Cześć Kobietki!
My już po urlopie, spowrotem na Wyspie... Ehh, a tak fajnie było się pobyczyć...
Wyjeżdżaliśmy w piątek w południe, ale kiedy obudziłam się rano i zawitałam do łazienki okazało się, że dostałam plamienia!
Na szczęście lekarka u której byłam wcześniej na usg przyjęła mnie poza kolejką jeszcze przed wyjazdem... Przepisała mi no-spę forte i duphaston, kazała leżeć i nic nie dźwigać a najlepiej w ogóle nie iść do pracy przynajmniej przez najbliższy tydzień... No i tu się pojawił problem, bo ja od jutra powinnam wrócić na te cholerne nocki, a w dodatku w tym tygodniu ma ich być 4x12 godzin...
A jak się nie zjawię to istnieje "szansa", że zechcą się ze mną pożegnać... I co ja mam zrobić?
Już się czuję lepiej, ale plamienia nie ustały, chociaż na szczęście są dużo mniejsze niż w piątek...
Na tej nadprogramowej wizycie u ginki miałam też szybkie usg dla sprawdzenia co się dzieje. Na szczęście z Perełką wszystko dobrze, urosła i serducho bije mocno...
No ale te plamienia mnie martwią...
Aaa... I jeszcze się wkurzyłam wczoraj, bo moja położna przełożyła mi wizytę na 19 maja, czyli tydzień później
I to akurat teraz, kiedy tak potrzebuję tego cholernego zaświadczenia, że jestem w ciąży, żeby nie mogli mnie wyrzucić z pracy... No jasny gwizdek, no...