reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

In vitro 2024 - refundacja

Byłam na wizycie 🙂 Mam 11 pęcherzyków, 4 na prawym i 7 na lewym jajniku. Zostaje na genirelixie i od jutra 300 Puregonu. W poniedziałek w nocy mam wziąć ovitrelle i punkcja w środę o 11. W zależności od hormonów zadecydujemy czy świeży transfer czy dopiero mrożony. Jedyne co u mnie moze być niebezpieczne to położenie prawego jajnika. Jest za macicą, prawdopodobnie przyrośnięty do niej i dostęp będzie ciężki. Mam ryzyko krwawienia ale no ono zawsze jest.
 
reklama
Polecam książkę Wietrzykowskiej „niewidzialni rodzice”. Jej metafora walki z niepłodnością pokazana jako bieg w maratonie bardzo do mnie przemówiła. Też jestem osobą która lubi mieć wszystko poukładane i zaplanowane (typ osobowości A). I jak nie idzie po mojej myśli to jest to ciężkie do przyjęcia, ale niestety ivf to nie droga na skróty i jest dużo elementów które mogą się rozjechać i zaburzyć nasz idealny plan. My wyobrażamy sobie że to będzie sprint, jak już zdecydujemy się na podejście do ivf. A niestety rzadko kiedy rzeczywiście jest to sprint. Ja mam wrażenie, że nabralam trochę dystansu dopiero w momencie kiedy zdałam sobie z tego sprawę, że niestety nie mam kontroli nad wieloma aspektami tej drogi i czasami pośpiech działa na niekorzyść. Czekałam już dwa lata, to już ten miesiąc w tą czy tamtą nie zrobi różnicy. Ważne że już jesteśmy bliżej niż dalej :)
Niemniej jednak, rozumiem rozczarowanie, że znowu coś nie poszło po Twojej myśli. Masz prawo być zła i smutna
Tak, ja sobie zdaje sprawę, że to nie wyścigi, staram się nie nastawiać na nic. Chociaż wiadomo całkiem chyba nigdy nie da się mieć podejścia pod tyt. ,,będzie jak będzie, zobaczymy" gdzieś z tyłu głowy zawsze coś jest. Tu akurat na tej wizycie byłam pewna, że idę po leki i akurat nie ma co się wysypać, bo niby co, wizyta jak wizyta. O zgrozo bardziej zakładałam, że coś w cytologii wyjdzie niż na USG w którym zawsze wszystko było książkowo 🤣 chyba po prostu chciałabym żeby już to wszystko się zaczęło i niech się toczy dalej. Z samą stymulacją raczej na nic się nie nastawiam, choć wiadomo chciałabym, żeby jakaś choć jedna komórka się zapłodniona i dotrwała do transferu oraz było by miło gdyby hiperka mnie ominęła 😉
 
Właśnie przesłuchałam podcast na temat niepłodności i etyki, i jestem ciekawa waszego podejścia do tego jak Wy uważacie kiedy zaczyna się życie, jednocześnie będąc w procesie ivf albo planując podejście. Czy wasze zarodki powstałe podczas ivf traktujecie (będziecie traktować) jak wasze dzieci, czy jest to dla Was zlepek komórek i życie powstaje w jakimś innym momencie rozwoju (jeśli tak, to jakim)? Ja jestem niewierząca i moje podejście różni się od tego dyktowanego przez kościół, który mówi że życie rozpoczyna się od poczęcia. Nasze zamrożone zarodki nie nazywamy dziećmi, tylko mrozaczkami/blastocystami. Oczywiście gdzieś tam mam wyobrażenia że z tych zarodków mogą kiedyś powstać dzieci. Ale w moim przekonaniu nastąpi to w momencie implantacji i pozytywnej bety. Wiem że temat kontrowersyjny, z uwagi na to że każdy może do tego pochodzić na innej płaszczyźnie - emocjonalnej, etycznej, naukowej, kulturowej czy religijnej. Ale jestem ciekawa jak wy do tego podchodzicie ze swojej perspektywy :)
 
Tak, ja sobie zdaje sprawę, że to nie wyścigi, staram się nie nastawiać na nic. Chociaż wiadomo całkiem chyba nigdy nie da się mieć podejścia pod tyt. ,,będzie jak będzie, zobaczymy" gdzieś z tyłu głowy zawsze coś jest. Tu akurat na tej wizycie byłam pewna, że idę po leki i akurat nie ma co się wysypać, bo niby co, wizyta jak wizyta. O zgrozo bardziej zakładałam, że coś w cytologii wyjdzie niż na USG w którym zawsze wszystko było książkowo 🤣 chyba po prostu chciałabym żeby już to wszystko się zaczęło i niech się toczy dalej. Z samą stymulacją raczej na nic się nie nastawiam, choć wiadomo chciałabym, żeby jakaś choć jedna komórka się zapłodniona i dotrwała do transferu oraz było by miło gdyby hiperka mnie ominęła 😉
Mam nadzieję że to ostatni słaby zbieg okoliczności w tej waszej drodze :) i od teraz już tylko będzie gładko! Wy będziecie w końcu zapładniać więcej niż 6 komórek?
 
Wiecie co tak się zastanawiam nad tymi stymulacjami, które macie rozpocząć. Ja jestem na antykoncepcji - zaczęłam drugie opakowanie (bez przerwy na krwawienie z odstawienia). Lekarz mi powiedział że tak łatwiej podejść do stymulacji bo jesteśmy w stanie wszystko obliczyć. Po prostu odstawiam anty- w trzeciej dobie dostaje okres,i od drugiego dnia cyklu zaczynamy stymulkę. Miała tak z was któraś? Jest w ogóle ktoś kto leczy się w invimed Wro?
Ja miałam przez ostatnich 20 dni włączonego proga (z uwagi na torbielki po wcześniejszym cyklu). Skończyłam przyjmować leki we wtorek, dzisiejszy dzień lekarz traktuje jako pierwszy dc, a jutro zaczynam stymulację - mimo, że krwawienie jeszcze nie wystąpiło i niezależnie od tego, czy wystąpi.
 
Dzięki za dobre słowo ❤️ trochę mnie uspokoilas ❤️ Bo już standardowo po wizycie załamałam się, że znowu coś nie tak i trzeba będzie przekładać kolejny miesiąc. Najgorzej się już nastawić psychicznie na coś, zacząć sobie w głowie układać i nagle jak na zawolanie wyskakuje coś niespodziewanego. 😅 a jeszcze z moim charakterem, gdzie lubię mieć wszystko zaplanowane poukładane jest to frustrujące 😅
Ja już od dłuższego czasu powtarzam, że jedyna pewna rzeczą w naszym życiu jest zmiana 😅 Już tyle razy ustalałam sobie plan działania (o zakładanym wyniku nie wspominając) - z totalnie marnym skutkiem, ze teraz poddaje się temu, co przynosi los, bo i tak nie mam na większość z tych rzeczy wpływu, a narastająca frustracja nie jest moim przyjacielem ;)
 
Mam nadzieję że to ostatni słaby zbieg okoliczności w tej waszej drodze :) i od teraz już tylko będzie gładko! Wy będziecie w końcu zapładniać więcej niż 6 komórek?
Dziękuję ❤️ Niestety nie wiem ile będzie zapladnianych. Miałam o to pytać wczoraj na wizycie ale tak mnie zaskoczyła gin tym pęcherzykiem, że zapomniałam. Myślę, że jeszcze nie jedna będzie okazja. Z tego co czytałam teoretycznie ze względu na moje AMH może być takie wskazanie ale tu już chyba zdaje się na lekarza. Jeśli stwierdzi, że wszystkie można zapłodnić to tak zrobimy, a jeśli stwierdzi, że 6 to dla mnie też to jest ok. Nie mamy tu raczej preferencji, tym bardziej że wraz z pierwszyn transferem nie musi się od razu udać. Dwa, że bierzemy pod uwage też w przyszłości opcje drugiego dziecka, więc nawet gdyby kilka blastek zostało to możliwe, że wykorzystamy w przyszłości.
 
Właśnie przesłuchałam podcast na temat niepłodności i etyki, i jestem ciekawa waszego podejścia do tego jak Wy uważacie kiedy zaczyna się życie, jednocześnie będąc w procesie ivf albo planując podejście. Czy wasze zarodki powstałe podczas ivf traktujecie (będziecie traktować) jak wasze dzieci, czy jest to dla Was zlepek komórek i życie powstaje w jakimś innym momencie rozwoju (jeśli tak, to jakim)? Ja jestem niewierząca i moje podejście różni się od tego dyktowanego przez kościół, który mówi że życie rozpoczyna się od poczęcia. Nasze zamrożone zarodki nie nazywamy dziećmi, tylko mrozaczkami/blastocystami. Oczywiście gdzieś tam mam wyobrażenia że z tych zarodków mogą kiedyś powstać dzieci. Ale w moim przekonaniu nastąpi to w momencie implantacji i pozytywnej bety. Wiem że temat kontrowersyjny, z uwagi na to że każdy może do tego pochodzić na innej płaszczyźnie - emocjonalnej, etycznej, naukowej, kulturowej czy religijnej. Ale jestem ciekawa jak wy do tego podchodzicie ze swojej perspektywy :)
Ja mam takie samo podejście jak Ty :) póki co tylko się śmiejemy, że mam 18 pęcherzyków więc 18 potencjalnych dzieciaczków. Jak już będziemy mieli zarodki, to to wciąż nie będą nasze dzieci, do momentu jak nie będzie ciąży. Idzie też za tym lekkość w ewentualnej decyzji o oddaniu ich później do adopcji ☺️
 
Właśnie przesłuchałam podcast na temat niepłodności i etyki, i jestem ciekawa waszego podejścia do tego jak Wy uważacie kiedy zaczyna się życie, jednocześnie będąc w procesie ivf albo planując podejście. Czy wasze zarodki powstałe podczas ivf traktujecie (będziecie traktować) jak wasze dzieci, czy jest to dla Was zlepek komórek i życie powstaje w jakimś innym momencie rozwoju (jeśli tak, to jakim)? Ja jestem niewierząca i moje podejście różni się od tego dyktowanego przez kościół, który mówi że życie rozpoczyna się od poczęcia. Nasze zamrożone zarodki nie nazywamy dziećmi, tylko mrozaczkami/blastocystami. Oczywiście gdzieś tam mam wyobrażenia że z tych zarodków mogą kiedyś powstać dzieci. Ale w moim przekonaniu nastąpi to w momencie implantacji i pozytywnej bety. Wiem że temat kontrowersyjny, z uwagi na to że każdy może do tego pochodzić na innej płaszczyźnie - emocjonalnej, etycznej, naukowej, kulturowej czy religijnej. Ale jestem ciekawa jak wy do tego podchodzicie ze swojej perspektywy :)
Mam bardzo podobne podejście do Ciebie (kto by pomyślał 😅). Zarodki, to zlepek komórek, a nowe życie zaczyna powstawać dla mnie dopiero w momencie rozpoczęcia bicia serca (wcześniej to tylko dalej dzielące się komórki, które mogą, choć wcale nie muszą się zaimplantować, dalej rozwijać i, w efekcie, pozwolić na wykształcenie się zdrowego dziecka) - chociaż i na tym etapie jest to tylko zarodek, bez wykształconej odporności czy układu nerwowego (oczywiście - gdy rośnie we mnie, to z myślą, że będzie to w przyszłości moje dziecko).

Dlatego też, gdyby doszło do sytuacji że mielibyśmy x zamrożonych zarodków, których już nie chcielibyśmy wykorzystywać - prawdopodobnie szybciej zdecydowalibyśmy się na wywiezienie ich np. do Czech i utylizację niż oddanie do adopcji. Podziwiam wszystkie kobiety i pary, które decydują się na przekazanie komórek/zarodków do adopcji - ja mogę być w przyszłości po tej drugiej stronie i możliwe, że komórki będziemy adoptować, ale myśl o tym, że nasze hipotetyczne dzieci (powstałe z oddanych blastek) miałyby dorastać, gdy zupełnie nie mielibyśmy wpływu na ich życie, jest dla mnie trudniejsze do przejścia niż zniszczenie połączonych komórek.
 
reklama
Byłam na wizycie 🙂 Mam 11 pęcherzyków, 4 na prawym i 7 na lewym jajniku. Zostaje na genirelixie i od jutra 300 Puregonu. W poniedziałek w nocy mam wziąć ovitrelle i punkcja w środę o 11. W zależności od hormonów zadecydujemy czy świeży transfer czy dopiero mrożony. Jedyne co u mnie moze być niebezpieczne to położenie prawego jajnika. Jest za macicą, prawdopodobnie przyrośnięty do niej i dostęp będzie ciężki. Mam ryzyko krwawienia ale no ono zawsze jest.
11 pęcherzyków to super wynik! A pozwolili Ci brać jakieś leki przeciwbólowe lub cos na te dolegliwości jelitowo/zoladkowe?

Mój jajnik też zawsze na każdym usg był schowany za macice, a w trakcie stymulacji się wyłonił do góry i nie było problemu z pobraniem komórek. Może u Ciebie jednak też się okaże że rosnące pęcherzyki go wypchną do góry? :) a jeśli nie, to na pewno lekarz już różne kombinacje widział i sobie jakoś poradzi z pobraniem :)
 
Do góry