Przeczytałam do końca i niestety też mi się nasuwa wizyta u specjalisty... Bardzo jesteś zafiksowana na posiadanie dziecka i to pragnienie przesłania Ci całe życie. Nie doceniasz tego, co masz, widzisz tylko swoje poświęcenie i ustępowanie mężowi, a w zamian on wstrętny, niedobry, nie chce Ci dać dziecka. No przecież Ci się należy za te wszystkie lata. Zamiast cieszyć się, że masz starsze, ogarnięte dzieci i możesz z nimi podbić świat, Ty chcesz je uziemić w domu, bo wiadomo, że przy noworodku potrzeby starszych dzieci są zaniedbywane. Przytoczyłaś argument, że on patrząc na Twoje cierpienie nie zmienia zdania - ja widzę reakcję rodzica na histeryzujące o zabawkę dziecko (oczywiście, wiem, porównywanie nieadekwatne, ale takie mi przyszło do głowy) - on zdania nie zmienia, nie kupi Ci zabawki i bez względu na to, jak głośno będziesz krzyczeć, płakać i tupać - nic to nie da.
Wymuszasz na nim, żeby uległ Tobie, ale czy myślałaś, co będzie dalej? Jeśli tak, jak któraś z dziewczyn napisała - podświadomie będzie traktował to dziecko "gorzej"? Jak się będziesz z tym czuć?
A zastanawiałaś się, co będzie, jeśli dziecko będzie niepełnosprawne? Czy podołasz i udźwigniesz poczucie winy, jeśli mąż będzie miał do Ciebie pretensje o chorobę dziecka?
Ja staję po stronie Twojego Męża, bo jestem w jego sytuacji (kategorycznie nigdy więcej dzieci) i naprawdę mu współczuję, bo jest w patowej sytuacji.
Zgodzi się, to postąpi wbrew sobie i do końca życia będzie to w nim tkwić.
Nie zgodzi się, to do końca życia będzie żyć z kobietą pełną żalu, pretensji i złości...
Mimo wszystko trzymam kciuki, żeby udało Wam się dojść do porozumienia bez ofiar w ludziach [emoji6]