nie mozna. Droga z jazdą w jedną i druga stronę. Maż całkowicie na lewo, jedzie po dołach, po wybojach, ja na niego klnę,ze od tych dołów to ja w koncu w aucie urodzę. Wjezdzamy znowu na ansz pas. Każę mu "k,.....wa jechac szybciej" no to on po srodku, wyprzedza tych na naszym pasie ale jedziemy pod prąd , wąskie te drogi, tiry - skad ich tyle, co chwila się chowamy na swoj pas, ludzie nie chcą nas wpuszczac. Widzimy policję, mowimy ze ja do porodu zeby moze nas przez ten korek przewiezli a baba policjantka mi mowi ze nic sie nie da zrobic i zebysmy karetke wezwali. Coz a baba???????Czy ona wogole wiedziala co to znaczy jechac do porodu. Tak wiec ciągle pod prąd, raz po lewej, raz po prawej, nareszcie wjezdzamy na most. Dalej juz z gorki. Polozna po mnie wyszla. Dalej to juz wszytsko co najlepsze. Nie musialam czekac w kolejce, zbadala mnie natychmiastowo, sala prywatna byla wolna, okazalo sie ze mam 4 cm rozwarcia a mnie lekko tylko brzuch bolal. Pod ktg skurcze na 100 % a ja nie mogę uwierzyc ze to teraz. Wchodzimy do sali prywatnej a ja zamiast rodzic podziwiam meble, lezienkę itd. jak w hotelu. Dalej skakanie na piłce, ćwiczenia itd ... poród.......... O 13.10 zostałam mamusią. Bez znieczulenia!!! 2h skurczy partych, myślalam ze mi pupę rozerwie. Położna super. Cudownie wspominam poród a jestem największą panikarą we wszechświecie