Witajcie Mamuśki!
Wiem, nie pisałam długo...
U nas bez większej poprawy, momentami raczej mowa o pogorszeniu....
Zosia ostatnio dostawała długo neupogen na odporność bo strasznie spadła, antybiotyk dożylnie bo złapała jakąś infekcję, kilka dni temu miała krew przetaczaną bo bardzo wyniki spadły (pewnie po tym neupogenia, na jedno pomaga na inne szkodzi). Je głównie przez sen, czasem wypije nieco mleka czy soku, to zależy od dnia ale standardowo od dłuższego czasu jak tylko śpi to dostaje butle z kaszką na mleku czy mleko z owocami i soki. jak się mocno czymś zajmie to i zupki trochę zje. Przez to niejedzenie kilka razy miała już kroplówkę na noc podłączaną. Jest wesoła, dużo mówi i śpiewa. Łapie się barierki szpitalnego łóżeczka i podciąga się go góry, chce wstawać i tak do połowy jej się już udaje. Uwielbia tany-tany jak ją trzymam i tupta po parapecie. przez chemię ząbkowanie stanęło, zaczął wyłazić 1 ząb i staną w miejscu. Infekcję złapała ok 3 tyg temu, niby we krwi już jej nie widać ale ma bardzo kaszel i katar ciągle, po częsci dzięki naszemu nowemu towarzystwu na sali! Niech ich cholera! Przyjechali niewiadomo skąd i jak na pikniku się czują! Cały tydzień od rana do wieczora oboje z dzieckiem siedzieli ( a nie wolno!!!!) palant miał katar do tego (tatuś), na szczęści urlop mu się skończył i pojechał, było trochę spokoju ale wczoraj wrócił do rodziny. Bez kitu, nerwicy dostaje z nimi, pirdol...nik mają dookoła, mycie rąk wchodząc na sale to dla nich obce zjawisko, bycie cicho jak inne dzieci śpią też! Ile ja miałam z nimi ścięć! Ale tak to jest jak przyjechali tylko na założenie wejścia centralnego (bo tylko u nas to robią) a nie wiedzą co znaczy mieć tak chore i narażone na wszystkie zarazki dziecko. Ostatnio byłam kilka dni w pracy, tak tylko dorywczo w restauracji u męża bo dużo pracy mieli. Z Zosią babcia była. Nogi mi prawie w du..e wchodzą po roku przerwy od pracy ale wolę takie zmęczenie niż to szpitalne. Tam niby siedzę pół dnia na fotelu, w nocy Zosia daje trochę pospać ale psychicznie wysiadam! To niejedzenie, kroplówki, infekcje, transfuzje, chemie, ciągłe badania mnie strasznie dołują i jak bym mogła to pewnie bym się wyładowała na tych strasznych rodzicach co przyjechali do nas. Tam nawet sale wietrzę jak ona gdzieś wychodzi bo lampie ciągle zimno, to nic że jest duszno, bo czasem nawet cztery łożka mamy zajęte i wietrzyć TRZEBA bo te wszystkie zarazki w powietrzu wiszą i oddychać niema czym! Ostatnio babsko przegięło jak była z nami taka ok miesięczna dziewczynka. godzi ok 23 wszystkie dzieci śpią tylko ten jej syn się bawi z nią w niebogłosy, światła porozpalane, ja siedzę cicho bo Zosia śpi twardo i jej to nie przeszkadza ale mama tej malutkiej pierwszy dzień, niunia ciągle się budziła od tego hałasu i światła które akurat prosto w jej łóżeczko świeciło, cicho powiedziała że może by tak światło już zagasić? A tamta :"e, Łukasek jeszcze sie pobawi, nie trzeba" to larwa, nawet nie pomyślała że przeszkadza malutkiej, tylko swoim dziecku myśli. No wtedy już się wkurzyłam i powiedziałam jakoś :"myśle że jest już noc, to nie jest sala jednoosobowa i inne dzieci chcą spać! A jak ktoś chce się tak głośno bawić to na korytarzu jest widno!" i światło zgasiłam. O! Może Wam się to wydawać dziwne ale naprawde tacy ludzie do szału doprowadzają. Od 2 miesiecy ta sala to nasz 2 dom, Zosia jest tam ciągle, inne dzieci się zmieniają co jakiś czas, wszyscy do tej pory byli normalni, potrafili się jakoś dostosować, my do poprzedników też się dostosowaliśmy. A ci ludzie to Koszmar, takich jak te opisane sytuacje było duuuużo więcej ale książki nie będę o tym pisała.
Całujemy Was wszystkie!!!
Wiem, nie pisałam długo...
U nas bez większej poprawy, momentami raczej mowa o pogorszeniu....
Zosia ostatnio dostawała długo neupogen na odporność bo strasznie spadła, antybiotyk dożylnie bo złapała jakąś infekcję, kilka dni temu miała krew przetaczaną bo bardzo wyniki spadły (pewnie po tym neupogenia, na jedno pomaga na inne szkodzi). Je głównie przez sen, czasem wypije nieco mleka czy soku, to zależy od dnia ale standardowo od dłuższego czasu jak tylko śpi to dostaje butle z kaszką na mleku czy mleko z owocami i soki. jak się mocno czymś zajmie to i zupki trochę zje. Przez to niejedzenie kilka razy miała już kroplówkę na noc podłączaną. Jest wesoła, dużo mówi i śpiewa. Łapie się barierki szpitalnego łóżeczka i podciąga się go góry, chce wstawać i tak do połowy jej się już udaje. Uwielbia tany-tany jak ją trzymam i tupta po parapecie. przez chemię ząbkowanie stanęło, zaczął wyłazić 1 ząb i staną w miejscu. Infekcję złapała ok 3 tyg temu, niby we krwi już jej nie widać ale ma bardzo kaszel i katar ciągle, po częsci dzięki naszemu nowemu towarzystwu na sali! Niech ich cholera! Przyjechali niewiadomo skąd i jak na pikniku się czują! Cały tydzień od rana do wieczora oboje z dzieckiem siedzieli ( a nie wolno!!!!) palant miał katar do tego (tatuś), na szczęści urlop mu się skończył i pojechał, było trochę spokoju ale wczoraj wrócił do rodziny. Bez kitu, nerwicy dostaje z nimi, pirdol...nik mają dookoła, mycie rąk wchodząc na sale to dla nich obce zjawisko, bycie cicho jak inne dzieci śpią też! Ile ja miałam z nimi ścięć! Ale tak to jest jak przyjechali tylko na założenie wejścia centralnego (bo tylko u nas to robią) a nie wiedzą co znaczy mieć tak chore i narażone na wszystkie zarazki dziecko. Ostatnio byłam kilka dni w pracy, tak tylko dorywczo w restauracji u męża bo dużo pracy mieli. Z Zosią babcia była. Nogi mi prawie w du..e wchodzą po roku przerwy od pracy ale wolę takie zmęczenie niż to szpitalne. Tam niby siedzę pół dnia na fotelu, w nocy Zosia daje trochę pospać ale psychicznie wysiadam! To niejedzenie, kroplówki, infekcje, transfuzje, chemie, ciągłe badania mnie strasznie dołują i jak bym mogła to pewnie bym się wyładowała na tych strasznych rodzicach co przyjechali do nas. Tam nawet sale wietrzę jak ona gdzieś wychodzi bo lampie ciągle zimno, to nic że jest duszno, bo czasem nawet cztery łożka mamy zajęte i wietrzyć TRZEBA bo te wszystkie zarazki w powietrzu wiszą i oddychać niema czym! Ostatnio babsko przegięło jak była z nami taka ok miesięczna dziewczynka. godzi ok 23 wszystkie dzieci śpią tylko ten jej syn się bawi z nią w niebogłosy, światła porozpalane, ja siedzę cicho bo Zosia śpi twardo i jej to nie przeszkadza ale mama tej malutkiej pierwszy dzień, niunia ciągle się budziła od tego hałasu i światła które akurat prosto w jej łóżeczko świeciło, cicho powiedziała że może by tak światło już zagasić? A tamta :"e, Łukasek jeszcze sie pobawi, nie trzeba" to larwa, nawet nie pomyślała że przeszkadza malutkiej, tylko swoim dziecku myśli. No wtedy już się wkurzyłam i powiedziałam jakoś :"myśle że jest już noc, to nie jest sala jednoosobowa i inne dzieci chcą spać! A jak ktoś chce się tak głośno bawić to na korytarzu jest widno!" i światło zgasiłam. O! Może Wam się to wydawać dziwne ale naprawde tacy ludzie do szału doprowadzają. Od 2 miesiecy ta sala to nasz 2 dom, Zosia jest tam ciągle, inne dzieci się zmieniają co jakiś czas, wszyscy do tej pory byli normalni, potrafili się jakoś dostosować, my do poprzedników też się dostosowaliśmy. A ci ludzie to Koszmar, takich jak te opisane sytuacje było duuuużo więcej ale książki nie będę o tym pisała.
Całujemy Was wszystkie!!!