Powiem tak pierwszy poród był chyba lepszy niż drugi chociaż wtedy wydawało mi się, że przeżywam katusze, u mnie wjechały straszne bóle krzyżowe, oprócz skurczów z którymi nie mogłam sobie poradzić, trafiłam o 24 na trak porodowy i od 2-3 błagałam o znieczulenie, ale anestezjolog nie była do dyspozycji, kazali czekać na obchód lekarzy o 9, jak zobaczyłam lekarza, to miałam ochotę go na kolanach prosić o te znieczulenie, ale on powiedział, że już za późno 8 cm rozwarcia, zaraz będzie po wszystkim i tak oto o 10 pojawił się synek, po porodzie czułam się rewelacyjnie.
Drugi poród wywoływany, bo mały w ogóle się nie ruszał, od początku miałam powiedziane, że wszystko jest do mojej dyspozycji również znieczulenie, ale jakoś dawałam radę, chociaż nie ukrywam, że skurcze po oxtytocynie rozwalają system, najpierw miałam skurcz i kończył się i rozchodził się na krzyż, przyszedł kryzys, że prosiłam o znieczulenie i uwaga uwaga było 8 cm i chwila moment urodziłam, jak wypierałam syna, to miałam ogromne wrażenie, że ktoś mnie kłuję, piekło przeokropnie i okazało się, że popękałam, ale mały już był w zielonych wodach, więc jak przebili pęcherz i usłyszałam zielone wody, to nabrałam takiej energi, że chciałam jiz jak najszybciej go zobaczyć
Uwaga nie pisze, żeby wystraszyć kogokolwiek, odpowiadam na pytanie
.
Doczytałam, że pisałyście o covid, teraz rodząc w styczniu, mąż mógł wejść i być przy porodzie, ale musiał okazać negatywny test, mógł towarzyszyć przy porodzie i zostać dwie godziny po, ale niestety nie było z kim starszaka zostawić, więc przy drugim porodzie byłam sama
i oczywiście wiem, że każdy szpital rządzi się swoimi prawami i zdaje sobie sprawę, że w każdym może być inaczej