Jagoda to chyba nie najgorzej
gorzej by było, gdyby tylko góra zanikała...
U mojej teściowej wpadła mi w ręce ciekawa książeczka, o odchudzaniu, ale nie tylko... generalnie jak chudnąć i nie tyć, pracować na mięśnie a nie na tłuszcz, czuć się fajnie, mieć energię i takie tam... dużo takich złotych myśli zalega w księgarniach, i zazwyczaj budzi moją wesołość, ale to przyznam mnie zaciekawiło, bo facet jest endokrynologiem i uważa, że cały klucz do sukcesu tkwi właśnie w gospodarce hormonalnej, którą można w delikatny sposób sterować. No i także całą biochemią związaną z trawieniem. Uważa, że większość diet i głodówki są słabym pomysłem, bo przestawiają organizm na tryb alarmowy i skutek jest taki, że owszem, chwilowo schudniemy, ale potem organizm to nadrabia, zwiększając przemianę węglowodanów w tłuszcz, który magazynuje na wypadek kolejnego kryzysu. Dla niego ważne są pory jedzenia i proporcje węglowodanów, tłuszczów i białek. No ale to nie jest jeszcze takie odkrywcze. Ciekawiej z hormonami. Facet twierdzi, że rano produkujemy (także kobiety) testosteron. Testosteron działa tak, że przyspiesza spalanie i budowę mięśni. Dlatego faceci mają więcej mięśni i mniej tyją, łatwiej im się też odchudzić. Kiedy z wiekiem spada im testosteron i mają więcej estrogenów, to zaczynają porastać tłuszczem. Kobiety mają testosteronu w ogóle malutko, a z wiekiem już bardzo malutko, albo i wcale, a estrogeny pracują właśnie na produkcję tłuszczyku. A z kolei jak się ma więcej mięśni, to organizm więcej spala, i tak dalej...No więc cała sztuka polega na tym, żeby sobie wyprodukować trochę tego testosteronu. Dlatego wg niego należy ćwiczyć rano, im szybciej po wstaniu, tym lepiej, i najlepiej na czczo (właśnie ze względu na informacje, które dzięki temu trafiają do mózgu i ustawiają nam gospodarkę hormonalną i biochemię trawienia). Wtedy przez cały dzień organizm będzie działał "testosteronowo", czyli nastawi się na spalanie i budowę mięśni, nie na odkładanie tłuszczu. Idealny trening trwa godzinę i nie więcej (ale nawet 5 minut będzie miało skutek), i składa się z ćwiczeń aerobowych, oraz z ćwiczeń z ciężarkami. Nie powinien być zbyt długi i zbyt ciężki, bo wtedy zaczyna się spalanie mięśni, no i znów uruchamia się ten wspomniany "tryb awaryjny". Ćwiczenia wieczorne nie za bardzo pomogą w schudnięciu, podobnie jak wszystkie ćwiczenia, przy których nasz układ ciążenia jest "wyluzowany" - czyli pływanie, jazda na rowerze, pilates (bo na leżąco). Owszem, mogą mieć one inne pozytywne skutki, ale jeśli chodzi o chudnięcie - mizerne efekty.
W sumie czytałam tylko wstęp i kilka stron pierwszego rozdziału, ale przyznam, że zabrzmiało to dość interesująco.
Ja zawsze zaczynałam od śniadania i nie wyobrażałam sobie ćwiczeń na czczo... z ciekawości spróbowałam... i wcale nie zemdlałam, czego się obawiałam, było całkiem spoko, dałam radę poćwiczyć jakieś pół godzinki i przyznam, że cały dzień potem byłam dość nakręcona, nie chciało mi się spać co jest moim stałym problemem...
Może i to pożyczę i poczytam.