witam
Dotarłam do domku po kilku dniach w szpitalu, jestem padnięta, wykończona i obolała do mojego leżaka do spania....
Cały czas aż do wczoraj miałam nadzieję ze na moje urodzinki i Zosiaka 10 misięcy będziemy juz w domku czekać na operacje(3marca), że będzie już po chemiach i wyniki będa możliwe.
Niestety. W piątek Zosia miała pobranie krwi z brewiaczka, robiła to tak siksa i pociągnęła Zosię aż się rozpłakała. Trochę się wystraszyłam, popołudniem dorwałam taką fajną siostrę żeby nam zmieniła opatrunek, coprawda do zmiany jeszcze kilka dni było ale ja poprosiłam i z chęcią to zrobiła. Okazało się że brewiak się wyrwał trochę ok pół cm, dookoła czerwona skóra i coś się paskudzi, zawowałyśmy lekarza, zakaz używania browiaka!!! w sobotę przyszła pani anestezjolog to zobaczyć, potwierdziła, wczoraj był chirurg co to Zosi zakładał i powiedział ze tlko do wymiany to się nadaje:--(
W środę zarządził operację, usunie ten, założy nowy z drugiej strony... Kur..a! A jutro miała być ostatnia chemia!!! Nie wiem co na to nasza doktor ale ja się nie zgodze na chemie przez cos takiego, więc pewnie z tydzień będzie opóźnienia bo po założeniu nowego też trzeba odczekać trochę... Oczywiście tej pielęgniarce nie dam się już zbliżyć do Zosi i inne mamy pewnie też bo oczywiście im powiedziałam jak ładnie krew pobierała... trwało to z 15 min (normalnie minuta ze wszystkim) brakowało jej strzykawek, soli, ciągnęła Zosię za brewiaka, ja latała po strzykawki i sól do zabiegowego potem je wyjmowałam z opakowań a ona jeszcze mi uwage zwraca że źle to robię, wkurzyła mnie już i powiedziałam że to ona jest od tego a nie ja! Po tym co się później okazało to nie wiem czy nie iść do oddziałowej, siostrom mówiłam jak to było ale wiadomo jedna drugiej nie podpieprzy.
Oj, nasza doktor też się jutro wkurzy jak się dowie. Oczywiście powiem jak było. Pewności nie mam że to ona wyrwała, fakt że Zosię zabolało ale mogło to się stac już wcześniej bo nie widać pod opatrunkiem co się tam dzieje.
No i tak się wszystko opóźnia dalej...
W sali tłok, przenieśli sąsiadów z sali obok bo potrzebna była izolatka i teraz mamy wszystkie łóżka zajęte i rupieciarnie bo każdy już długo w szpitalu to i gratów mamy trochę. Ale Zosia szczęśliwa bo teraz ma kolege zza szyby na łóżku obok i jak ładnie wzdychaja do siebie, hehe on do niej a ona do niego:-)
Dotarłam do domku po kilku dniach w szpitalu, jestem padnięta, wykończona i obolała do mojego leżaka do spania....
Cały czas aż do wczoraj miałam nadzieję ze na moje urodzinki i Zosiaka 10 misięcy będziemy juz w domku czekać na operacje(3marca), że będzie już po chemiach i wyniki będa możliwe.
Niestety. W piątek Zosia miała pobranie krwi z brewiaczka, robiła to tak siksa i pociągnęła Zosię aż się rozpłakała. Trochę się wystraszyłam, popołudniem dorwałam taką fajną siostrę żeby nam zmieniła opatrunek, coprawda do zmiany jeszcze kilka dni było ale ja poprosiłam i z chęcią to zrobiła. Okazało się że brewiak się wyrwał trochę ok pół cm, dookoła czerwona skóra i coś się paskudzi, zawowałyśmy lekarza, zakaz używania browiaka!!! w sobotę przyszła pani anestezjolog to zobaczyć, potwierdziła, wczoraj był chirurg co to Zosi zakładał i powiedział ze tlko do wymiany to się nadaje:--(
W środę zarządził operację, usunie ten, założy nowy z drugiej strony... Kur..a! A jutro miała być ostatnia chemia!!! Nie wiem co na to nasza doktor ale ja się nie zgodze na chemie przez cos takiego, więc pewnie z tydzień będzie opóźnienia bo po założeniu nowego też trzeba odczekać trochę... Oczywiście tej pielęgniarce nie dam się już zbliżyć do Zosi i inne mamy pewnie też bo oczywiście im powiedziałam jak ładnie krew pobierała... trwało to z 15 min (normalnie minuta ze wszystkim) brakowało jej strzykawek, soli, ciągnęła Zosię za brewiaka, ja latała po strzykawki i sól do zabiegowego potem je wyjmowałam z opakowań a ona jeszcze mi uwage zwraca że źle to robię, wkurzyła mnie już i powiedziałam że to ona jest od tego a nie ja! Po tym co się później okazało to nie wiem czy nie iść do oddziałowej, siostrom mówiłam jak to było ale wiadomo jedna drugiej nie podpieprzy.
Oj, nasza doktor też się jutro wkurzy jak się dowie. Oczywiście powiem jak było. Pewności nie mam że to ona wyrwała, fakt że Zosię zabolało ale mogło to się stac już wcześniej bo nie widać pod opatrunkiem co się tam dzieje.
No i tak się wszystko opóźnia dalej...
W sali tłok, przenieśli sąsiadów z sali obok bo potrzebna była izolatka i teraz mamy wszystkie łóżka zajęte i rupieciarnie bo każdy już długo w szpitalu to i gratów mamy trochę. Ale Zosia szczęśliwa bo teraz ma kolege zza szyby na łóżku obok i jak ładnie wzdychaja do siebie, hehe on do niej a ona do niego:-)