reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Lipcowe mamy 2022

reklama
A jeśli mogę zapytać skąd taka pozna decyzja? Mieliście problemy czy poproatu teraz przyszedł czas na dziecko? Bo jesteś rocznik 87 tak?
Wcześniej nie miałam męża, No i po ślubie staraliśmy się 1,2 roku a tak w ogóle to nigdy nie byłam gotowa na dziecko ;) zawsze myślałam ze to nie dla mnie ale nadszedł ten czas ;)
 
Dziękuję bardzo 😘 będę próbowała namówić męża żeby się przebadał.. choć ja bardziej myślę że on po prostu już odpuścił ... Tyle przeszedł.. powtarza mi że on wie że nie może.. i że już nie będziemy mieli dzieci..
Może tez i być tak, ze on poprostu boi się co może być za kilka lat i żeby Ciebie nie obciążyc dlatego tak mówi… dzisiaj nawet tak z mężem rozmawialiśmy o poinformowaniu rodziny, pomimo ze w obydwóch ciążach mówiliśmy rodzinie najpóźniej jak się dało, tak teraz również nie wyobrażamy sobie inaczej, ale przodującym argumentem jest to ze jeżeli jednak się nie uda będziemy mogli przeżyć to sami, nikt nie będzie dzwonił, nam współczuł itd… pisze to bo chce Ci uświadomić ze jednak czy nowotwór, czy poronienie, czy cokolwiek traumatycznego pozostawia gdzies w naszej psychice ślad, w sercu ranę i sieje niepokój na przyszłość… mąż napewno Was mocno kocha, i zapewne wynika to z jego miłości do Was. Ale sprobuj moze porozmawiać z nim czy naprawdę już odpuścił powiększanie rodziny i z czego wynika taka decyzja. Zasugeruj delikatnie czy nie jest to spowodowane strachem przed przyszłością… moze potrzebna będzie Wam jakaś pomoc psychologiczna… jakaś terapia. U mnie w rodzinie, 21 lat temu zachorowała na białaczkę moja siostrzenica, miała wtedy 9mcy… wtedy liczyło się dla naszej rodziny aby przeżyć kolejny dzień. Siostra miała oprócz niej 2 starsze córki. Szwagier musiał pracować, siostra z najmłodsza 24/7 w szpitalu, a 3 letnia i 5 letnia to trochę u jakiejś cioci, to u koleżanki, to u babci… w tamtych czasach nikt nie myślał o pomocy psychologicznej dla nich wszystkich… uwierz ze skutki są dramatyczne. Te dziewczyny nie nadają się do życia… nie potrafią żyć. Nie potrafią mieć domu. A moja siostra… chyba jakiś taki matczyny instynkt w niej umarł. Ma swoje życie na drugim końcu Polski…
 
Może tez i być tak, ze on poprostu boi się co może być za kilka lat i żeby Ciebie nie obciążyc dlatego tak mówi… dzisiaj nawet tak z mężem rozmawialiśmy o poinformowaniu rodziny, pomimo ze w obydwóch ciążach mówiliśmy rodzinie najpóźniej jak się dało, tak teraz również nie wyobrażamy sobie inaczej, ale przodującym argumentem jest to ze jeżeli jednak się nie uda będziemy mogli przeżyć to sami, nikt nie będzie dzwonił, nam współczuł itd… pisze to bo chce Ci uświadomić ze jednak czy nowotwór, czy poronienie, czy cokolwiek traumatycznego pozostawia gdzies w naszej psychice ślad, w sercu ranę i sieje niepokój na przyszłość… mąż napewno Was mocno kocha, i zapewne wynika to z jego miłości do Was. Ale sprobuj moze porozmawiać z nim czy naprawdę już odpuścił powiększanie rodziny i z czego wynika taka decyzja. Zasugeruj delikatnie czy nie jest to spowodowane strachem przed przyszłością… moze potrzebna będzie Wam jakaś pomoc psychologiczna… jakaś terapia. U mnie w rodzinie, 21 lat temu zachorowała na białaczkę moja siostrzenica, miała wtedy 9mcy… wtedy liczyło się dla naszej rodziny aby przeżyć kolejny dzień. Siostra miała oprócz niej 2 starsze córki. Szwagier musiał pracować, siostra z najmłodsza 24/7 w szpitalu, a 3 letnia i 5 letnia to trochę u jakiejś cioci, to u koleżanki, to u babci… w tamtych czasach nikt nie myślał o pomocy psychologicznej dla nich wszystkich… uwierz ze skutki są dramatyczne. Te dziewczyny nie nadają się do życia… nie potrafią żyć. Nie potrafią mieć domu. A moja siostra… chyba jakiś taki matczyny instynkt w niej umarł. Ma swoje życie na drugim końcu Polski…
Myślę że masz rację... Mąż się boi... To dla Nas był ogromny cios jego choroba.. odbiło się na całej naszej rodzinie. Na synku też, bardzo przeżywał że tata ciągle w szpitalu... Nie rozumiem jednak tego dlaczego ja nie potrafię przyjąć do wiadomości że mamy zdrowego synka, mąż ma lepsze wyniki narazie jest remisja.. powinnam cieszyć się z tego co jest, a ja mimo wszystko ciągle myślę że chciałabym być po raz kolejny mama... Moc przeżywać ciążę, nosić maluszka w sobie... Do pewnego momentu było to znośne . Teraz nasiliło się bardzo. Ja też mężowi nie mówię o tym za bardzo.. tzn.. on wie że bardzo bym chciała drugie dziecko... Ale chyba nie zdaje sobie sprawy jak ja to przeżywam... nie wie że tuż przed spodziewana miesiączką robię testy ciążowe... Testy owulacyjne... Nie chce go też tym obciążać.. dla niego jest ważne że narazie jest remisja.. a mi jest głupio..przecież mogłabym usłyszeć że są sprawy teraz ważniejsze a nie zadreczanie się drugim dzieckiem..
 
Może tez i być tak, ze on poprostu boi się co może być za kilka lat i żeby Ciebie nie obciążyc dlatego tak mówi… dzisiaj nawet tak z mężem rozmawialiśmy o poinformowaniu rodziny, pomimo ze w obydwóch ciążach mówiliśmy rodzinie najpóźniej jak się dało, tak teraz również nie wyobrażamy sobie inaczej, ale przodującym argumentem jest to ze jeżeli jednak się nie uda będziemy mogli przeżyć to sami, nikt nie będzie dzwonił, nam współczuł itd… pisze to bo chce Ci uświadomić ze jednak czy nowotwór, czy poronienie, czy cokolwiek traumatycznego pozostawia gdzies w naszej psychice ślad, w sercu ranę i sieje niepokój na przyszłość… mąż napewno Was mocno kocha, i zapewne wynika to z jego miłości do Was. Ale sprobuj moze porozmawiać z nim czy naprawdę już odpuścił powiększanie rodziny i z czego wynika taka decyzja. Zasugeruj delikatnie czy nie jest to spowodowane strachem przed przyszłością… moze potrzebna będzie Wam jakaś pomoc psychologiczna… jakaś terapia. U mnie w rodzinie, 21 lat temu zachorowała na białaczkę moja siostrzenica, miała wtedy 9mcy… wtedy liczyło się dla naszej rodziny aby przeżyć kolejny dzień. Siostra miała oprócz niej 2 starsze córki. Szwagier musiał pracować, siostra z najmłodsza 24/7 w szpitalu, a 3 letnia i 5 letnia to trochę u jakiejś cioci, to u koleżanki, to u babci… w tamtych czasach nikt nie myślał o pomocy psychologicznej dla nich wszystkich… uwierz ze skutki są dramatyczne. Te dziewczyny nie nadają się do życia… nie potrafią żyć. Nie potrafią mieć domu. A moja siostra… chyba jakiś taki matczyny instynkt w niej umarł. Ma swoje życie na drugim końcu Polski…
Bardzo mi przykro z powodu siostrzenicy :( odbiło się to jak widać na całej rodzinie
 
A ja już leżę w łóżku 😁 dzieciaki śpią. A ja szukam czegoś na netfliksie Ale coś czuje że za długo nie poogladam bo już mnie spanie muli🤣 Ale dziś od 4 jestem na nogach . A jutro wizyta na 9 😁
Co będziesz oglądać ? Ja teraz lecę po kolei: Orange is The new black, The bitten, selling sunset, Lucyfer, Locke&Key, Good girls. Codziennie po jednym odcinku
 
Muszę spytać mojej lekarki czy aby nie powinnam brać heparyny właśnie rano. Od początku robię sobie zastrzyk ok. 21. W sumie szukałam info o której powinno się ją przyjmować, ale nigdzie nie znalazłam sztywnych zaleceń. Czytałam że pora nie ma znaczenia byle by brać ją co 24 godziny. Ale na wizycie 7.12 muszę spytać.
Acard podobno powinno brać się na noc. Więc biorę ok. 21 a heparynę ok. 9 rano
 
reklama
Do góry