Mam bardzo podobne podejście do Ciebie (kto by pomyślał

). Zarodki, to zlepek komórek, a nowe życie zaczyna powstawać dla mnie dopiero w momencie rozpoczęcia bicia serca (wcześniej to tylko dalej dzielące się komórki, które mogą, choć wcale nie muszą się zaimplantować, dalej rozwijać i, w efekcie, pozwolić na wykształcenie się zdrowego dziecka) - chociaż i na tym etapie jest to tylko zarodek, bez wykształconej odporności czy układu nerwowego (oczywiście - gdy rośnie we mnie, to z myślą, że będzie to w przyszłości moje dziecko).
Dlatego też, gdyby doszło do sytuacji że mielibyśmy x zamrożonych zarodków, których już nie chcielibyśmy wykorzystywać - prawdopodobnie szybciej zdecydowalibyśmy się na wywiezienie ich np. do Czech i utylizację niż oddanie do adopcji. Podziwiam wszystkie kobiety i pary, które decydują się na przekazanie komórek/zarodków do adopcji - ja mogę być w przyszłości po tej drugiej stronie i możliwe, że komórki będziemy adoptować, ale myśl o tym, że nasze hipotetyczne dzieci (powstałe z oddanych blastek) miałyby dorastać, gdy zupełnie nie mielibyśmy wpływu na ich życie, jest dla mnie trudniejsze do przejścia niż zniszczenie połączonych komórek.