Czesc laski.
JUz jestesmy w polandzie, troche rozczarowane, bo sniegu jak na lekarstwo i jeszcze pan pogodynek powiedzial, ze ma sie ocieplic...
Podroz znioslysmy swietnie. Troche w Niemczech sie skomplikowalo, bo mala w wozku zasnela, a ja musialam wozek zlozyc i do przeswietlenia dac (a w meksyku pozwolili mi przejsc przez bramke z Kostka w wozku...), do tego musialam obcych o pomoc prosic, bo oczywiscie nikt pracujacy na lotnisku nie kwapil sie, by wozek zlozyc i wrzucic na tasme, lub chociaz dziecko potrzymac. W samolocie Kostulka byla OK. Najpierw nie chciala spac, az w koncu zasnela okolo 1ej nad ranem. Mimo, ze na stronie linii lotniczych jest napisane, ze do dyspozycji dzieci mlodszych niz 6 miesiecy sa lozeczka turystyczne, okazalo sie, ze te lozeczka sa dla wszystkich niemowlat. Dzieki temu Konstancja troche spala w lozeczku, a troche u mnie na kolanach. Jak mala do lozeczka odkladalam, moglam przymknac oko. Generalnie nie czekalysmy dlugo na przesiadke i moja glizda nie miala okazji dac sie we znaki. Obsluga samolotow zakochala sie w moim maluchu :-) A, no i zapomnialabym, troche zlamalam diete, ale nieistotne. Chodzi o to, ze przy rezerwowaniu biletu zazyczylam sobie obiadu rybnego. Myslalam, ze dadza mi jakies obrzydlistwo. Ku mojemu zaskoczeniu dostalam krewetni i wedzonego lososia WOW!
Dziadkowie rozplakali sie na widok dziecka i przepychaja sie, kto bedzie Kostke na rekach nosil
Wczoraj i moi starzy i brat obserwowali kapiel malej, a cieszyli sie przy tym jak dzieci. Sasiadka zobaczyla Kostke i sie poplakala, a my nawet jej nie znamy. Juz sie zapowiedziala z wizyta i stwierdzila, ze mala zacaluje. Mam chwile wytchnienia, bo dziadkowie bawia sie z mala.
No i najlepsze jest to, ze Konstancja rozkminila sobie, ze jak jest ciemno to sie spi i mimo ze jej zegar biologiczny podaje jej wczesniejsza godzine, mala w nocy poszla normalnie spac, jak gdyby nigdy nic. Dzis pojechalysmy na zakupy (oczywiscie byl ryk niemozebny, jak dziecko w skafander wkladalam, ale moze jeszcze sie przyzwyczai) i Kostka zasnela w samochodzie. Tym oto sposobem babka zostala pilnowac malej, a ja hasalam na mrozie - jesli nie za czesto to i mrozik jest fajny. Drzemka Kostki trwala i trwala, wiec musialysmy po powrocie do domu zostawic ja w aucie i tylko co chwile biegalysmy, by sprawdzic co i jak.
Czuje sie zakrecona, ale mam nadzieje, ze napisalam jasno co i jak :-) A teraz ide nadrabiac braki.