Hej kobietki. Nie zazdroszczę Wam stresów. I niestety nic nie umiem poradzić na przyspieszenie porodu. Mogę tylko kciuki mocno zaciskać, żeby Wszystkim się udało.
Co też robię.
A Was w zamian proszę również o przysługę: trzymajcie kciuki za mnie i Szymona.
Bo i mnie nie opuszcza stres
Chodzi o to, że moje piersi nie produkują tyle mleka ile trzeba i maluch krzyczy mi wniebogłosy z głodu :-( Dokarmiam go trochę sztucznie, ale nie lubię tego robić żeby nie przestawił mi się na butelkę całkiem. Robię to tylko dlatego, żeby rzeczywiście go nie zagłodzić.
Dziś w końcu dopchałam się do poradni laktacyjnej.
Grudniówki z Krakowa, gdybyście miały jakieś problemy z karmieniem piersią polecam baaardzo Panią Marię Kaletę ze szpitala Żeromskiego.
Ma ogromną wiedzę. Bardzo otwarta, ciepła kobieta nie tylko dla mamy ale i dla dziecka (najpierw dopadła Szymona, żeby się z nim zapoznać a dopiero potem zajęła się mną). A ja...Całą godzinę przebeczałam z żalu, że taka ze mnie sierota (choć co ja temu winna jestem, że mi mało mleka leci :-() Dostałam rozpisany i dostosowany do mnie program działania.
Tylko zdołowana jestem i boję się że nie podołam.
A na dodatek mam uruchomić laktator, czego przeraźliwie się boję.
Kupiłam BabyOno po porodzie i jak go przetestowałam, to od razu się zraziłam. Nakładka masująca w tym laktatorze poraniła mi otoczkę piersi. To już mój maluch był na początku delikatniejszy Odstawiłam więc to g... w kąt i kupiłam ręczną Medelę, wypożyczyłam do tego elektryczny tłok i będziemy działać. Ma być niby zdecydowanie lepiej. Tylko uraz psychiczny po poprzednim mnie blokuje.
Ale cóż. Siły trzeba zebrać i działać dla dobra synka.
Natura to chyba za krótko popracowała żeby laktacja przebiegała normalnie. Chyba że drogą ewolucji kobiety zgubiły coś ważnego, żeby wszystko przebiegało ok.
Dlatego błagam: TRZYMAJCIE KCIUKI
Co też robię.
A Was w zamian proszę również o przysługę: trzymajcie kciuki za mnie i Szymona.
Bo i mnie nie opuszcza stres
Chodzi o to, że moje piersi nie produkują tyle mleka ile trzeba i maluch krzyczy mi wniebogłosy z głodu :-( Dokarmiam go trochę sztucznie, ale nie lubię tego robić żeby nie przestawił mi się na butelkę całkiem. Robię to tylko dlatego, żeby rzeczywiście go nie zagłodzić.
Dziś w końcu dopchałam się do poradni laktacyjnej.
Grudniówki z Krakowa, gdybyście miały jakieś problemy z karmieniem piersią polecam baaardzo Panią Marię Kaletę ze szpitala Żeromskiego.
Ma ogromną wiedzę. Bardzo otwarta, ciepła kobieta nie tylko dla mamy ale i dla dziecka (najpierw dopadła Szymona, żeby się z nim zapoznać a dopiero potem zajęła się mną). A ja...Całą godzinę przebeczałam z żalu, że taka ze mnie sierota (choć co ja temu winna jestem, że mi mało mleka leci :-() Dostałam rozpisany i dostosowany do mnie program działania.
Tylko zdołowana jestem i boję się że nie podołam.
A na dodatek mam uruchomić laktator, czego przeraźliwie się boję.
Kupiłam BabyOno po porodzie i jak go przetestowałam, to od razu się zraziłam. Nakładka masująca w tym laktatorze poraniła mi otoczkę piersi. To już mój maluch był na początku delikatniejszy Odstawiłam więc to g... w kąt i kupiłam ręczną Medelę, wypożyczyłam do tego elektryczny tłok i będziemy działać. Ma być niby zdecydowanie lepiej. Tylko uraz psychiczny po poprzednim mnie blokuje.
Ale cóż. Siły trzeba zebrać i działać dla dobra synka.
Natura to chyba za krótko popracowała żeby laktacja przebiegała normalnie. Chyba że drogą ewolucji kobiety zgubiły coś ważnego, żeby wszystko przebiegało ok.
Dlatego błagam: TRZYMAJCIE KCIUKI