Spaaaaaaac mi sie chce.
Wczoraj pojechalam do wawki zalegalizowac dokumenty i spotkalam sie z kilkorgiem znajomych - zlamalam diete ze ho ho - a co za tym poszlo, spoznilam sie na pociag. Zlapalam nastepny. Dojezdzam do radomska przed 21. chce otworzyc drzwi a tu dupa zbita, drzwi sie nie otwieraja. Pobieglam do nastepnego wagonu, drzwi sie nie otwieraja, w nastepnym tez nie, o zesz ku... szukam hamulca, a tu nie ma - sa w przedzialach... Pociag po minucie postoju na dworcu odjechal, a ja w nim. Ide do kanara i pytam co dalej, a on ze mam pociag z czestochowy o 22:45. Oczywiscie mowy nie bylo, zebym dostala jakas kartke, ze nie z mojej winy nie wysiadlam na stacji i oczywiscie musialam kupic kolejny bilet. Kierownik pociiagu zaczal sie tlumaczyc, ze nie sa w stanie sprawdzic wszystkich drzwi, ze pociag stal tylko chwile na stacji w radomsku, bo byl opozniony (a ch.. mnie to obchodzi), ze zgloszono jakies usterki innych drzwi i ze powinny byc one naprawione w katowicach, on jednak nie wierzy ze tak sie stanie. a ja sie pytam, co w wypadku pozaru??? wkurwilam sie co niemiara i za chwile napisze obrazliwe pismo do PKP i jeszcze to naglosnie. do domu dotarlam przed polnoca.