bira
Listopadowe mamy'07
Dzień dobry :-)
Karola, Ania, dziękuję za życzenia :-)
Karola, szerokiej drogi :-)
Ania, ale bałwan superaśny. My mieliśmy dzisiaj iśc ulepić, ale mieliśmy dzień z przeszkodami. Jutro jakoś pójdę.
U nas dzisiaj dzień masakra. Pomijam doła jakiego załapałam z przyczyn mi nie znanych, ale wszystko szło jak po grudzie. Pojechaliśmy dzisiaj na zakupy, bo S musiał sobie płaszcz kupić, ale najpierw musiał gdzieś tam jeszcze podjechać, więc umówiliśmy się w McDonaldzie za 15 minut... czekałam godzinę, bo śniegi tutaj takie, że przejść nie można, wózka nie idzie upchać, a nikt tego nie odśnieża, zero sypania, wolna amerykanka... Później bieg po ten płaszcz, żeby szybciej do domu jechać... oczywiście nie było już, więc zaczął się przemarsz po wszystkich sklepach. Myślałam, że kurwic.y dostanę, bo Inga przy każdej knajpie i sklepie z cukierkami jest głodna i wyje... Do tego rozbiera się, bo jest jej gorąco a później nie chce się ubierać. W pewnym momencie zgubiliśmy czapkę, S. wrócił, ale czapki nie znalazł, więc znowu po sklepach szukamy czapki do kupna,,, a, że ludzi jakaś histeria masowa ogarnęła, więc nie mogliśmy nigdzie kupić czapki dziecięcej... W końcu w H&M kupiłam ostatnią zimową czapkę dziewczęcą w Ingowym rozmiarze... jest tak różowa, że aż oczy bolą, no ale czapkę musi mieć. A na koniec autobusy dwa nam się nie zatrzymały na przystanku, tylko pojechały sobie dalej, Indze zachciało się siku, więc na tym mrozie zdejmowaliśmy majty i było sikanie,później przesiadka w inny autobus i znowu jeden się nie zatrzymał, wsiedliśmy w następny, ale pomimo, że mówiłam Sebanowi, że to nie ten numer, S. uparł się, żeby wsiąść w niego, bo on wie najlepiej... no i prawie na plaży wylądowaliśmy i wracaliśmy z buta a obok nas przemknęły dwa tramwaje, które zatrzymują się pod domem... Na koniec prawei choinka nam się wywaliła, bo w całym tym zasranym mieście nie ma stojaków, więc S. zbił jakiś z desek i choinka prawie dzisiaj spadła na ziemię... Teraz stoi oparta o ścianę... Porażka. Ale na koniec przyszła moja psiapsiólka, wypiłyśmy winko i trochę mi przeszło, bo dzisiejszy dzień to jakieś nieporozumienie. No i już na 100% zaklepałam kota. Dziewczyna ma teraz cztery miesiące, jest czyściutka, piękne korzysta z kuwetki, jeszcze jest rehabilitowana, bo jakiś sukinsyn przetrącił jej miednicę, ale za miesiąc będzie gotowa dla mnie
Karola, Ania, dziękuję za życzenia :-)
Karola, szerokiej drogi :-)
Ania, ale bałwan superaśny. My mieliśmy dzisiaj iśc ulepić, ale mieliśmy dzień z przeszkodami. Jutro jakoś pójdę.
U nas dzisiaj dzień masakra. Pomijam doła jakiego załapałam z przyczyn mi nie znanych, ale wszystko szło jak po grudzie. Pojechaliśmy dzisiaj na zakupy, bo S musiał sobie płaszcz kupić, ale najpierw musiał gdzieś tam jeszcze podjechać, więc umówiliśmy się w McDonaldzie za 15 minut... czekałam godzinę, bo śniegi tutaj takie, że przejść nie można, wózka nie idzie upchać, a nikt tego nie odśnieża, zero sypania, wolna amerykanka... Później bieg po ten płaszcz, żeby szybciej do domu jechać... oczywiście nie było już, więc zaczął się przemarsz po wszystkich sklepach. Myślałam, że kurwic.y dostanę, bo Inga przy każdej knajpie i sklepie z cukierkami jest głodna i wyje... Do tego rozbiera się, bo jest jej gorąco a później nie chce się ubierać. W pewnym momencie zgubiliśmy czapkę, S. wrócił, ale czapki nie znalazł, więc znowu po sklepach szukamy czapki do kupna,,, a, że ludzi jakaś histeria masowa ogarnęła, więc nie mogliśmy nigdzie kupić czapki dziecięcej... W końcu w H&M kupiłam ostatnią zimową czapkę dziewczęcą w Ingowym rozmiarze... jest tak różowa, że aż oczy bolą, no ale czapkę musi mieć. A na koniec autobusy dwa nam się nie zatrzymały na przystanku, tylko pojechały sobie dalej, Indze zachciało się siku, więc na tym mrozie zdejmowaliśmy majty i było sikanie,później przesiadka w inny autobus i znowu jeden się nie zatrzymał, wsiedliśmy w następny, ale pomimo, że mówiłam Sebanowi, że to nie ten numer, S. uparł się, żeby wsiąść w niego, bo on wie najlepiej... no i prawie na plaży wylądowaliśmy i wracaliśmy z buta a obok nas przemknęły dwa tramwaje, które zatrzymują się pod domem... Na koniec prawei choinka nam się wywaliła, bo w całym tym zasranym mieście nie ma stojaków, więc S. zbił jakiś z desek i choinka prawie dzisiaj spadła na ziemię... Teraz stoi oparta o ścianę... Porażka. Ale na koniec przyszła moja psiapsiólka, wypiłyśmy winko i trochę mi przeszło, bo dzisiejszy dzień to jakieś nieporozumienie. No i już na 100% zaklepałam kota. Dziewczyna ma teraz cztery miesiące, jest czyściutka, piękne korzysta z kuwetki, jeszcze jest rehabilitowana, bo jakiś sukinsyn przetrącił jej miednicę, ale za miesiąc będzie gotowa dla mnie